Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una - ebook

Zakulisowa opowieść o karierze najbardziej tajemniczego tyrana świata

Odkąd rozniosła się wieść, że Kim Dzong Un przejmie schedę po ojcu, narosła wokół niego gruba warstwa mitów i przypowiastek propagandowych. W wieku trzech lat przyszły Wielki Następca miał posługiwać się bronią, w wieku sześciu – ujeżdżać najdziksze konie, a jako dziewięciolatek – pokonać mistrza Europy w wyścigach motorowodnych.

Mało kto wierzył, że niedoświadczony, chorowity chłopiec wychowywany w izolacji od świata zdoła utrzymać władzę w państwie. Tymczasem nie tylko przetrwał, ale i doskonale sobie radzi.

Jak wyglądało dzieciństwo Kim Dzong Una? Skąd wzięła się legenda o boskim pochodzeniu rodu Kimów? Dlaczego siostra Wielkiego Następcy nazywana jest koreańską Ivanką Trump i jaką rolę odegrała w polityce międzynarodowej? Czy powolne uwalnianie gospodarki w socjalistycznym kraju to najlepszy przepis na długie rządy?

Anna Fifield rekonstruuje przeszłe i teraźniejsze życie dyktatora, powołując się na ekskluzywne relacje osób z jego otoczenia, i przygląda się dynastycznym ambicjom Kimów. Dzięki połączeniu sceptycyzmu i rozległej wiedzy odmalowuje fascynujący obraz najdziwniejszego i najbardziej skrytego reżimu świata. Reżimu, który prowadzi politykę izolacjonizmu, a mimo to ma ogromne znaczenie na arenie międzynarodowej, który trwa w stanie permanentnego bankructwa, choć stać go na broń atomową. Autorka ze znawstwem kreśli sylwetkę jego przywódcy, Wielkiego Następcy, Niepokonanego Zwycięskiego Generała, Słońca Socjalizmu, wodza Kim Dzong Una.

Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8129-750-9
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Siedziałam na pokładzie zmierzającego do Pjongjangu samolotu linii Air Koryo, szykując się na szóstą w sumie wizytę w stolicy Korei Północnej, choć pierwszą, odkąd do władzy doszedł Kim Dzong Un, trzeci – po ojcu i dziadku – przywódca z rodziny Kimów. Był 28 sierpnia 2014 roku.

Dla dziennikarzy odwiedziny w Korei Północnej to zawsze osobliwe, fascynujące, a jednocześnie frustrujące doświadczenie. Ta podróż miała jednak na zawsze zapisać się w annałach surrealizmu.

Na dobry początek dostało mi się miejsce obok Jona Andersena, ważącego 150 kilo zapaśnika z San Francisco, który na ringu występuje pod pseudonimem Strong Man i znany jest z ruchów takich jak dźwignia z wyskoku i rzut goryla.

Wylądowałam wraz z nim w biznesklasie (tak, w komunistycznych liniach lotniczych mają klasy), gdyż pewien pasażer chciał siedzieć obok podróżującego klasą ekonomiczną przyjaciela i zapytał, czy nie moglibyśmy się zamienić. Tym sposobem rozsiadłam się wreszcie na pokładzie podstarzałego Iła, w czerwonym fotelu, który z powodu koronkowych narzut na zagłówkach i obitych brokatem poduszek bardziej pasowałby do babcinego saloniku niż na pokład odrzutowca.

Andersen był jednym z trzech amerykańskich zapaśników, którzy – mając najlepsze dni za sobą – trafili do Japonii, gdzie sama masa i wzrost sprawiały, że mogli jeszcze stanowić atrakcję. Cieszyli się tam niejaką sławą i nie najgorszymi przychodami – co nie przeszkadzało im szukać okazji, aby zarobić trochę na boku. Z tego właśnie powodu wszyscy trzej wybierali się na niezwykły event: pierwsze w historii Międzynarodowe Zawody Wrestlingowe w Pjongjangu, dwudniowe święto sztuk walki zorganizowane przez Antonia Inokiego, byłego japońskiego zapaśnika o kwadratowej szczenie, który promował ideę dążenia do pokoju przez rywalizację w sporcie.

