Jan Sehn. Tropiciel nazistów - Filip Gańczak - ebook

Jan Sehn. Tropiciel nazistów ebook

Gańczak Filip

4,1

Opis

Nie był więźniem obozów koncentracyjnych, nie doświadczył osobiście niemieckich represji. W czasie wojny zajmował skromną posadę w stowarzyszeniu restauratorów. A jednak to właśnie on, potomek niemieckich kolonistów osiadłych w Galicji, po roku 1945 stał się wybitnym ekspertem od Auschwitz i motorem polskich rozliczeń z brunatną okupacją. Jako przewodniczący Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie przesłuchiwał czołowych zbrodniarzy nazistowskich wydanych Polsce: Amona Götha, Rudolfa Hössa, Marię Mandl. I choć później deklarował się jako przeciwnik kary śmierci, wielu katów spod znaku swastyki pomógł posłać na szubienicę. Materiały dowodowe odnajdował nawet w ruinach i śmietnikach. W niekonwencjonalny sposób docierał do świadków, którzy przetrwali piekło obozów. Umiał rozmawiać ze wszystkimi: z komunistycznymi władzami PRL, wojskowymi z USA i prokuratorami z RFN. Tropieniu nazistów poświęcił dwadzieścia lat przedwcześnie przerwanego życia.

Filip Gańczak kreśli fascynujący portret profesora Jana Sehna, szukając jego śladów nie tylko w polskich i niemieckich archiwach, lecz także odwiedzając liczne miejsca związane z bohaterem książki – od jego rodzinnego Tuszowa Małego aż po Frankfurt nad Menem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (39 ocen)
12
19
7
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tomaszhenrykdulak

Nie polecam

10h książki 2,5h przypisów. co za ... to pisał. ... z takimi ksiazkami
00

Popularność




Filip Gańczak

Jan Sehn

Tropiciel nazistów

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © by UPI / Süddeutsche Zeitung Photo

Copyright © by Filip Gańczak, 2020

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Magdalena Błędowska

Korekta Jadwiga Makowiec, Gabriela Niemiec

Skład Ewa Ostafin / d2d.pl

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

ISBN 978-83-8049-995-9

Krakowowi

Jestem […] zdecydowanym przeciwnikiem kary śmierci, a rzecz jasna – tym bardziej zdecydowanym wrogiem zabijania i bestialskiego mordowania ludzi bez jakiegokolwiek powodu i sądu, jak to robili masowo faszyści hitlerowscy […]. Z tych przesłanek wynika dla mnie wewnętrzny obowiązek współdziałania z tymi, którzy dążą do ujawnienia takich zbrodni i ukarania ich sprawców, a całym moim postępowaniem kieruje sam głęboki szacunek dla życia […], jak to określił w liście odręcznym do mnie Wielki naszych czasów Albert Schweitzer.

Jan Sehn, 31 marca 19601

Oświęcim 1945

W gabinecie dyrektorskim podano kawę. Telefon dzwoni niecierpliwie. Za oknem widać krakowskie Planty, wciąż jeszcze zielone, choć to już październik. Profesor Jan Sehn, szef Instytutu Ekspertyz Sądowych, podejmuje dziennikarza Leopolda Marschaka. Rozmowa, która początkowo miała zająć chwilę, przeciąga się do dwóch godzin. Wypełnia je właściwie jeden temat – Auschwitz.

Gospodarz spotkania, „wysoki, szczupły, o energicznych ruchach”2, cofa się pamięcią o dwadzieścia lat, do wiosny 1945 roku. Największa niemiecka fabryka śmierci – zrazu miejsce kaźni Polaków, a z czasem przede wszystkim ośrodek masowej zagłady Żydów – już wówczas nie pracuje. Teren poobozowy częściowo zajmowany jest przez sowieckie władze wojskowe. Sędzia śledczy Sehn to jeden z pierwszych Polaków, którzy prowadzą dochodzenia w tym miejscu. Ten zdolny krakowski prawnik doskonale wie, że czas działa na jego niekorzyść. Trzeba zabezpieczyć dokumenty obozowe, nim zostaną wywiezione do Związku Sowieckiego lub trafią na makulaturę. Przesłuchać zagranicznych świadków – byłych więźniów – nim się rozjadą po świecie. Ocalić, jeśli się da, baraki Auschwitz przed pożarami i rozbiórką.

Swą opowieść o roku 1945 Sehn ilustruje fotografiami. „Tak wyglądała – mówi Marschakowi, pokazując grupę osób na czarno-białym zdjęciu – pierwsza społeczna Komisja Oświęcimska, w której pracach uczestniczyłem”. Komisja dla Badania Zbrodni Niemiecko-Hitlerowskich w Oświęcimiu – bo tak brzmi jej pełna nazwa – pierwszy raz zbiera się w Krakowie 29 marca 1945 roku, w Wielki Czwartek. W jej skład wchodzą politycy, naukowcy, a także znani ludzie kultury, tacy jak pisarka Zofia Nałkowska.

Sito do przesiewania ludzkich popiołów, w tle ruiny krematorium II, Brzezinka, 29 maja 1945 roku. Pierwszy z lewej Hewlett Johnson, dziekan Canterbury; pierwszy z prawej Jan Sehn

fot. Stanisław Kolowca

Sędziego Sehna nie ma początkowo w tym gronie. Wiadomo jednak, że już 28 marca rozmawia o Komisji Oświęcimskiej z Lucjanem Szulkinem, naczelnikiem Wydziału Propagandy i Popularyzacji Prawa w Ministerstwie Sprawiedliwości. Dzień później przygotowuje dla Szulkina notatkę, w której apeluje o zachowanie urządzeń obozowych Auschwitz jako dowodów winy.

Nowe komunistyczne władze, zabiegające o jak najszersze poparcie społeczne i uznanie międzynarodowe, chcą pokazać, że zależy im na sprawiedliwym rozliczeniu krwawej niemieckiej okupacji. Początki pracy Komisji Oświęcimskiej to jednak wielka improwizacja. Z pierwszej wizji lokalnej, przeprowadzonej 5 kwietnia na terenie byłego obozu, nie zostaje sporządzony protokół. „Nie zabezpieczono też wówczas […] żadnych dokumentów ani dowodów rzeczowych”3 – napiszą później we wspólnym raporcie Jan Sehn i prokurator Edward Pęchalski. Ci dwaj prawnicy, solidnie wykształceni jeszcze przed wojną, dołączają do komisji 6 kwietnia.

