24,00 zł
"Jest pan chory na raka" - taką diagnozę usłyszał Antoni Włodzimierz Piotrowski, kiedy okazało się, że przyczyną wykrytej u niego anemii jest guz jelita grubego. Co zrobił chory? Załamał się, zrezygnował z walki o zdrowie, a może odnalazł w sobie siłę do życia? Odpowiedź znajdziemy w książce "Pięć razy rak, czyli kolekcjoner mimo woli". Jej tytuł mówi wszystko. Antoni Włodzimierz Piotrowski pięciokrotnie słyszał słowa, które dla wielu byłyby wyrokiem: rak jelita grubego z przerzutem na wątrobę, rak prostaty, rak płuc oraz rak skóry w okolicach nosa i pleców. Ta książka jest historią zwycięstwa nad chorobą, opowieścią o tym, jak nie poddać się, kiedy spotyka nas najgorsze. Ale autor dał nam coś jeszcze: "Pięć razy rak" uczy radości życia, którą powinniśmy pielęgnować bez względu na to, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 24
Opieka redakcyjna
Beata Dobrzyniecka
Redaktor prowadzący
Agnieszka Gortat
Korekta
Elżbieta RękosiewiczKinga Kosiba
Opracowanie graficzne i skład
Marzena Jeziak
Projekt okładki
Aleksandra Sobieraj
© Copyright by Borgis 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie I
Warszawa 2019
ISBN: 978-83-62993-41-3
Wydawca
Borgis sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 Warszawatel. +48 (22) 648 12 44
Druk: Sowa Sp. z o.o.
Nadzieja jest potrzebna wszystkim.Chorym na raka jest ona niezbędna, gdyż bez niej tracą chęć do życia.
Pod koniec 2017 roku minęło dziesięć lat od chwili, gdy usłyszałem po raz pierwszy diagnozę – rak jelita grubego z przerzutem na wątrobę. Wówczas informację tę potraktowałem jak wyrok śmierci. Nie przypuszczałem, że jest to początek osobliwej kolekcji, do której dołączy rak prostaty, rak płuca oraz dwukrotnie rak skóry. Jednym z celów napisania tej książki jest chęć podzielenia się moimi doświadczeniami w walce o życie. Siłą rzeczy są one bardzo subiektywne, jak w każdym indywidualnym przypadku choroby. Zarówno moje poglądy, jak i zebrane opinie na temat walki z rakiem mogą być dla niektórych kontrowersyjne. Podczas rozmów z lekarzami onkologami okazało się, iż nie jestem wyjątkiem, gdyż podobnych „kolekcjonerów” jest więcej. Fakt ten daje nadzieję chorym na raka i pokazuje, iż mimo śmiertelnego zagrożenia można żyć – i to w zupełnie niezłej kondycji.
Guzy nowotworowe towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów. Ponad 400 lat p.n.e. Hipokrates skojarzył, iż promieniście rozchodzące się od narośli nowotworowej naczynia krwionośne są bardzo podobne do odnóży kraba śródziemnomorskiego, a cała zmiana przypomina tego skorupiaka. Mniej więcej od tego czasu zaczęto używać słowa „rak” na określenie schorzenia tego rodzaju. W czasach współczesnych termin ten został przypisany jedynie nowotworom złośliwym zdolnym do przerzutów w całym organizmie. Do tej kategorii zaliczono również nowotwory niedające przerzutów do innych organów, a sklasyfikowane jako „złośliwość miejscowa”. Dotyczy to głównie pewnej grupy nowotworów skóry, które niszczą coraz większy obszar przyległy oraz położone głębiej struktury ciała. Miały one również udział między innymi w historii moich chorób.
Niewłaściwym jest przyznawanie patronatu nad tymi ciężkimi schorzeniami skorupiakowi rzecznemu. Pogląd taki pokutuje głównie w opinii ludowej jako alegoria choroby, która wielkimi szczypcami wygryza organizm człowieka od środka. Do niedawna, a w niektórych wypadkach i obecnie, diagnoza z rakiem w treści orzeczenia lekarskiego traktowana jest jako bezwzględny wyrok śmierci. Jest to opinia z gruntu nieprawdziwa. Nie uwzględnia ona aktualnych wyników walki z tą chorobą – dzięki kolosalnemu postępowi medycyny przeżywalność pacjentów jest bez porównania większa niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Nawet najgroźniejsze nowotwory złośliwe są obecnie pomyślnie leczone. Istotny jest również fakt, iż w wielu przypadkach kondycja pacjentów po wyjściu z choroby niewiele odbiega od kondycji ludzi zdrowych.