Kiedy wystartowaliśmy, siedzący obok mnie wielkolud wyznał, że chętnie przekona się na własne oczy, jak to jest w tej Korei i co kryje się za kliszami powtarzanymi w amerykańskich mediach. Nie miałam serca mu powiedzieć, że czeka go szopka dopracowywana przez dziesięciolecia właśnie po to, aby żaden przybysz z zewnątrz nie poznał prawdziwego oblicza odwiedzanego przez siebie kraju, aby nie spotkał ani jednego przypadkowego człowieka i nie zjadł ani jednego przypadkowego posiłku.

Gdy ponownie ujrzałam Andersena, miał na sobie ciasne gacie z czarnej lycry z napisem STRONGMAN na tyłku. Na oczach trzynastu tysięcy starannie wyselekcjonowanych obywateli Korei Północnej wpadł na arenę Ryugyong Chung Ju-yung w Pjongjangu przy akompaniamencie dobywającego się z głośników ryku: „To prawdziwy macho”.

Bez ubrania wydawał się dużo większy. Zszokowały mnie rozmiary jego bicepsów i mięśni ud, wyglądających, jakby chciały się wyrwać spod skóry niczym mięso w za ciasno zwiniętej kiełbasie. Ciężko mi było sobie wyobrazić, jaki wstrząs jego widok wywołał wśród mieszkańców kraju, który we wcale nie odległej przeszłości zaznał głodu pochłaniającego setki tysięcy ludzkich istnień.

Chwilę później pojawił się Bob Sapp – jeszcze potężniej zbudowany zapaśnik ubrany w białą pelerynę z piórami i cekinami. Jego strój pasował raczej na imprezę karnawałową niż wizytę w „pustelniczym królestwie”.

– Prać ich! – ryknął Andersen do Sappa i obaj Amerykanie zaszarżowali na dwóch znacznie mniejszych zapaśników z Japonii.

To jeden z najbardziej cudacznych i psychodelicznych obrazków, jakie mi zostały z Korei Północnej: amerykańska farsa w kraju najnikczemniejszych propagandystów świata. Publiczność, oswojona ze sztuką iluzji, szybko zrozumiała, że walka jest w stu procentach ustawiona, że to bardziej teatrzyk niż sport. Uświadomiwszy to sobie, zaśmiewali się do rozpuku. Mnie jednak trudno było rozeznać, co jest prawdą, a co udawaniem.

Od mojej poprzedniej wizyty w Korei Północnej minęło sześć lat. Wcześniej odwiedziłam ją w 2008 roku, wraz z Filharmonią Nowojorską. Tamta wyprawa wydawała mi się punktem zwrotnym historii. Oto najsłynniejsza orkiestra Stanów Zjednoczonych miała okazję wystąpić w państwie, które praktycznie zbudowano na nienawiści do Ameryki. Flagi obu krajów obejmowały scenę z dwóch stron niby podpórki na książki, a grano Amerykanina w Paryżu autorstwa George’a Gershwina.

– Być może pewnego dnia jakiś kompozytor napisze utwór zatytułowany Amerykanie w Pjongjangu – powiedział wtedy zgromadzonym na widowni Koreańczykom dyrygent Lorin Maazel.

Następnie orkiestra zagrała Arirang, rozdzierającą serce koreańską pieśń ludową o bólu rozłąki. Nawet starannie dobrani mieszkańcy Pjongjangu nie potrafili ukryć wzruszenia.

Ale zwrot w historii nigdy nie nastąpił.

Tego samego roku „Umiłowany Przywódca” Korei Północnej, Kim Dzong Il, doznał poważnego wylewu, w wyniku którego o mało nie stracił życia. Od tego czasu reżimowe władze skupiły się na jednym: dopilnowaniu, aby ciągłość władzy dynastii Kimów została zachowana.

W kuluarach zaczął powstawać plan, aby nowym wodzem kraju uczynić najmłodszego syna dyktatora, człowieka, który dopiero co świętował dwudzieste czwarte urodziny.