Tego dnia w gmachu Sądu Apelacyjnego przy ulicy Grodzkiej 52 w Krakowie ruszają publiczne przesłuchania byłych więźniów Auschwitz. I znów – improwizacja. Komisja nie ma jasnego planu działania. Minister sprawiedliwości Edmund Zalewski co chwilę spogląda na zegarek i ogranicza zadawanie pytań. Te zresztą bywają przypadkowe. Co gorsza, zeznania nie są układane chronologicznie ani podpisywane przez świadków. Taki materiał stanowi wprawdzie łakomy kąsek dla prasy, ale przed sądem nie ma większej wartości.

Sehn i Pęchalski nalegają, by przesłuchania przenieść do podkomisji prawniczej, w której zasiadają, i prowadzić zgodnie z polskim Kodeksem postępowania karnego. W połowie kwietnia udaje im się postawić na swoim. Do zespołu dołącza Wincenty Jarosiński, kolejny prokurator z przedwojennym doświadczeniem, a przy tym były więzień Auschwitz. Protokoły zeznań wreszcie są profesjonalnie sporządzane – i do dziś chwytają za gardło. W dużej mierze to także zasługa świadków gotowych obszernie opowiedzieć o swych koszmarnych przeżyciach.

Luigi Ferri podwija rękaw tyrolskiej kurtki i odsłania przedramię, by pokazać wytatuowany numer obozowy: B 7525. Ten ciemnowłosy chłopak nie ma jeszcze trzynastu lat, ale wydarzenia ostatniego roku brutalnie wyrwały go z wieku niewinności. „Między innymi widziałem trupy małych dzieci, nawet bardzo małych, całe we krwi”4 – mówi po niemiecku Sehnowi i Jarosińskiemu. Gdy w czerwcu 1944 roku w Trieście włoscy policjanci przychodzą po jego babcię, z pochodzenia Żydówkę, Luigi decyduje się iść z nią, choć jemu, wychowanemu w katolickiej rodzinie, mundurowi pozwalają zostać. W pociągu towarowym oboje są jeszcze w jednym wagonie; w obozie szybko zostają rozdzieleni. Po kilku miesiącach chłopak się dowiaduje, że babcia zginęła w komorze gazowej. Sam przeżyje dzięki opiece, którą roztacza nad nim doktor Otto Wolken, wiedeński Żyd, w Auschwitz więzień-lekarz.

Roman Goldman to prawie rówieśnik Ferriego – jest od niego starszy raptem o półtora roku. Pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego, ale w chwili, gdy przesłuchują go Sehn i Jarosiński, mieszka w krakowskim sierocińcu przy ulicy Długiej. Z rodzicami i siostrą stracił kontakt w Auschwitz, dokąd w wagonie bydlęcym przewieziono ich wszystkich z Treblinki w lipcu 1943 roku. Młody Goldman właściwie nie powinien już żyć. Pewnego dnia lekarz Josef Mengele, „Anioł Śmierci”, kwalifikuje go do grona stu osiemdziesięciu osób przeznaczonych do zagazowania. Chłopak ucieka jednak z bloku, gdzie ludzie ci czekają na swój los. Później pracuje między innymi przy przewożeniu zwłok do krematorium. „[N]iejednokrotnie widziałem różne transporty, które przychodziły do obozu – zeznaje. – Bezpośrednio po wyładowaniu wagonu lekarz obozowy przeprowadzał selekcję i najzdrowszych, bardzo nielicznych, odstawiał do obozu, reszta zaś szła wprost do komór gazowych. Miałem możliwość dokładnego obserwowania, jak się to wszystko odbywało”5. Więźniowie tacy jak Goldman korzystają z żywności pozostałej po zagazowanych. Niemiec pełniący funkcję blokowego łaskawie przymyka na to oko.

Eugenię Halbreich, rocznik 1919, do Auschwitz przetransportowano wraz z rodzicami w styczniu 1943 roku. Wcześniej, w getcie krakowskim, miała jeszcze pracę pozwalającą wychodzić za bramę. Teraz trafia do obozu ze świadomością, że „z Oświęcimia żaden Żyd wyjść nie może”6. Już pierwsze zderzenie z nową rzeczywistością jest brutalne: bicie, szczucie psami, fatalne warunki sanitarne. „Codziennie wieczorem więźniarki przynosiły na apel po kilka czy kilkanaście kobiet zmarłych, względnie zabitych” – opowiada później Sehnowi i Jarosińskiemu. Niektóre, by skrócić swoje cierpienia, rzucają się na druty pod napięciem. Halbreich też myśli o odebraniu sobie życia. „Od popełnienia samobójstwa chroniła mnie tylko moja matka” – zeznaje potem. Mimo dramatycznych wysiłków dziewczyna nie jest w stanie ocalić jej przed komorą gazową. Na Halbreich spada w tym czasie jeszcze jeden cios: dowiaduje się, że jeden z jej braci został rozstrzelany przez Gestapo na żydowskim cmentarzu w Krakowie. Eugenia ma więcej szczęścia: udaje się jej przeżyć kilkanaście selekcji do gazu. Z czasem dostaje lżejszą pracę szrajberki (pisarki) w podobozie Raisko, gdzie między innymi uprawia się warzywa na potrzeby SS. Wciąż jednak widzi dymiące kominy krematoryjne.

Zeznania świadków są bezcenne, ale nie może się obejść bez profesjonalnej wizji lokalnej w Oświęcimiu. Sehn i jego koledzy z podkomisji prawniczej chcą jak najszybciej zobaczyć teren byłego obozu. Choć dziś trudno w to uwierzyć, długo nie mogą się doprosić samochodu. Wyjazdy zostają zorganizowane dopiero w maju.