Minęły dwa lata, nim świat zewnętrzny dowiedział się o koronacji młodzieńca. A kiedy wreszcie się to stało, niektórzy analitycy łudzili się, że Kim Dzong Un okaże się reformatorem. Ostatecznie zdobył wykształcenie w Szwajcarii, miał okazję podróżować po zachodnim świecie i poznać arkana kapitalizmu. Coś z tego musiało wraz z nim przeniknąć do Korei Północnej, prawda?

Podobne nadzieje żywiono, gdy w 2000 roku władzę w Syrii objął Baszszar al-Asad, wykształcony w Londynie absolwent medycyny. Nie mniejsze miały się też okazać oczekiwania wobec księcia Muhammada ibn Salmana, który odbył tournée po Dolinie Krzemowej, a w 2017 roku, kiedy został oficjalnym następcą tronu Arabii Saudyjskiej, pozwolił kobietom prowadzić samochody.

Według Johna Delury’ego, eksperta do spraw chińskich z Uniwersytetu Yonsei w Seulu, w przypadku Kim Dzong Una pierwsze sygnały wyglądały obiecująco. Delury dopatrywał się znaków świadczących, że młody przywódca przeprowadzi reformy w Korei Północnej i zapoczątkuje okres prosperity, tak jak to się stało w Chinach w 1978 roku, kiedy Deng Xiaoping zainicjował swój ambitny projekt przebudowy gospodarczej. Większość obserwatorów żywiła się jednak optymizmem zupełnie innego rodzaju – wiarą, że koniec jest blisko.

Od leżącego niemal po sąsiedzku Seulu po odległy Waszyngton analitycy i urzędnicy rządowi formułowali śmiałe teorie – niektórzy przekazywali je szeptem, inni ogłaszali krzykiem – o powszechnej destabilizacji państwa i masowym exodusie ludności do Chin, o przewrocie wojskowym i nieuniknionym upadku. Wszystkie te ponure wizje łączyło jedno przekonanie: reżim nie mógł przecież przetrwać objęcia władzy przez kolejnego dyktatora nazwiskiem Kim, a już na pewno nie, jeśli tym dyktatorem miałby zostać dwudziestoparolatek, który chodził do snobistycznych szkół w Europie i miał obsesję na punkcie Chicago Bulls – żółtodziób bez żadnego doświadczenia militarnego czy administracyjnego.

Victor Cha, główny negocjator w sprawach kontaktów z Koreą Północną za prezydentury George’a W. Busha, na łamach „New York Timesa” przepowiadał, że reżim upadnie w przeciągu kilku miesięcy, jeśli nie tygodni.

Cha może i zapędzał się trochę w swych prognozach, ale w ogólnym rozrachunku mało kto się z nim nie zgadzał. Większość obserwatorów sądziła, że koniec w istocie już nadchodzi. Panował powszechny sceptycyzm wobec talentów przywódczych Kim Dzong Una.

Ja również miałam wątpliwości. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żeby władzę w Korei Północnej objęło trzecie już pokolenie Kimów. Śledziłam losy kraju zarówno z bliska, jak i z oddali. W 2004 roku „Financial Times” wysłał mnie do Seulu w charakterze korespondentki zajmującej się obiema Koreami. Od tego zaczęła się moja niesłabnąca obsesja.

W przeciągu następnych czterech lat dziesięciokrotnie przekraczałam granicę Korei Północnej, w tym pięciokrotnie, aby zbierać materiały do reportaży w Pjongjangu. Objeżdżałam pomniki ku czci Kimów i przeprowadzałam wywiady z przedstawicielami władz, kierownikami spółek państwowych oraz profesorami akademickimi – wiecznie w obecności reżimowej przyzwoitki. Ktoś zawsze uważał, abym nie zobaczyła niczego, co nie pasowałoby do przygotowanego specjalnie dla mnie obrazka.

Rozglądałam się za okruchami prawdy. Pomimo najlepszych starań oficjeli trudno było nie zauważyć, że państwo się sypie, że nic nie jest takie, jak się wydaje. Gospodarka ledwo zipała. W oczach ludzi lśnił strach. Aplauz dla Kim Dzong Ila, który słyszałam w 2005 roku, stojąc zaledwie pięćdziesiąt metrów od niego na stadionie w Pjongjangu, brzmiał, jakby został puszczony z playbacku.

Taki system rządów nie mógł się utrzymać przez trzy pokolenia. Prawda?

Eksperci przewidujący szeroko zakrojone reformy się mylili. Mylili się też ci, którzy przepowiadali nieuchronny upadek. Myliłam się i ja.

W 2014 roku, po sześciu latach spędzonych z dala od Półwyspu Koreańskiego, wróciłam do regionu jako korespondentka „Washington Post”. Kilka miesięcy od otrzymania przydziału – a jakieś trzy lata od objęcia władzy przez Kim Dzong Una – zostałam wysłana, aby napisać relację z urządzanych w Pjongjangu zawodów wrestlingowych. Cóż, czego się nie robi, by dostać wizę.

Byłam w szoku.

Wiedziałam, że stolica przeżywa budowlany boom, ale nie miałam pojęcia, na jaką skalę. Wyglądało to tak, jakby na co drugiej ulicy w centrum miasta powstawał nowy wieżowiec lub kino. Wcześniej ze świecą można by szukać choćby traktora, a tu nagle ubrani w oliwkowe uniformy robotnicy rozbijali się ciężarówkami i dźwigami.

Kiedy w minionych latach chadzałam ulicami, nikt nawet się na mnie nie obejrzał, choć cudzoziemcy stanowili rzadki widok. Przechodnie spuszczali wzrok i maszerowali w swoją stronę. Teraz w mieście czuło się powiew świeższego powietrza. Ludzie lepiej się ubierali, dzieciaki śmigały na rolkach po nowo pobudowanych placach zabaw – ogólnie atmosfera stała się bardziej swobodna.

Oczywiście w pokazowej stolicy nadal żyło się ciężko: do wiecznie psujących się trolejbusów wciąż stawały długie kolejki, zgarbione babuleńki dalej nosiły na plecach ciężkie worki, a wypatrzenie kogoś grubego graniczyło z niemożliwością. Co tam grubego – choćby trochę przy kości. Nie licząc Miłościwie Panującego. Niemniej jasne wydawało się, że Pjongjang, główne siedlisko elit utrzymujących Kim Dzong Una przy władzy, nie chyli się ku upadkowi. W siedemdziesiąt lat od utworzenia Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej jej komunistyczna fasada wciąż miała się dobrze.

W przeciągu tych siedmiu dekad świat był świadkiem panowania wielu okrutnych dyktatorów, którzy dręczyli lud dla własnego interesu. Jak Adolf Hitler. Józef Stalin. Pol Pot. Idi Amin. Saddam Husajn. Muammar Kaddafi. Ferdinand Marcos. Mobutu Sese Seko. Manuel Noriega. Niektórzy z nich byli ideologami, inni kleptokratami. Wielu jednymi i drugimi.

Widzieliśmy też dyktatury dynastyczne. Na Haiti Papa Doc Duvalier przekazał władzę swemu synowi Baby Docowi, zaś w Syrii po prezydencie Hafizie al-Asadzie w państwie ster przejął jego syn Baszszar. Na Kubie Fidel Castro umożliwił objęcie najwyższych stanowisk swemu bratu Raulowi.

Na tym tle ród Kimów wyróżnia się jednak wyjątkową trwałością władzy. W okresie rządów Kim Ir Sena Stany Zjednoczone zaliczyły dziewięciu prezydentów, od Harry’ego S. Trumana począwszy, a na Billu Clintonie skończywszy. W tym samym czasie Japonia miała dwudziestu jeden premierów. Kim Ir Sen przeżył Mao Zedonga o blisko dwadzieścia lat, zaś Józefa Stalina o czterdzieści. Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna istnieje już dłużej niż Związek Radziecki.

Bardzo pragnęłam zrozumieć, jakim sposobem to osobliwe państwo i jego młody przywódca – wbrew wszystkiemu i wszystkim – ciągle trwają. Postanowiłam się więc dowiedzieć, czego tylko mogłam, o Kim Dzong Unie.