Nieostre zdjęcia z tego okresu pokazują członków podkomisji w drodze. Odkrytą ciężarówką wyposażoną w ławki podróżują Sehn, Pęchalski, Jarosiński oraz trzy protokolantki: Krystyna Szymańska, „która znała doskonale język niemiecki, a nieco »kaleczyła« język polski”7, Stefania Setmajer i Jadwiga Wojciechowska. „[D]orywczo korzystaliśmy z auta ciężarowego – gruchota dostarczonego przez władze administracyjne – będzie po latach wspominał Jarosiński. – Później weszliśmy w porozumienie z prywatnym właścicielem auta, który w zamian za to, że sam miał możność używania wozu, zgadzał się na to, by komisja eksploatowała go w połowie czasu, a w drugiej połowie on”8. „Nierzadko opuszczaliśmy Kraków w poniedziałek, w sobotę powracaliśmy do domu i znów w następny poniedziałek udawaliśmy się do byłego obozu”9 – zapamięta Szymańska.

Posiedzenie Komisji Oświęcimskiej, Kraków, kwiecień 1945 roku.Jan Sehn widoczny z lewej, obok Zofia Nałkowska

fot. Józef Rosner

Ponieważ tak zwany obóz macierzysty (Auschwitz I) znajduje się pod nadzorem sowieckich władz wojskowych, podkomisja z Krakowa musi liczyć na ich dobrą wolę. Początkowo współpraca układa się znośnie. Polska ekipa nocuje w budynku zajmowanym wcześniej przez administrację obozu. Sehn dzieli pokój z Pęchalskim; przez najbliższe lata będą blisko współpracować. Teraz – od 11 do 25 maja 1945 roku – wspólnie wizytują szpital obozowy. Towarzyszy im Stanisław Łuczko, fotograf z Instytutu Ekspertyz Sądowych. W szpitalu wciąż przebywa prawie czterystu chorych – byłych więźniów. „Wszyscy […] są niedożywieni, wychudzeni, większość obłożnie chora pozostaje w łóżkach”10 – dyktuje do protokołu Sehn. Klara Chełmicka, trzydziestoletnia Polka, waży zaledwie dwadzieścia pięć kilogramów, trzy razy mniej niż w chwili aresztowania w 1943 roku. Starsza o kilka lat Betty Spinoza, holenderska Żydówka – dwadzieścia trzy kilogramy. Sama nie może nawet usiedzieć na łóżku. O pacjentów troszczą się lekarze i siostry z Polskiego Czerwonego Krzyża, byli więźniowie z wykształceniem medycznym, a także lekarze sowieccy wraz z personelem pomocniczym. Mimo ich wysiłków nie wszystkich udaje się uratować. Janette Aparicio, rocznik 1903, w chwili wizyty Sehna jest przytomna, ale skrajnie wycieńczona. Umiera kilkanaście dni później, niespełna cztery miesiące po wyzwoleniu obozu. To niejedyny taki przypadek.

Krystyna Szymańska przyzna potem, że byli więźniowie, okropnie wynędzniali, zrobili na niej niezwykle przygnębiające wrażenie. Ale nie tylko oni. Także szubienica, ruiny krematoriów, góry włosów zagazowanych kobiet. „To, co zobaczyłam, przekraczało granice wytrzymałości. Miałam wrażenie, że chodzę po krwi – czytamy w jednej z jej relacji. – Gdy zobaczyłam Brzezinkę, byłam całkowicie przerażona. Stosy popiołów ludzkich, zwłaszcza w okresie ocieplania się powietrza, z uwagi na bagnisty teren – buzowały i miało się wrażenie, że się gotują. Widok był niesłychany”11. Wstrząsające jest też jedno ze zdjęć Sehna, które zrobił w tym czasie Łuczko. Podpis: „Brzezinka – teren krematorium nr 5, niedopalone szczątki zwłok ludzkich”12.

Brzezinka, czyli Birkenau, to miejsce masowej eksterminacji w komorach gazowych. Teraz tej części obozu mają pilnować Polacy, straż obozowa zorganizowana na polecenie wojewody krakowskiego. Strażnicy – nieliczni, niedostatecznie wyposażeni w broń i nieopłacani – nie są jednak w stanie wywiązać się z zadania. „Na skutek tego ludność okoliczna splądrowała wszystkie baraki, niszcząc znajdujące się w nich dokumenty i przedmioty mogące mieć dla prac Komisji znaczenie dowodowe oraz wartość o znaczeniu muzealnym”13 – raportują kilka miesięcy później Sehn i Pęchalski.

Mimo trudnych warunków krakowskiej komisji ostatecznie udaje się zrobić bardzo dużo. Prawnicy oglądają obiekty obozowe, starają się zabezpieczyć dokumenty pozostawione przez Niemców. Poszukują ich, jak zapamięta Szymańska, „w przeróżnych zakątkach byłego obozu. Leżały rozrzucone na ziemi, po podłogach w różnych pomieszczeniach, w dużej ilości zwłaszcza w budynku byłej administracji obozu. Sędzia Sehn mówił, że trzeba zbierać wszystkie zapisane kartki papieru, a potem dopiero ocenimy, czy będą one przydatne. Tak też czyniliśmy. Wydobywaliśmy akta obozowe nawet ze śmietników i kloaki. Wkładaliśmy je do dużych papierowych worków. Od czasu do czasu były one przewożone naszą ciężarówką do Krakowa”14. Tam, w Instytucie Ekspertyz Sądowych, są oczyszczane z brudu i kału, a następnie odczytywane w podczerwieni.

Udaje się pozyskać między innymi wykazy, korespondencję i rozkazy niemieckich władz obozowych. Na strychu bloku jedenastego, nazywanego blokiem straceń lub blokiem śmierci, Sehn i Pęchalski znajdują kartotekę więźniów. „Poszukiwania prowadziły mnie do rozwalonych baraków, do zalanych wodą piwnic, skąd trzeba było dosłownie poniewierające się papiery zbierać – opowiada Marschakowi Sehn. – Na pogorzelisku jednego baraku znalazłem na przykład kwestionariusze z przesłuchiwania więźniów, gdzie indziej znowu natrafiłem na plany obozu. Dokumenty trzeba było starannie segregować, gdyż każdy z nich mógł być dokumentem zbrodni”.

Komisji brakuje jednak ludzi i środków transportu. Ciężarówka, dostarczana doraźnie przez wojewodę krakowskiego, nie kursuje codziennie. Sehn i Pęchalski alarmują, że „spakowane w workach dokumenty czekające na przyjazd samochodu zostały w dwóch wypadkach zabrane przez sowieckich żołnierzy”15. Sędzia śledczy każe interweniować w tej sprawie, ale materiałów nie udaje się odzyskać. Ekipa krakowska słyszy tylko: „Nie! To są łupy wojenne i nie oddamy ich”16.

Co gorsza, już pod koniec maja sowieckie władze wojskowe poważnie ograniczają Polakom możliwość poruszania się po terenie dawnego obozu i wykonywania zdjęć. Tymczasem niektóre baraki są rozbierane lub niszczeją. Znika szubienica stojąca przed blokiem jedenastym. Na dachu bunkra, gdzie mieściły się komora gazowa i krematorium I, zostaje urządzony plac taneczny.

Krakowscy prawnicy zwracają się o pomoc do Jerzego Kornackiego, posła do Krajowej Rady Narodowej, następnie do nowego ministra sprawiedliwości Henryka Świątkowskiego – notabene byłego więźnia Auschwitz – i do wicepremiera Stanisława Janusza. Bezskutecznie. W tej sytuacji 30 maja Sehn i Pęchalski kierują dramatyczne pismo do prezydium tworzonej wówczas Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, „wnosząc na końcu między innymi o należyte zabezpieczenie obozu oświęcimskiego i swobodę ruchów po obiektach”17. Samozwańczy Rząd Tymczasowy RP, powołany kilka miesięcy wcześniej pod okiem Józefa Stalina, nie ma jednak odwagi, a może i ochoty, by się o to upomnieć.

W Auschwitz i Birkenau Sowieci tworzą przejściowe obozy dla jeńców niemieckich, a także cywilów z Górnego Śląska i Opolszczyzny – i wkrótce całkowicie zabraniają tam wstępu. Sehn i Pęchalski piszą o „rozkopywaniu terenu w poszukiwaniu za złotem i innymi kosztownościami, co do których przypuszczano, że zostały ukryte przez byłych więźniów w ziemi lub w ścianach baraków. Zmieniło to tak dalece wygląd obozu, że obecnie nawet długoletni więźniowie jego z trudnością się w nim orientują”. Dwaj prawnicy ponownie domagają się „spowodowania przez centralne władze polskie zwolnienia obozu oświęcimskiego przez wojska sowieckie i należytego zabezpieczenia go”18. To jednak naiwne oczekiwania. Poseł Kornacki już wcześniej się irytuje, że ani minister sprawiedliwości, ani premier Edward Osóbka-Morawski, ani najważniejsi komuniści, z Bolesławem Bierutem i Władysławem Gomułką na czele, „nikt z tak zwanego Rządu Polskiej Władzy Ludowej nie kiwnie palcem w bucie, by skarby z Birkenau zabezpieczyć przed radzieckim zarządem obozu…”19.

Nie pomaga argument, że do Oświęcimia coraz częściej przyjeżdżają delegacje zagraniczne. Joseph Bech, minister spraw zagranicznych Luksemburga, 26 września może zostać oprowadzony tylko po części Birkenau, bo na zwiedzanie głównego obozu Sowieci nie dają zgody. Sehn i Pęchalski notują, że mimo to „był do głębi wstrząśnięty ogromem dokonanych tam zbrodni niemieckich i zapowiedział, że poczyni odpowiednie kroki, […] by obóz oświęcimski w obecnym stanie zabezpieczyć dla świata jako krzyczący dowód potwornych zbrodni hitlerowskich, a zarazem jako pamiątkę i miejsce powszechnego kultu należnego pomordowanym tam ofiarom z całej Europy”20.

Muzeum na części terenu dawnego obozu uda się otworzyć w roku 1947. Na razie, w połowie 1945, Sehn robi, co może, by wygrać wyścig z czasem. „Działając zgodnie z zasadami kryminalistyki, dwoił się i troił, zabezpieczając z jak największym pośpiechem ogromne ilości materiałów dowodowych”21 – stwierdzi później Jan Markiewicz, jego długoletni współpracownik w Instytucie Ekspertyz Sądowych.

Ekipa krakowska wyjeżdża nie tylko do Oświęcimia, lecz także na tak zwane Ziemie Odzyskane, gdzie mieszka jeszcze wielu Niemców. „W tym czasie ulice miast w przeważnej mierze zmieniły swe nazwy, a że były zasypane gruzem, chcąc wyjechać z miasta, trzeba było krążyć i nie wiadomo było, gdzie jechać. Tubylcy – Niemcy, widząc na masce [samochodu] białego orła, odpowiadali zawsze, że takiej ulicy tu nie ma, a jeżeli w ogóle udzielali jakiej[ś] informacji, to wskazywali zawsze ulicę o nazwie niemieckiej” – napisze potem Jarosiński. Gdy w Mysłowicach szofer nie zauważa żołnierza kierującego ruchem, robi się gorąco: „[…] zdjąwszy karabin, skierował go w kierunku naszego auta z zamiarem oddania strzału i dopiero gdy na skutek naszego krzyku kierowca auto zatrzymał – żołnierz karabin założył na ramię i przystąpił do pełnienia swych czynności. Takich przypadków było więcej, a raz kierowca […] tak prowadził wóz, że omal nie spadliśmy z autem z mostu do rzeki”22.

Bardzo owocna okazuje się wyprawa do Katowic i Wrocławia w lipcu 1945 roku. Sehn ze współpracownikami przeczesuje tam opuszczone siedziby firmy budowlanej Hoch- und Tiefbau AG. „Musiałem z towarzyszącymi osobami wejść do gmachu, który w każdej chwili mógł się zawalić do reszty – relacjonuje Marschakowi chłodnym, opanowanym tonem. – Błądziliśmy wśród rumowisk i cegieł, ale trud nasz tym bardziej się opłacił. W pewnym momencie zauważyłem na ziemi zwitek papierów. Podniosłem go, rozwinąłem: miałem przed sobą dokładne plany czterech wielkich krematoriów w Brzezince”.

Późną wiosną 1945 roku podkomisja prawnicza jest już krakowskim oddziałem wojewódzkim Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zajmuje on trzy pokoje na pierwszym piętrze budynku sądu przy Grodzkiej. Sehn i Pęchalski mają teraz do pomocy nie tylko prokuratora Jarosińskiego, lecz także sędziego Stanisława Żmudę. Czwórka prawników zabezpiecza akta rządu Generalnego Gubernatorstwa, NSDAP, wykazy więźniów KL Mauthausen, robotników przymusowych i tym podobne. Prowadzone są ekshumacje ofiar niemieckiego terroru, między innymi w forcie Krzesławice na obrzeżach Krakowa.

Na Sehnie najsilniejsze wrażenie robi jednak Auschwitz. „Wiatr i nurty rzek – głosi w kipiącym od emocji odczycie z sierpnia 1945 roku – rozniosły popioły męczenników oświęcimskich po całej Polsce, zapłodniły nimi jej ziemię i z prochów tych wydała ona ducha mściciela, który raz na zawsze w proch i w pył rozpędzi krzyżacką zawieruchę”23. Mówi to on, mający niemieckie korzenie. Kilkanaście lat później, przesłuchiwany przed Sądem Krajowym w Münsterze, oświadczy zaś: „Wina w skali obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau rozsadza wszystkie przyjęte w stosunkach międzyludzkich kryteria dobra i zła, prawdy i fałszu, prawa i bezprawia, tego, co słuszne i niesłuszne – i dlatego przekracza granice zdolności osądu przez pojedynczego sędziego śledczego”24.

Leopoldowi Marschakowi nie udaje się o wszystko zapytać, gdy w październiku 1965 roku spotyka się z Sehnem. Liczy na kolejną rozmowę, „aby omówić inne jeszcze aspekty hitlerowskich działań w Oświęcimiu. Niestety. Następnego spotkania już nie będzie”. Kilka tygodni później Sehn umiera przedwcześnie we Frankfurcie nad Menem. Także ten wyjazd ma związek z Auschwitz. Krakowski prawnik poświęcił mu kawał swojego powojennego życia.

Drobner

W słynnej krakowskiej restauracji Pod Wierzynkiem przy Rynku Głównym trwa pożegnalny wieczór Alfreda Fiderkiewicza. Jest rok 1946. Fiderkiewicz, dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, który przeszedł do dyplomacji, szykuje się do wyjazdu na zagraniczną placówkę. Na bankiecie goszczą między innymi Sehn, teraz szef krakowskiej Okręgowej Komisji, i socjalistyczny polityk Bolesław Drobner.

W drugiej połowie lat trzydziestych spotkali się w zupełnie innych okolicznościach. Drobner został aresztowany za działalność komunistyczną i czekał na proces. Sehn, młody aplikant, a następnie asesor sądowy, pomagał w dochodzeniu prowadzonym przeciwko Drobnerowi przez sędziego śledczego Mariana Restorffa.

Po wojnie komunistyczna przeszłość staje się atutem, a dawna działalność przeciwko ruchowi robotniczemu może złamać karierę. U Wierzynka Sehn nie próbuje udawać, że nie zna Drobnera. „Doszedł do mnie – napisze później ten drugi – i przedstawił się. Zapytał mnie, czy mam zastrzeżenia co do jego obecności. Odpowiedziałem, że nie, skoro na pewno władze odnośne dały mu wysoki i odpowiedzialny mandat badania zbrodni hitlerowskich”25. Mimo tych zapewnień Drobner będzie wracał do sprawy sprzed wojny.

W lipcu 1933 roku Jan Sehn jest świeżo upieczonym absolwentem prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działa w piłsudczykowskim Legionie Młodych26. Wraz z bratem Jakubem, który kończy kurs szkoły przemysłowej, mieszka przy ulicy Salinarnej (dziś Lwowskiej) na krakowskim Podgórzu. „Upraszam o łaskawe mianowanie mnie aplikantem sądowym przy Sądzie Okręgowym w Krakowie”27 – zwraca się do prezesa Sądu Apelacyjnego. Do podania dołącza między innymi „świadectwo moralności” podpisane przez naczelnika gminy z rodzinnej Bobrowej i miejscowego proboszcza. Sąd dodatkowo zasięga opinii Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego. Ten zaświadcza, „że zachowanie magistra Jana Sehna było tak pod względem moralnym, jak i politycznym bez zarzutu” i nie ma przeszkód, by został on przyjęty do służby państwowej28.

Poseł Bolesław Drobner podczas wystąpienia w sejmie, Warszawa, jesień 1956 roku

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe (fot. Zbyszko Siemaszko)

Po tak starannym sprawdzeniu młody prawnik zostaje mianowany aplikantem sądowym, ale dopiero po dwóch latach dostanie etat. Do tego czasu jest w trudnej sytuacji materialnej. 4 kwietnia 1935 roku „usilnie i gorąco” prosi prezesa Sądu Apelacyjnego o „łaskawe udzielenie wydatnej bezzwrotnej zapomogi”. „Jestem sierotą – pisze w uzasadnieniu – któremu ojciec nie dopomaga w zupełności, a rodzina dalsza, łożąc na moje utrzymanie, udziela mi zasiłku w kwocie pięćdziesięciu złotych, z czego muszę pokryć mieszkanie, wikt i ubranie. Sytuacja moja materialna jest nad wyraz krytyczna”29. Wniosek zostaje wprawdzie zaakceptowany, ale pięćdziesiąt złotych zapomogi na dłuższą metę nie rozwiązuje problemu.

Wkrótce Sehn – „wobec ciężkiej sytuacji materialnej” – prosi o mianowanie go komornikiem przy Sądzie Grodzkim w Krakowie30. Stanowisko obejmuje 1 lipca 1935 roku, lecz już 19 września wnioskuje o zwolnienie go z obowiązków. Powołuje się na „zły stan zdrowia”31, ale niewykluczone, że ma obiecany etat w Sądzie Okręgowym. Od 1 października znów jest tam aplikantem. Zarabia teraz sto sześćdziesiąt złotych miesięcznie.

Trafia pod skrzydła Mariana Restorffa i szybko zdobywa jego uznanie.

– Ojciec mówił o Sehnie, że wspaniale łączy pedantyczność odziedziczoną po niemieckich przodkach z polskim polotem – wspomina Hanna Restorff-Libiszowska, córka sędziego. – Żyli w przyjaźni, utrzymywali stosunki poza pracą32.

W tym kręgu zawodowo-towarzyskim pojawia się również znany już nam wiceprokurator Edward Pęchalski.

– Żona Pęchalskiego była bardzo zaprzyjaźniona z moją mamą – wspomina Restorff-Libiszowska.

Marian Restorff jest starszy od Sehna raptem o sześć lat, ale ma już opinię najlepszego sędziego śledczego na terenie apelacji krakowskiej. Pracy poświęca się z zapałem (podobnie jak grze w rugby w wolnych chwilach), nie boi się przy tym skomplikowanych dochodzeń politycznych. „Z rejonu krakowskiego prowadziłem wszystkie sprawy komunistyczne, jakie wypłynęły w owym czasie”33 – zezna po latach. Komunistyczna Partia Polski, podporządkowana władzom Związku Sowieckiego i głosząca hasła budowy polskiej republiki rad, działa w IIRP nielegalnie. Restorff ma też osobiste powody, by ścigać komunistów. W 1920 roku brał udział w wojnie z bolszewikami. Jego brat poległ rok wcześniej na froncie wołyńskim.

Sprawa Drobnera jest właśnie jedną z tych, które w latach trzydziestych trafiają do Restorffa. Drobner, rocznik 1883, to doktor chemii, radny krakowski i weteran ruchu robotniczego, już wcześniej ciągany po sądach po swoich ostrych antyrządowych wystąpieniach. Należy do Polskiej Partii Socjalistycznej – opozycyjnej wobec władz sanacyjnych, ale niepodległościowej. Uchodzi jednak za przedstawiciela lewego skrzydła PPS, otwartego na współpracę z komunistami.

Po powrocie z Moskwy, gdzie w styczniu 1936 roku był na pogrzebie córki, Drobner wygłasza w Krakowie, Warszawie i innych miastach odczyty gloryfikujące sowiecką rzeczywistość. Na ich podstawie powstaje broszura Co widziałem w Rosji Sowieckiej? Nakład, mimo wykreślenia przez autora najbardziej kontrowersyjnych fragmentów, zostaje wkrótce skonfiskowany przez władze. Ponad sto egzemplarzy – i to w wersji bez skreśleń – Drobnerowi udaje się jednak zabrać z drukarni. Rozprowadza je wśród znajomych.

Jan Sehn, lata trzydzieste

Źródło: Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie

Choć Związek Sowiecki jest państwem policyjnym, krakowski socjalista zapewnia, że w Moskwie chodził, dokąd chciał, i rozmawiał, z kim miał ochotę, nie będąc przy tym śledzonym. To, co zobaczył, budzi jego zachwyt: „Kryzysu nie ma, przeciwnie – stała poprawa i rozwój, nie ma bezrobocia, zniesiono kartki, można wszystko, co się chce, kupić”34. Rzekomo panuje tam „demokracja parlamentarna”, kobiety są równouprawnione, robotnicy „zarabiają bardzo dobrze”, a opieka zdrowotna i oświata – w tym w języku polskim – stoją na wysokim poziomie.

Drobner gości w Moskwie jeszcze przed apogeum stalinowskiego terroru, przypadającym na lata 1937–1938. Ale przecież już wielki głód z lat 1932–1933 – sztucznie wywołany przez władze, by złamać opór przeciwko kolektywizacji – pochłonął na Ukrainie i w innych republikach miliony ofiar. „Położenie chłopów w koł- i sowchozach jest nie tylko znośne, ale wcale dobre. Ludność wiejska jest też z rządów sowieckich całkowicie zadowolona” – twierdzi tymczasem krakowski pepeesowiec. Z broszury nie dowiemy się, że tysiące „kułaków” i innych więźniów politycznych zginęły przy budowie Kanału Białomorsko-Bałtyckiego. Według Drobnera kanał powstał w imponującym tempie, „z wykluczeniem wszelkiego przymusu”.

Polityk nie ukrywa, że marzy mu się „nowa, socjalistyczna Polska”. Ma ona powstać w wyniku „wielkiej walki wyzwoleńczej” robotników i chłopów. Sędzia śledczy Restorff uzna to za nawoływanie do zmiany ustroju państwa przemocą.

Czarne chmury gromadzą się nad Drobnerem nie tylko z powodu broszury, lecz także ostrych wystąpień publicznych, podsycających nastroje strajkowe i antypaństwowe. Według policji 16 marca 1936 roku przemówienie do bezrobotnych kończy on okrzykiem: „Niech żyje dyktatura proletariatu!”35, innym razem apeluje zaś publicznie: „Powstańmy przeto, towarzysze, do boju, bo bój to będzie straszny i krwawy, i bój ten będzie ostatni”36. Nawet dla wielu towarzyszy z PPS takie hasła są nie do przyjęcia.

Policja zjawia się w mieszkaniu Drobnera i jego żony przed południem 16 września 1936 roku. W czasie rewizji funkcjonariusze znajdują, wśród innych wydawnictw, publikacje komunistyczne. Polityk zostaje zatrzymany, a dwa dni później, w piątek 18 września, przesłuchuje go sędzia śledczy Restorff.

Protokołuje odręcznie aplikant Sehn. „Nie przyznaję się do winy – zapisuje słowa Drobnera – że […] pozostawałem w porozumieniu z Komunistyczną Partią Polski z wiedzą o tym, że partia ta ma na celu obalenie drogą przemocy ustroju państwa polskiego […]”37. Podejrzany zgadza się jedynie z opinią, że „w pewnych warunkach” byłaby pożądana „wspólna akcja” socjalistów i komunistów. „Ustrój społeczny w państwach kapitalistycznych zwalczają również socjaliści” – mówi na swoją obronę. Protokół liczy raptem trzy strony. „Restorff […] nie wiedział wcale, o co ma mnie pytać i o co ma mnie skarżyć”38 – będzie później wspominał Drobner.

Sędzia śledczy decyduje się zastosować areszt tymczasowy. Drobner zostaje odstawiony do krakowskiego więzienia Świętego Michała, skąd wychodzi po dwóch miesiącach. Dochodzenie zostaje umorzone – nie na długo jednak.

3 marca 1937 roku do Drobnerów znów przychodzi policja. Po rewizji, w trakcie której funkcjonariusze znajdują kolejne materiały komunistyczne, zostają zatrzymani oboje małżonkowie. Żona Drobnera, Luba, wyjdzie na wolność po trzech tygodniach, on – znacznie później. Do wcześniejszych zarzutów dochodzi sprawa „Dziennika Popularnego”, wydawanego przez kilka miesięcy od jesieni poprzedniego roku. W ten projekt, finansowany przez KPP, angażują się wspólnie komuniści i socjaliści z lewego skrzydła PPS. Drobner z żoną uczestniczą w uruchomieniu krakowskiej mutacji pisma.

5 marca śledztwo zostaje wszczęte na nowo, polityk ponownie jest przesłuchiwany. „Restorff stawiał pytania i zaraz za mnie… odpowiadał – będzie wspominał potem Drobner. – […] I przez cały czas zeznawania staczać musiałem ciągłą walkę”39. Spór dotyczy rozmaitych sformułowań w protokole: „Protokolant doktor Sehn zdradzał silne zdenerwowanie, ja natomiast denerwowałem i sędziego, i protokolanta swoim spokojnym uporem”. Zachowane dokumenty potwierdzają, że przesłuchiwany prostował niektóre słowa dyktowane przez Restorffa. Jako protokolantka figuruje jednak „M. Kordaszewska”40, a nie „młody aplikant sądowy doktor Sehn” – jak zapamięta Drobner. Akta sprawy sugerują też, że to nie Sehn pobierał od Drobnera próbki pisma, co ten będzie później wspominał jako drobną szykanę. Niewykluczone, że po latach krakowskiego polityka zawodziła pamięć i był on skłonny wyolbrzymiać rolę Sehna w swoim śledztwie.

Aresztowany Drobner przez rok czeka w więziennej celi na proces. Podejmuje nawet kilkudniową głodówkę, domagając się przyspieszenia śledztwa. Ani Restorff, ani sąd nie chcą, by lewicowy polityk odpowiadał z wolnej stopy. W drobnych sprawach sędzia śledczy idzie jednak na rękę oskarżonemu: zgadza się, by Drobner miał własne wyżywienie, pościel i książki, prenumerował prasę, a także by na swój koszt został zbadany przez prywatnego lekarza. Sehn obserwuje metody Restorffa i po wojnie w podobny sposób będzie się obchodził z niemieckimi zbrodniarzami, pozwalając, by mieli dostęp do lektur i korespondencji albo by mogli zamienić celę pojedynczą na dwuosobową. Stoi za tym być może ludzki odruch, a być może też kalkulacja, że więzień dobrze traktowany jest bardziej skłonny do składania wyjaśnień.

W czasie ostatniego przesłuchania, 28 czerwca 1937 roku, Drobner przyznaje przed Restorffem, że jest „zwolennikiem dyktatury proletariatu” na drodze do „nowego ustroju społecznego”. Dowodzi, że wpisuje się to w oficjalne stanowisko PPS41, ale raczej bez powodzenia – 24 września sporządzono akt oskarżenia. Wiceprokurator Bogdan Szypuła zarzuca Drobnerowi, że „czynił przygotowania do wprowadzenia drogą rewolucji […] dyktatury proletariatu i republiki rad”42. Artykuł 96 Kodeksu karnego przewiduje w takiej sytuacji karę więzienia do dziesięciu lat.

„Doktor Drobner oskarżony o przygotowanie zamachu stanu”43 – ogłasza na pierwszej stronie „Ilustrowany Kurier Codzienny”. Jest 23 marca 1938 roku. Dwa dni wcześniej przed Sądem Okręgowym w Krakowie ruszył proces polityka. Zeznają znani działacze PPS, w tym późniejszy premier PRL Józef Cyrankiewicz. Wiceprokurator Kazimierz Ojrzanowski chce dla oskarżonego kary sześciu lat więzienia. Drobner się nie przyznaje, ale przysięgli – stosunkiem głosów dziesięć do dwóch – decydują, że jest winny. 1 kwietnia zostaje ostatecznie skazany na trzy lata więzienia. „Oskarżony zakończył okrzykiem: »Niech żyje socjalizm!«”44 – relacjonuje prasa.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy

1AIPN, GK 162/II/1945, Sprawozdanie z podróży służbowej do Austrii, Niemieckiej Republiki Federalnej i Berlina w dn. 23.02–12.03.1960, k. 3. Inny egzemplarz: AMSZ, D IV, z. 10, w. 76, t. 697, k. 15.

Oświęcim 1945

2 Tu i dalej: L. Marschak, Ostatnia rozmowa z prof. dr. Janem Sehnem, „Kulisy” 1966, nr 1 (463). Wszystkie cytaty z artykułu Marschaka w tym rozdziale pochodzą z tego źródła.

3 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna z działalności Oddziału Krakowskiego Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, Kraków, 18.12.1945 [w:] Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce i jej oddziały terenowe w 1945 roku. Wybór dokumentów, oprac. M. Motas, Warszawa 1995, s. 82–83.

4AIPN, GK 196/82, Protokół przesłuchania Luigiego Ferriego, 21.04.1945, k. 82 (PDF).

5AIPN, GK 196/82, Protokół przesłuchania Romana Goldmana, 24.04.1945,k. 90 (PDF). Przedruk w: Zapisy terroru, t. 6: Auschwitz-Birkenau. Los kobiet i dzieci, red. M. Panecki, Warszawa 2019, s. 289–294.

6 Tu i dalej: AIPN, GK 196/82, Protokół przesłuchania Eugenii Halbreich, 27.04.1945, k. 94–118 (PDF). Fragmenty w: Zapisy terroru, t. 5: Auschwitz-Birkenau. Życie w fabryce śmierci, red. M. Panecki, Warszawa 2019, s. 239–241. Podczas przesłuchania byli obecni posłowie Jerzy Kornacki i Helena Boguszewska-Kornacka.

7AIPN, Kr 120/33, M. Kozłowska, Tak było… a karawana idzie dalej… Moje wspomnienia o Instytucie Ekspertyz Sądowych, Kraków, 10.03.1999, k. 12.

8AIPN, Kr 1/106, Relacja Wincentego Jarosińskiego, [1980], k. 68.

9AIPN, Kr 1/2314, Relacja Krystyny Szymańskiej, Kraków, 9.03.1990, k. 3. Oryginalny egzemplarz znajduje się w zbiorach APMA-B, Oświadczenia, t. 125, k. 1–23.

10AIPN, GK 196/91, Protokół oględzin szpitala byłego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, 25.05.1945, k. 7 (PDF).

11AIPN, Kr 1/106, Relacja Krystyny Szymańskiej, [1980], k. 57–58.

12 W zbiorach APMA-B.

13 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna…, dz. cyt., s. 84.

14AIPN, Kr 1/2314, Relacja Krystyny Szymańskiej, Kraków, 9.03.1990, k. 4–5.

15 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna…, dz. cyt., s. 85.

16AIPN, Kr 1/2314, Relacja Krystyny Szymańskiej, Kraków, 9.03.1990, k. 5.

17 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna…, dz. cyt., s. 85. Zob. też AIPN, GK 162/137, Pismo Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna do prezydium Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, Kraków, 30.05.1945, k. 136–139 (PDF).

18 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna…, dz. cyt., s. 86.

19 Cyt. za: Z. Nałkowska, Dzienniki, t. VI: 1945–1954, cz. 1: 1945–1948, oprac. H. Kirchner, Warszawa 2000, s. 58.

20 Sprawozdanie Edwarda Pęchalskiego i Jana Sehna…, dz. cyt., s. 86.

21 J. Markiewicz, Wspomnienie o profesorze doktorze Janie Sehnie, „Z Zagadnień Kryminalistyki” 1976, nr 11, s. 110.

22AIPN, Kr 1/106, Relacja Wincentego Jarosińskiego, [1980], k. 68–69.

23AIPN, GK 174/133, Odczyt Jana Sehna „Krematoria oświęcimskie”, Kraków, 10.08.1945, k. 7.

24APMA-B, Oświadczenia, t. 21, Protokół przesłuchania Jana Sehna w czasie procesu Johanna Paula Kremera przed Sądem Krajowym w Münsterze, [1960], k. 59.

Drobner

25AUJ, SIII 246, Pismo [Bolesława Drobnera] do kierownika Oddziału Kadr UJ, b.d., b.p.

26ANK, StGKr 181, Pismo V Komisariatu Policji Państwowej w Krakowie do Starostwa Grodzkiego w Krakowie, Kraków, 5.08.1933, k. 885.

27IES, Akta osobowe Jana Sehna, Pismo Jana Sehna do prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Kraków, 4.07.1933, [s. 1].

28IES, Akta osobowe Jana Sehna, Pismo Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego Krakowskiego do prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Kraków, 13.09.1933, [s. 9].

29IES, Akta osobowe Jana Sehna, Pismo Jana Sehna do prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Kraków, 4.04.1935, [s. 15].

30IES, Akta osobowe Jana Sehna, Pismo Jana Sehna do prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Kraków, 28.06.1935, [s. 18].

31IES, Akta osobowe Jana Sehna, Pismo Jana Sehna do prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie, Kraków, 19.09.1935, [s. 26].

32 Tu i dalej: relacja Hanny Restorff-Libiszowskiej (rozmowa telefoniczna z 23.03.2019), w zbiorach autora. Wszystkie wypowiedzi Restorff-Libiszowskiej w tym rozdziale pochodzą z tego źródła.

33AIPN, Kr 010/4189, Protokół przesłuchania Mariana Restorffa, Warszawa, 2.12.1950, k. 19.

34 Tu i dalej: ANK, 29/467/417, B. Drobner, Co widziałem w Rosji Sowieckiej?, k. 17–76.

35AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 39, Pismo podkom. Wiktora Olearczyka do wiceprokuratora Rejonu I Sądu Okręgowego w Krakowie, Kraków, 16.10.1936, k. 45.

36AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 39, Pismo podkom. Wiktora Olearczyka do wiceprokuratora Rejonu I Sądu Okręgowego w Krakowie, Kraków, 12.11.1936, k. 52.

37 Tu i dalej: AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 39, Protokół przesłuchania Bolesława Drobnera, Kraków, 18.09.1936, k. 26. Por. B. Drobner, Moje cztery procesy, Warszawa 1962, s. 293.

38 B. Drobner, Bezustanna walka, t. 3: Wspomnienia 1936–1944, Warszawa 1967, s. 51.

39 Tu i dalej: tamże, s. 65–66.

40AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 39, Protokół przesłuchania Bolesława Drobnera, Kraków, 5.03.1937, k. 7–8.

41AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 40, Protokół przesłuchania Bolesława Drobnera, Kraków, 28.06.1937, k. 430 (por. B. Drobner, Moje cztery procesy, dz. cyt., s. 268, 294).

42AAN, Sąd Okręgowy w Krakowie, sygn. 41, Akt oskarżenia przeciwko Bolesławowi Drobnerowi, Kraków, 24.09.1937, k. 479.

43 „Ilustrowany Kurier Codzienny”, 23.03.1938, s. 1.

44Dr Drobner skazany na trzy lata więzienia, „Ilustrowany Kurier Codzienny”, 3.04.1938.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2020

Wydanie I