Szukając jakichkolwiek poszlak dotyczących tego zagadkowego młodzieńca, zaczęłam przeprowadzać wywiady z ludźmi, którzy mieli okazję zetknąć się z nim osobiście. Nie było łatwo. Mało kogo dopuszcza się przed oblicze Wielkiego Następcy, a i pośród wybrańców tylko nieliczni spędzają w jego obecności wystarczająco dużo czasu, aby móc się dowiedzieć czegoś znaczącego. Mnie jednak interesowały wszelkie, choćby najdrobniejsze, spostrzeżenia.

Dotarłam do ciotki i wuja Kim Dzong Una, którzy byli jego prawnymi opiekunami, kiedy przebywał w Szwajcarii. Udałam się do Berna, stolicy tego kraju, aby zyskać pojęcie o formatywnych latach przyszłego dyktatora. Przesiadywałam pod jego dawnym mieszkaniem i spacerowałam wokół szkoły, do której uczęszczał.

Dwukrotnie wylądowałam też w pewnej obskurnej knajpie w Alpach Japońskich, gdzie spotykałam się z Kenjim Fujimoto, spłukanym kucharzem, który niegdyś przyrządzał sushi dla ojca Kima, a dla niego samego stał się kimś w rodzaju towarzysza zabaw. Rozmawiałam z ludźmi, którzy zawitali do Korei Północnej wraz z koszykarzem Dennisem Rodmanem, i słyszałam od nich historie o pijatykach i innych ekscesach.

Gdy tylko dotarła do mnie wiadomość, że przyrodni brat Kim Dzong Una, Kim Dzong Nam, został zamordowany w Kuala Lumpur, bez wahania wskoczyłam w samolot. Zaledwie kilka godzin po zabójstwie byłam już na miejscu zbrodni. Zadekowałam się pod kostnicą, w której trzymano ciało, obserwując, jak gniewni północnokoreańscy urzędnicy przychodzą i odchodzą. Skierowałam się do ambasady Korei Północnej, gdzie odkryłam, że dziennikarze tak dali w kość pracownikom korpusu dyplomatycznego, że postanowili oni zdemontować dzwonek do bramy.

Udało mi się skontaktować z kuzynką Kim Dzong Nama, kobietą, która w zasadzie stała się jego siostrą i utrzymywała z nim kontakt po tym, jak sama uciekła z kraju, a on został wygnany. Przyjąwszy fałszywą tożsamość, od ćwierć wieku prowadziła zupełnie nowe życie.

Później, po ożywieniu w stosunkach dyplomatycznych na linii Korea Północna – Korea Południowa – USA, które przypadło na rok 2018, znalezienie kogoś, kto osobiście poznał przywódcę Korei Północnej, stało się dużo łatwiejsze.

Przedstawiciele Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych współorganizowali i uczestniczyli w spotkaniach Kim Dzong Una z prezydentami Mun Jae-inem i Donaldem Trumpem. Rozmawiałam z najróżniejszymi ludźmi, którzy mieli okazję zamienić kilka słów z Wielkim Następcą w Pjongjangu, od piosenkarki zza południowej granicy po niemieckiego działacza sportowego. Zdarzyło mi się nawet, że przewożąca Kima kolumna samochodów minęła mnie na ulicy w Singapurze. Z każdego otarcia się o osobę tego osobliwego potentata próbowałam wyciągnąć informacje, które pozwoliłyby mi go lepiej zrozumieć.

Wielokrotnie prosiłam też północnokoreańskich dyplomatów przy ONZ – wytwornych dżentelmenów urzędujących na Wyspie Roosevelta, żartobliwie zwanej czasem nowojorską republiką socjalistyczną – o możliwość przeprowadzenia wywiadu z samym wodzem. Pomysł śmiały, ale wcale nie tak zwariowany, jak mógłby się wydawać. Ostatecznie Kim Ir Sen przyjął grupę zagranicznych dziennikarzy na lunch tuż przed swą śmiercią w 1994 roku.

Powtarzałam więc prośbę przy każdym spotkaniu, a widywaliśmy się w pewnej restauracji w centrum Manhattanu, gdzie tamci nieodmiennie zamiast dania dnia zamawiali filet mignon za 48 dolarów. Nieodmiennie też w odpowiedzi na moje pytanie parskali śmiechem.

Przy ostatnim z tych manhattańskich obiadków, jakiś miesiąc po wizycie Donalda Trumpa w Korei Północnej w 2018 roku, złotousty dyplomata odpowiedzialny za kontakty z amerykańskimi mediami, ambasador Ri Yong Phil, wyśmiał mnie i powiedział:

– Wolno pani pomarzyć.

Zamiast posłuchać rady pana ambasadora, skupiłam się na poznawaniu prawdy o życiu poza pocztówkową stolicą, w miejscach, do których władze nie chciały mnie wpuścić. Dotarłam do wielu Koreańczyków, którzy poznali Kim Dzong Una nie osobiście, lecz przez jego ustawy: mieszkańców Korei Północnej, którzy zdołali przetrwać i wyrwać się spod panowania tyrana.

Przez lata pisania o „pustelniczym królestwie” spotkałam dziesiątki, jeśli nie setki osób, które uciekły przed kimistowskim reżimem. W amerykańskiej prasie nazywa się ich czasem „zbiegami”, ale nie lubię tego słowa, bo brzmi, jakby umykając przed opresją, popełnili jakąś zbrodnię. Wolę określenie „uciekinierzy” albo „uchodźcy”.

Dziś znalezienie osób gotowych dzielić się swoimi doświadczeniami staje się coraz trudniejsze. Częściowo wynika to z faktu, że za rządów Kim Dzong Una – w wyniku uszczelnienia granic i poprawy standardu życia – fala uchodźców przemieniła się w strumyczek. Inny problem stanowią rosnące oczekiwania, że uchodźcom będzie się płacić za ich historie, co z punktu widzenia etyki dziennikarskiej jest niedopuszczalne.

Dzięki organizacjom, które pomagają ludziom uciec z Korei Północnej bądź osiedlić się w Korei Południowej, byłam jednak w stanie skontaktować się z wieloma uchodźcami gotowymi porozmawiać ze mną bez zapłaty. Należeli do nich przedstawiciele najróżniejszych grup społecznych: urzędnicy i handlarze, którym dobrze się wiodło w Pjongjangu, mieszkańcy pogranicza żyjący ze sprzedaży swoich produktów na targach, więźniowie skazani za najbłahsze wykroczenia.

Wśród osób, z którymi rozmawiałam, były też takie, które wierzyły, że pod przewodnictwem młodego wodza kraj zmieni się na lepsze, a nawet takie, które nie potrafiły ukryć dumy z tego, że dzięki niemu Korea Północna posiada własny program nuklearny, czym nie mogą się pochwalić jej bogatsi sąsiedzi.

Z niektórymi uciekinierami spotykałam się w Korei Południowej, często na przedmieściach, w tanich grill barach, do których chadzali po pracy. Z innymi rozmawiałam blisko brzegów rzeki Mekong, siedząc na podłodze w obskurnych hotelikach w Laosie i Tajlandii, gdzie mogli na chwilę odetchnąć w czasie ucieczki.

Największe niebezpieczeństwo groziło tym, którzy znaleźli się w północnych Chinach. Chińczycy traktują koreańskich uchodźców jak imigrantów ekonomicznych i odsyłają ich do kraju, aby mogli zostać odpowiednio ukarani przez tamtejsze władze. Mimo to uciekinierzy ci, kryjąc się w użyczonych im mieszkaniach, odważnie zgodzili się podzielić ze mną swoimi historiami.

Poświęciwszy setki godzin na przeprowadzenie wywiadów w ośmiu różnych krajach, w końcu zdołałam skompletować układankę zwaną Kim Dzong Unem. To, czego się dowiedziałam, nie wróży dobrze 25 milionom ludzi wciąż uwięzionym w Korei Północnej.Przypisy końcowe

Rozdział I. Początki

„Korean Pictorial” 1986, nr styczniowy.

Lee U Hong, Angu na kyowakoku: Kita Chosen kogyo no kikai, Tokyo, Aki shobo, 1990, s. 20.

Ibidem, s. 32, 118, 168.

Yi Han-yong, Taedong River Royal Family: My 14 Years Incognito in Seoul, Seoul, Dong-a Ilbo, 1996.

Ju-min Park, James Pearson, In Kim Jong Un’s Summer Retreat, Fun Meets Guns, „Reuters”, 10.10.2017.

Kim Ir Sen, With the Century, t. 2, Pjongjang, Foreign Languages Publishing House, 1992, s. 54.

Szczegóły dotyczące planów Stalina wobec Kim Ir Sena, Cho Man Sika, a także bankietów Kim Ir Sena, za: Blaine Harden, The Great Leader and the Fighter Pilot, Nowy Jork, Penguin Books, 2015, s. 64–66.

Szczegóły dotyczące powrotu Kim Ir Sena do Korei Północnej i poglądów Sowietów na jego temat, za: Bradley K. Martin, Under the Loving Care of the Fatherly Leader: North Korea and the Kim Dynasty, New York, Griffin, 2006, s. 46–52.

Szczegóły dotyczące przyjęcia Kim Ir Sena na zjeździe, za: B. Harden, The Great Leader and the Fighter Pilot…, s. 67.

B.K. Martin, Under the Loving Care…, s. 52–53; Andrei Lankov, The Real North Korea: Life and Politics in the Failed Stalinist Utopia, Oxford, Oxford University Press, 2014, s. 6.

Baik Bong, Kim Il Sung, t. 2, Tokyo, Miraisha Publishing, 1970, s. 55–56.

B.K. Martin, Under the Loving Care…, s. 67.

Bruce Cumings, The Korean War: A History, New York, Modern Library Edition, 2010, s. 152.

Blaine Harden, The US War Crime North Korea Won’t Forget, „Washington Post”, 24.03.2015.

Strategic Air Warfare: An Interview with Generals Curtis E. LeMay, Leon W. Johnson, David A. Burchinal, and Jack J. Catton, Richard H. Kohn, Joseph P. Harahan (red.), Office of Air Force History, US Air Force, 1988, s. 88.

„Record of a Conversation with Illarion Dmitriyevich Pak, Chairman of the Jagang Provincial People’s Committee”, 13.04.1955, History and Public Policy Program Digital Archive, RGANI fond 5, opis 28, delo 314., tłum. dla NKIDP Gary Goldberg. https://digitalarchive.wilsoncenter.org/document/116308.

Suh Dae-sook, Kim Il Sung: The North Korean Leader, New York, Columbia University Press, 1988, s. 302.

Don Oberdorfer, The Two Koreas: A Contemporary History, New York, Little, Brown and Company, 1998, s. 347.

„GDR Ambassador Pyongyang to Ministry for Foreign Affairs, Berlin”, 14.04.1975, History and Public Policy Program Digital Archive, Political Archive of the Foreign Office, Ministry of Foreign Affairs (PA AA, MfAA), C 6862.

Kim Hakjoon, Dynasty: The Hereditary Succession Politics of North Korea, Stanford, Shorenstein Asia-Pacific Research Center, 2017, s. 87.

Kim Dzong Il, Brief History, Pjongjang, Foreign Languages Publishing House, 1998.

D. Oberdorfer, The Two Koreas…, s. 341.

David Sanger, Kim Il Sung Dead at 82, „New York Times”, 09.07.1994.

Anna Fifield, Selling to Survive, „Financial Times”, 20.11.2007.

Kim H., Dynasty…, s. 131.

Ri Nam Ok, kuzynka Kim Dzong Nama, sądziła, że za ruchem tym stała Ko Yong Hui. Za nieopublikowaną książką Imogen O’Neil The Golden Cage: Life with Kim Jong Il, a Daughter’s Story.

I. O’Neil, The Golden Cage…

Kim H., Dynasty…, s. 153.

Kenji Fujimoto, I Was Kim Jong-il’s Cook, Tokyo, Fusosha Publishing, 2003.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: