System Putina - Igor Eidman - ebook + audiobook + książka

System Putina ebook i audiobook

Eidman Igor

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

System Putina

SOS dla świata autorstwa rosyjskiego eksperta poleca Garri Kasparov, światowej sławy szachista. Autor przeżył koniec demokracji we własnym kraju i widzi potrzebę ostrzeżenia czytelników przed zagrożeniem, jakim jest Rosja Putina. Czy czeka nas długi teraz długi czas braku stabilności i społeczna oraz politycznej regresja? Czy Europie grozi wojna? Od samego początku Eidman przedstawia reżim w Rosji jako pioniera i przywódcę nowego, skrajnie prawicowego ruchu konserwatywnego. Wymienia Putina razem z takimi politykami jak Trump, Erdogan, Marine le Pen, Orban i inni. Agresywny reżim stworzony przez Putina na wschodzie Europy usiłuje odbudować swoją bazę w dawnej sowieckiej strefie wpływów. Autor opisuje, jak Putin próbuje wpływać na opinię publiczną w krajach zachodnich w celu destabilizacji politycznego status quo, jak wspiera skrajnie prawicowe organizacje na całym świecie i jak Moskwa stała się centrum dowodzenia neokonserwatywną rewolucją.

Eidman analizuje, jak Putin doszedł do władzy i jak - pod różnymi pretekstami - przekształcił Rosję w autokratyczny reżim. Książkę Eidmana należy postrzegać nie tylko jako terapię szokową dla rusofilów, ale także jako szansę na adekwatną ocenę sytuacji i towarzyszącego jej niebezpieczeństwa. W opinii autora tolerowanie Putina jest równoznaczne z akceptacją neokonserwatywnej rewolucji, przez którą liberalny Zachód ma zostać zredukowany do modelu Putina. Dzięki swojemu doświadczeniu w pracy w wysokich rosyjskich kręgach politycznych Eidman posiada ważne informacje poufne, którymi dzieli się z czytelnikami tej książki. O autorze: opisanie dla New York Timesa afery korupcyjnej w Dumie zmusiło go do emigracji w obawie o życie swoje i rodziny . Chwilę później w Moskwie został zamordowany jego kuzyn, lider opozycji Borys Niemcow. Obecnie Eidman pisze dla znanych niemieckojęzycznych gazet takich jak Süddeutsche Zeitung czy Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 13 min

Lektor: JARO SOBIERAJEWICZ

Oceny
4,5 (4 oceny)
2
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa Garriego Kasparowa

Igor Eid­man to nie tylko poważny socjo­log, ale rów­nież bły­sko­tliwy publi­cy­sta, dla­tego też jego książka sta­nowi rzad­kie połą­cze­nie dogłęb­nej ana­lizy tego, co dzieje się w Rosji, z fascy­nu­jącą, wcią­ga­jącą formą pre­zen­ta­cji. Jest jed­nym z nie­licz­nych rosyj­skich auto­rów, któ­rzy już w począt­ko­wej fazie reżimu Putina bez­błęd­nie okre­ślili jego istotę. Pra­wi­dłowe posta­wie­nie dia­gnozy pozwo­liło Eid­manowi doko­nać wła­ści­wej pro­gnozy roz­woju cho­roby: zmie­rza­nie w kie­runku usta­nowienia w Rosji cał­ko­wi­tej dyk­ta­tury faszy­stow­skiej.

Ter­min „faszyzm”, w ostat­nich latach wyświech­tany fra­zes nad­uży­wany przez publi­cy­stów i poli­ty­ków, zmie­nił się w banalne prze­kleń­stwo. Igor Eid­man przy­wraca pier­wotne, praw­dziwe zna­cze­nie temu poli­to­lo­gicz­nemu ter­mi­nowi, sto­suje go do współ­cze­snej sytu­acji i znaj­duje w reżi­mie Putina wiele cech, które zbli­żają go do faszy­stow­skich dyk­ta­tur ubie­głego wieku.

Eid­man nie zaak­cep­to­wał fał­szy­wej rze­czy­wi­sto­ści narzu­co­nej przez maszynę pro­pa­gan­dową, tak jak zaak­cep­to­wała ją więk­szość ana­li­ty­ków (czy to w wyniku szcze­rego zbłą­dze­nia, czy wyra­cho­wa­nego cyni­zmu), zacho­wał obiek­ty­wizm i traf­ność swo­ich ocen tego, co dzieje się w Rosji.

Książka Eid­mana jest prze­strogą, zmu­sza do zasta­no­wie­nia się nad glo­bal­nym zagro­że­niem, które stwa­rza reżim Putina. Eid­man ostrzega: jeśli oka­żemy lek­ko­myśl­ność i przy­zwo­le­nie na agre­sywną dyk­ta­turę Putina, świat cze­kają straszne próby.

Książka ta jest obo­wiąz­kową lek­turą dla tych, któ­rzy chcą lepiej zro­zu­mieć istotę pro­ce­sów prze­bie­ga­ją­cych w Rosji, algo­rytm podej­mo­wa­nia przez Putina naj­waż­niej­szych decy­zji oraz per­spek­tywy pokoju i wojny w Euro­pie.

Przedmowa do nowego wydania

Piszę obec­nie wstęp do nowego wyda­nia mojej książki o Puti­nie i jego reżi­mie, ale nie jestem pewny, czy ono się ukaże. Nie, nie myślę, że wydaw­nic­two zre­zy­gnuje. Po pro­stu do tego czasu może już nie być ani wydaw­nic­twa, ani mnie. Moż­liwe, że znaj­du­jemy się na skraju kata­strofy nukle­ar­nej. Praw­do­po­do­bień­stwo takiego roz­woju wyda­rzeń cały czas rośnie. I świat dopro­wa­dził do tego boha­ter mojej książki.

Pisa­łem w niej o tym, że Putin się nie zatrzyma i dopro­wa­dzi ludz­kość do wiel­kiej wojny. Nie­stety, moje obawy były uza­sad­nione. Jed­no­cze­śnie nie stało się nic nie­spo­dzie­wa­nego. Wojna od dawna sta­no­wiła przed­miot kultu nowej rosyj­skiej pań­stwo­wej reli­gii oby­wa­tel­skiej, reli­gijne prze­zna­cze­nie reżimu Putina.

Rosja była brze­mienna glo­balną wojną. Przez cały czas przy­go­to­wy­wała się do porodu, który roz­po­czął się w tym roku. Hitle­rem kie­ro­wała nie­po­mierna para­no­iczna idea prze­zwy­cię­że­nia hańby trak­tatu wer­sal­skiego. Putin ma dokład­nie taką samą para­noję na punk­cie roz­padu ZSRS. Każda próba rewi­zji tery­to­rial­nych usta­leń trak­tatu wer­sal­skiego pro­wa­dziła do wojny. Odbu­dowa, nawet czę­ściowa, sowiec­kiego impe­rium jest tak samo nie­moż­liwa bez wiel­kiej wojny.

Zarówno spo­łeczno-poli­tyczne, jak i reli­gijno-ide­olo­giczne pre­fe­ren­cje rosyj­skiej elity ska­zują ją na wojnę. Zatrzy­mać ją może wyłącz­nie sro­motna porażka, klę­ska mili­tarna w Ukra­inie. W prze­ciw­nym razie Kreml nie powstrzyma się rów­nież przed wojną ato­mową z Zacho­dem.

Rosyj­ska opo­zy­cja, mię­dzy innymi Alek­siej Nawalny, któ­rego nie­zwy­kle cenię, długo uprasz­czała obraz wła­dzy. Uwa­żano, że elita Putina to grupa oszu­stów i zło­dziei, któ­rych cele spro­wa­dzają się do oso­bi­stego wzbo­ga­ce­nia. Chcia­łoby się powie­dzieć sło­wami poety: „Boże, jacy byli­śmy naiwni”. Wraz z począt­kiem kata­stro­fal­nej inwa­zji wynisz­cza­ją­cej nie tylko lud­ność kraju, lecz także elitę rzą­dzącą, osta­tecz­nie wyszło na jaw, że kie­ruje się ona moty­wami o wiele poważ­niej­szymi niż chci­wość. Jeśli anek­sję Krymu jesz­cze jakoś dało się wytłu­ma­czyć próbą ode­rwa­nia Rosjan od ich codzien­nych pro­ble­mów, to obecna samo­bój­cza dla Rosji wojna po pro­stu prze­kro­czyła gra­nicę racjo­nal­no­ści. Nie ozna­cza to, że oni nie kradną i nie biorą łapó­wek – kradną i biorą. Tylko nie to jest naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­nym dla nich moty­wem. Czi­ka­tiło rów­nież był zło­dzie­jem, a Göring korup­cjo­ni­stą. Ale pamię­tamy ich z innego powodu.

Wła­dzę w Rosji dzierżą tak zwani siło­wicy. Ta zawo­dowa kasta zacho­wała się prak­tycz­nie nie­zmie­niona od cza­sów ZSRS, a póź­niej „wol­nej” jel­cy­now­skiej Rosji. Rosyj­scy mili­cjanci, ofi­ce­ro­wie, cze­ki­ści zawsze w więk­szo­ści byli agre­so­rami, kse­no­fo­bami, rasi­stami, szo­wi­ni­stami. Wielu z nich jest sko­rum­po­wa­nych, ale upo­je­nie prze­mocą jest dla nich waż­niej­sze niż radość pły­nąca z kon­sump­cji. Prze­moc to ich powie­trze, bez niego nie prze­żyją ani jed­nego dnia. Postrze­gają swoją służbę przede wszyst­kim jako doj­ście do nie­kon­tro­lo­wa­nej prze­mocy wobec oto­cze­nia, zwłasz­cza tych, któ­rzy róż­nią się od nich men­tal­no­ścią, naro­do­wo­ścią, wyglą­dem.

Putin dopro­wa­dził ich do wła­dzy. Przez wszyst­kie te lata żyli prze­mocą, zabi­ja­jąc to swo­ich (Rosjan, któ­rzy przy­pad­kiem tra­fili w ich ręce), to obcych (Cze­cze­nów, Gru­zi­nów, Syryj­czy­ków, Ukra­iń­ców, rosyj­skich opo­zy­cjo­ni­stów i ucie­ki­nie­rów itd.). W ostat­nim cza­sie naj­waż­niej­szym przed­mio­tem ich nie­na­wi­ści i sady­stycz­nej żądzy stała się Ukra­ina.

W pew­nym momen­cie przy­wódca siło­wi­ków osta­tecz­nie stra­cił rozum i popro­wa­dził ich na samo­bój­czą kru­cjatę prze­ciw całemu światu. Wie­lo­mi­lio­nowa zgraja takichże men­tal­nych agre­so­rów krzy­czy im „hura!”, sie­dząc na swo­ich kana­pach.

Ide­olo­gią tych ludzi jest nowy rosyj­ski faszyzm, o któ­rym piszę w tej książce. Faszyzm ten opiera się na pań­stwo­wym kul­cie wojny.

Wojna to oby­wa­tel­ska reli­gia współ­cze­snej Rosji. U pod­staw sowiec­kiej ide­olo­gii leżała komu­ni­styczna uto­pia, czyli histo­ria o szczę­śli­wej przy­szło­ści, któ­rej moment nasta­nia nada sens i uspra­wie­dliwi wszyst­kie dotych­cza­sowe eks­cesy.

Gdy wiara w komu­nizm umarła, rzą­dząca nomen­kla­tura wymy­śliła nową uto­pię – histo­rię o boha­ter­skiej prze­szło­ści wojen­nej, która uspra­wie­dli­wia dzi­siej­sze brud i nik­czem­ność.

Histe­ryczne wychwa­la­nie minio­nego wiel­kiego zwy­cię­stwa ma za zada­nie stwo­rzyć obraz lep­szej, peł­nej nadziei przy­szło­ści. Nowa rosyj­ska uto­pia pań­stwowa to już nie komu­nizm, lecz przy­szła wielka zwy­cię­ska wojna. Nie bez powodu tak bar­dzo popu­larne jest obec­nie hasło „Możemy powtó­rzyć!”. Ta długo wycze­ki­wana wojna sta­nowi swo­isty rodzaj rosyj­skiego dżi­hadu mają­cego na celu znisz­cze­nie dia­bel­skiego świata, czyli Zachodu.

W Rosji Putina ukształ­to­wała się i została zatwier­dzona w cha­rak­te­rze pań­stwo­wej syn­kre­tyczna reli­gia oparta na syn­te­zie tra­dy­cyj­nego ofi­cjal­nego pra­wo­sła­wia i neo­po­gań­skiego kultu Zwy­cię­stwa, z prze­wagą tego ostat­niego.

Kult Zwy­cię­stwa w wiel­kiej woj­nie ojczyź­nia­nej z wyprze­dze­niem uspra­wie­dli­wiał i przy­bli­żał nową wojenną masa­krę.

Pań­stwo, któ­rego naj­waż­niej­szym świę­tem jest zwy­cię­stwo w minio­nej wiel­kiej woj­nie, nie­uchron­nie musiało wywo­łać nową.

Przez dłu­gie lata wpro­wa­dzano w Rosji pań­stwową reli­gię wojny. Odby­wały się mon­stru­alne pochody z por­tre­tami wal­czą­cych przod­ków (Nie­śmier­telny Pułk), objaz­dowe pokazy w kraju sta­rych czoł­gów i zdo­bycz­nej broni. Zbu­do­wano nie­do­rzeczną pół­po­gań­ską świą­ty­nię sił zbroj­nych z fura­żerką Hitlera w roli naj­waż­niej­szej reli­kwii.

Śmia­li­śmy się z tego mara­zmu. Darem­nie. W ten spo­sób bowiem na wol­nym wiecz­nym ogniu zwy­cię­stwa przy­go­to­wy­wano duszone mięso armat­nie dla przy­szłych wojen. Co wię­cej – sama elita Putina, gra­jąc w nową reli­gię, stra­ciła poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści i uwie­rzyła, że naprawdę może powtó­rzyć wiel­kie wojenne zwy­cię­stwo, któ­rego kult pro­pa­go­wała.

Putin & Co. pró­bują przed­sta­wić obecną wiel­ko­ska­lową inwa­zję na Ukra­inę jako wojnę reli­gijną (reli­gii zwy­cię­stwa). Wła­śnie dla­tego z upo­rem maniaka powta­rzają o dena­zy­fi­ka­cji Ukra­iny i nazy­wają ukra­iń­skich żoł­nie­rzy nazi­stami.

Nowa reli­gia, jak przy­stało na ple­mienne pogań­skie wie­rze­nia, jest oparta na kul­cie wojny: przod­ków wojow­ni­ków, wojen­nych zwy­cięstw (przede wszyst­kim w II woj­nie świa­to­wej) i zbroj­nych anek­sji (w pierw­szej kolej­no­ści Krymu), broni (od czoł­gów zwy­cięstwa po kre­sków­kowe super­ra­kiety, któ­rymi Putin grozi światu), woj­sko­wych przy­wód­ców (Sta­lin, Putin). Naj­waż­niej­sze reli­gijne święto to Dzień Zwy­cię­stwa, 9 maja. Naj­waż­niej­szy kolek­tywny obrzęd – pochód Nie­śmier­tel­nego Pułku.

W reli­gii tej zna­cząco domi­nuje ele­ment pogań­ski. Zacho­wał się chrze­ści­jań­ski ento­urage, ale stał się dru­go­rzędny. Dla Rosjan 9 maja od dawna jest waż­niej­szy od Wiel­ka­nocy i Bożego Naro­dze­nia (potwier­dziły to socjo­lo­giczne bada­nia). Pokazy w kraju rzad­kich czoł­gów T-34 i innej broni zwy­cię­stwa kon­ku­rują o popu­lar­ność z objaz­dami chrze­ści­jań­skich reli­kwii. Opo­wie­ści Putina i ani­ma­cje na temat mitycz­nej rosyj­skiej super­broni są praw­dzi­wymi kaza­niami tele­wi­zyj­nymi, w któ­rych wychwala się obiekty nowego kultu (broń, wojnę, śmierć). I kaza­nia te stały się w Rosji o wiele bar­dziej popu­larne niż tra­dy­cyjne chrze­ści­jań­skie.

Nowa reli­gia zbu­do­wała główną świą­ty­nię. Jest to świą­ty­nia zbroj­nych sił Rosji w parku Patriota, która łączy w sobie sym­bo­likę obu ele­men­tów nowego dogmatu – ofi­cjal­nego pra­wo­sła­wia i pogań­skiego kultu wojny – ze zna­czącą domi­na­cją neopogań­skiego kom­po­nentu, aż do stopni wyko­na­nych z prze­to­pio­nej broni Wehr­machtu i woj­sko­wych orde­rów w kształ­cie sierpa i młota na ścia­nach.

Pochód Nie­śmier­tel­nego Pułku to nie tylko kam­pa­nia PR-owa mająca na celu zjed­no­cze­nie ludzi wokół wła­dzy. Jest to ważny obrzęd nowej oby­wa­tel­skiej reli­gii pań­stwo­wej. Jego formę bez­czel­nie ścią­gnięto z pra­wo­sław­nej pro­ce­sji. Trudno nie zauwa­żyć zewnętrz­nego podo­bień­stwa. Tylko że zamiast ikon z wize­run­kami świę­tych ludzie niosą powięk­szone foto­gra­fie dziad­ków. To pocho­dzi już z kultu przod­ków w róż­nych wie­rze­niach, które chrze­ści­ja­nie nazy­wają pogań­skimi. W ten spo­sób pochód Nie­śmier­tel­nego Pułku jest obrzę­dem chrze­ści­jań­skim w for­mie i pogań­skim w tre­ści. Podob­nie jak i cała nowa syn­kre­tyczna reli­gia pań­stwowa.

Rosyj­skie pań­stwo zaczyna być teo­kra­tyczne. Jego przy­wódca zmie­nia się w swego rodzaju pierw­szego kapłana reli­gii pań­stwowej.

Nie bez powodu na czele pochodu Nie­śmier­tel­nego Pułku w cza­sach przed­co­vi­do­wych zamiast kapłana szedł Putin-syn z por­tre­tem Putina-ojca, a na pochód, jak napi­sał pewien patriota, „zstą­pił święty duch zwy­cię­stwa”.

Credo nowej wiary brzmi mniej wię­cej tak:

• wie­rzę w nasze wiel­kie zwy­cię­stwo,

• w doko­na­nia świę­tych przod­ków-wojow­ni­ków, któ­rzy ura­to­wali całą nie­wdzięczną ludz­kość,

• w genial­nego Sta­lina, który spra­wił, że cały świat nas sza­nuje i lęka się nas,

• w wiel­kiego Putina, który zstą­pił na Kreml dla nas i dla naszego zba­wie­nia, który chroni nas przed zacie­kłymi wro­gami z zagra­nicy,

• w nasz lud zwy­cięzcę, naj­bar­dziej spra­wie­dliwy i prawy,

• w nasz kraj obfity i bogaty, który wszy­scy wokół pró­bują skrzyw­dzić, a jego nie­zli­czo­nym bogac­twem zawład­nąć,

• we wro­gów zachod­nich, na nasze dobro spo­glą­da­ją­cych, w nik­czem­nych ban­de­row­ców im słu­żą­cych,

• w naszą nie­zwy­cię­żoną armię, w naszą wszyst­ko­wi­dzącą służbę wywia­dow­czą i super­broń naszą wszech­mocną, która nie ma i nie może mieć pre­ce­den­sów,

• w Krym­nasz od dzi­siaj i na wieki wie­ków,

• w powtó­rze­nie wiel­kiego zwy­cię­stwa w przy­szłej woj­nie, któ­rej nie chcemy, ale którą wro­go­wie pró­bują nam narzu­cić.

Reli­gia wojny jest praw­do­po­dob­nie popu­lar­niej­sza od pra­wo­sła­wia, a w jej obrzę­dach uczest­ni­czy wię­cej Rosjan niż w cer­kiew­nych. Na przy­kład w pocho­dzie Nie­śmier­tel­nego Pułku w tym roku pla­no­wała wziąć udział jedna trze­cia Rosjan, a w litur­gii Wiel­ka­nocy zazwy­czaj bie­rze nie wię­cej niż 5 proc., nawet wśród pra­wo­sław­nych. 9 maja dla więk­szo­ści miesz­kań­ców Rosji (71 proc.) stał się naj­waż­niej­szym świę­tem. Znacz­nie wyprze­dza w tym zesta­wie­niu pra­wo­sławną Wiel­ka­noc (31 proc.) i Boże Naro­dze­nie (25 proc.). Dodat­kowo jego popu­lar­ność szybko rośnie (przez 12 lat o 30 proc.), a popu­lar­ność naj­waż­niej­szych świąt chrze­ści­jań­skich prak­tycz­nie się nie zmie­nia. Głów­nymi reli­gij­nymi sym­bo­lami Rosji Putina nie są chrze­ści­jań­ski krzyż i ikona, lecz neo­po­gań­skie pochody z por­tre­tami przod­ków-wojow­ni­ków i sakralne wstążki św. Jerzego, które sym­bo­li­zują woj­skowe zwy­cię­stwa. Rola Rosyj­skiego Kościoła Pra­wo­sław­nego nawet w sfe­rze ide­olo­gicz­nej służby pań­stwo­wej staje się dru­go­rzędna. Na Boże Naro­dze­nie świą­ty­nie odwie­dza mniej niż 2 proc. lud­no­ści, a na Wiel­ka­noc mniej niż 3,5 proc. Oto cała pra­wo­sławna armia Rosyj­skiego Kościoła Pra­wo­sław­nego. Liczy się tylko biz­nes, nic pry­wat­nego.

Nowa syn­kre­tyczna reli­gia, która zajęła miej­sce pra­wo­sła­wia, jest nie­wła­ści­wie nazy­wana sza­leń­stwem zwy­cię­stwa – pabie­do­bie­sjem1. U jej pod­staw leży nie tyle kult zwy­cię­stwa, ile kult wojny. To wła­śnie ją wielbi rosyj­ski esta­bli­sh­ment. Dla­tego wła­śnie zaczął on świę­to­wać 22 czerwca (dzień, w któ­rym nazi­stow­skie Niemcy naje­chały na ZSRS) jak Święto Naro­dze­nia Wojny. W nowej reli­gii wojna to nowy Chry­stus, 22 czerwca – Boże Naro­dze­nie, a 9 maja – Święta Wiel­ka­noc Wojny. Wete­rani są apo­sto­łami wojny, prze­ka­zują żywe świa­dec­two o niej i jej cudach. Rosja­nie zaś są naro­dem wybra­nym przez Boga, czyli wojnę.

Reli­gia wojny jest zde­cy­do­wa­nie zma­sku­li­ni­zo­wana. Sta­lin i naród rosyj­ski uosa­biają w jej mito­lo­gii męski jasny począ­tek, a Hitler i Niemcy – kobiece, ciemne, nie­wierne. Wojna poczęta w miło­ści pomię­dzy Sta­linem (bogiem) i Hitle­rem (dia­błem) zaczęła się od pod­łej zdrady Führera, który poka­zał swoją dia­bel­ską istotę, a zakoń­czyła się rytu­al­nymi maso­wymi gwał­tami przez rosyj­skich żoł­nie­rzy na Niem­kach (i sym­bo­licz­nie na samym Hitle­rze). Adepci reli­gii wojny zapew­niają, że mogą powtó­rzyć, i wybie­rają się do Ber­lina za Niem­kami, pró­bu­jąc w ten spo­sób zade­mon­stro­wać swoją męską siłę na wzór nie­któ­rych papu­askich ple­mion, gdzie doro­śli męż­czyźni noszą duże, groźne drew­niane osłony na małych peni­sach.

Wojną wybrany rosyj­ski naród prze­szedł przez męki drogi krzy­żo­wej wojny, a następ­nie śmier­cią śmierć zwy­cię­ża­jąc, stał się nie­śmier­telny. Święci wojny to dziad­ko­wie na iko­nach Nie­śmier­tel­nego Pułku. Wie­rzący w wojnę cze­kają na jej powtórne przyj­ście, czyli III wojnę świa­tową, gdy wszy­scy nie­wierni zdechną, a przez Boga (wojnę) wybrany naród trafi do raju. Bez­po­śred­nio mówi o tym w stylu pro­ro­ków escha­to­lo­gicz­nych kul­tów patriar­cha nowej reli­gii Putin.

Nie­któ­rzy funk­cjo­na­riu­sze Rosyj­skiego Kościoła Pra­wo­sław­nego już zro­zu­mieli, że ich Kościół gra teraz rolę dru­go­pla­nową, pod­po­rząd­ko­waną, obsłu­gu­jąc nowy pogań­ski kult. Kapłan die­ce­zji nowo­sy­bir­skiej hie­rom­nich Joann (Kur­mo­ja­row) powie­dział wprost: „Ogromna liczba duchow­nych w naszym Kościele to banalni kapłani pogań­skiego kultu”. Za co od razu otrzy­mał zakaz peł­nie­nia posługi kapłań­skiej.

Ide­owa pod­stawa nowej reli­gii oby­wa­tel­skiej to szo­wi­nizm i kse­no­fo­bia. W jej cen­trum znaj­duje się mit o wiecz­nej kon­fron­ta­cji Rosji z Zacho­dem, który rze­komo pró­buje ode­brać nam nasze zasoby natu­ralne, suwe­ren­ność i nawet jedyną słuszną orien­ta­cję sek­su­alną. Naj­waż­niej­szym wro­giem w takim czarno-bia­łym obra­zie świata są Stany Zjed­no­czone, które odzie­dzi­czyły ten sta­tus po nazi­stow­skich Niem­czech. Rosyj­scy pro­pa­gan­dy­ści otwar­cie nazy­wają już USA spad­ko­biercą nazi­zmu i pań­stwem dia­bła. Nie­przy­pad­kowo 9 maja można było zoba­czyć w Moskwie na samo­cho­dach naklejki „1941-1945. Możemy powtó­rzyć”, na któ­rych Rosja­nin roz­pra­wia się z małymi ludzi­kami – naj­pierw zamiast głowy miały sym­bole nazi­stow­skie, a następ­nie ame­ry­kań­skie.

Celem nowej reli­gii jest zjed­no­cze­nie lud­no­ści wokół wła­dzy w przeded­niu rosyj­skiego dżi­hadu, ostat­niej kru­cjaty prze­ciw nie­wier­nemu Zacho­dowi – III ato­mo­wej wojny świa­to­wej. Przy czym nie tylko oby­wa­teli Rosji, ale rów­nież – na co kła­dzie się szcze­gólny akcent – rosyj­sko­ję­zycz­nej dia­spory na całym świe­cie zwią­za­nej gene­tyczną pamię­cią o woj­nie. Nowe obrzędy, jak np. pochód Nie­śmier­tel­nego Pułku, poma­gają ich uczest­ni­kom na całym świe­cie utoż­sa­miać się z przod­kami, któ­rzy razem prze­ciwstawili się wspól­nemu wro­gowi. Robi się to, żeby ludzie poczuli taką samą jed­ność rów­nież w walce z obec­nymi prze­ciwnikami Rosji.

Nowa oby­wa­tel­ska wiara dodaje świę­to­ści każ­demu dzia­ła­niu pań­stwa. Na przy­kład anek­sja Krymu została przed­sta­wiona jako zwró­ce­nie Rosji jej świę­tego tery­to­rium. Rów­nie popu­larne było mówie­nie o sakral­nym zna­cze­niu udziału rosyj­skich wojsk w woj­nie w Syrii. Dzi­siej­sza zma­so­wana inwa­zja mili­tarna w Ukra­inie stała się praw­dziwą kru­cjatą rosyj­skich adep­tów reli­gii wojny prze­ciw nie­wier­nym.

Kult zmar­łych wojow­ni­ków żyją­cych w raju, w Wal­halli, moty­wo­wał wikin­gów do udziału w nie­koń­czą­cych się bitwach. Podobne wojenne kulty zawsze były wyko­rzy­sty­wane do moral­nego przy­go­to­wa­nia spo­łe­czeń­stwa do wojny. Mówią o tym wprost entu­zja­ści nowej reli­gii oby­wa­tel­skiej. I tak na przy­kład znany rosyj­ski pisarz patriota Wła­di­mir Kar­piec pisze, że 9 maja jest świę­tem zwy­cięstw Rosji „w prze­szło­ści i w przy­szło­ści nad zjed­no­czoną Europą” i – co zgod­nie z jego sło­wami nie­unik­nione – „nad Unią Euro­pej­ską”.

Jeśli świat nie zrobi wszyst­kiego, by reżim Putina skrę­cił sobie kark w Ukra­inie, Kreml roz­pocz­nie ato­mową wojnę reli­gijną prze­ciw nie­wier­nemu Zacho­dowi, nie oba­wia­jąc się, że może to dopro­wa­dzić do zagłady ludz­ko­ści. Bowiem – jak powie­dział Putin – oni zdechną, a my tra­fimy do raju.

Wstęp

– Igo­rze, przyj­mij moje kon­do­len­cje. Brak mi słów!

To zna­joma dzien­ni­karka pisze do mnie na Face­bo­oku. W pierw­szej chwili nie rozu­miem, co się stało. O kim ona mówi. Moja rodzina, naj­bliżsi są w domu. Z nimi wszystko w porządku.

– Tatiano, prze­pra­szam, ale z jakiego powodu?

– Borisa zabili.

Nie chcę wie­rzyć. Prze­glą­dam wia­do­mo­ści w inter­ne­cie – szybko roz­wie­wają moje wąt­pli­wo­ści. Lider rosyj­skiej anty­pu­ti­now­skiej opo­zy­cji Boris Niem­cow został zabity czte­rema strza­łami z bli­skiej odle­gło­ści w Moskwie, na moście nie­da­leko murów Kremla. Jestem w szoku. Jak to się mogło stać?

Boris – mój kuzyn i przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa. W mło­do­ści pasjo­no­wał się nauką. Fizyka pochła­niała go cał­ko­wi­cie, poli­tyką począt­kowo się nie inte­re­so­wał. Jak uwa­żał mój ojciec (jego nauczy­ciel i wujek), Boris mógł zro­bić wspa­niałą naukową karierę.

Kiedy zaczęła się pie­rie­strojka, wielu uczo­nych – w ślad za Sacha­ro­wem – zasi­liło grono demo­kra­tycz­nego anty­ko­mu­ni­stycz­nego ruchu. Nic zatem dziw­nego, że i Boris, libe­rał z prze­ko­na­nia, z cza­sem zaczął się zaj­mo­wać dzia­łal­no­ścią spo­łeczną. Pod koniec lat 80. obaj wzię­li­śmy aktywny udział w for­mo­wa­niu demo­kra­tycz­nego ruchu w naszym rodzin­nym mie­ście Niż­nym Nowo­gro­dzie (wtedy nazy­wało się ono na cześć sław­nego pisa­rza Gorki).

Boris – młody dok­tor nauk, przy­stoj­niak i dobry mówca – nie­mal natych­miast zyskał popu­lar­ność w krę­gach demo­kra­tów nie­for­ma­łów2. Miał realne szanse, by stwo­rzyć kon­ku­ren­cję dla pro­te­go­wa­nych komi­tetu regio­nal­nego w nad­cho­dzą­cych wol­nych wybo­rach do rad róż­nych szcze­bli.

Razem z przy­ja­ciółmi długo i upar­cie nama­wia­li­śmy go, by kan­dy­do­wał na depu­to­wa­nego i pro­fe­sjo­nal­nie zajął się poli­tyką. Teraz tego żałuję. Jeśli pozo­stałby uczo­nym, praw­do­po­dob­nie dzi­siaj by żył i był szczę­śliwy, pra­cu­jąc jako pro­fe­sor na jakimś pre­sti­żo­wym euro­pej­skim lub ame­ry­kań­skim uni­wer­sy­te­cie. Któż jed­nak wtedy mógł wie­dzieć, że poli­tyka w Rosji sta­nie się śmier­tel­nie nie­bez­piecz­nym zaję­ciem.

Ileż mie­li­śmy nadziei i złu­dzeń. Pamię­tam, jak wycho­dzi­li­śmy na pierw­sze anty­pań­stwowe demon­stra­cje pod koniec lat 90. Wspól­nie z nami szli inni ówcze­śni nie­for­malni uczest­nicy ruchu demo­kra­tycz­nego. Lewi­cowy akty­wi­sta Ilia, który obec­nie odsia­duje dzie­się­cio­letni wyrok w puti­now­skim wię­zie­niu. Wal­czący o zacho­wa­nie zabyt­ków Stas ska­zany na wyrok w zawie­sze­niu jesz­cze na początku ery Putina za pro­te­sty prze­ciw woj­nie i prze­mocy w Cze­cze­nii. Obrońca praw czło­wieka i mój imien­nik Igor, który następ­nie zało­żył Komi­tet prze­ciw Tor­tu­rom (nie­dawno komi­tet został uznany przez puti­now­ski sys­tem prawny za zagra­niczną agen­turę i był zmu­szony wstrzy­mać dzia­łal­ność, a jego biuro w Gro­znym zostało zde­wa­sto­wane).

I w końcu naj­bar­dziej jaskrawy z nich – Boris, zabity przez pra­cow­ni­ków MSW (to ofi­cjalna wer­sja śledz­twa) pod murami Kremla. Odważny chło­pak, uta­len­to­wany fizyk, wolny i nie­za­leżny czło­wiek. Rzu­cił wtedy wyzwa­nie sowiec­kiej nomen­kla­tu­rze, star­tu­jąc w wybo­rach. Był jedy­nym bez­par­tyj­nym kan­dy­da­tem. Ja i wszy­scy moi przy­ja­ciele poma­ga­li­śmy mu. Pierw­szy raz, w 1989 roku, nie dopusz­czono go do wybo­rów ogól­no­związ­ko­wych depu­to­wa­nych ZSRS, ale w 1990 roku, w wybo­rach na zjazd depu­to­wa­nych ludo­wych Rosji, już zde­cy­do­wa­nie wygrał.

Przy­po­mi­nam sobie, jak Boris, wystę­pu­jąc na jed­nym z pierw­szych spo­tkań z wybor­cami, powie­dział: „Powszechna Dekla­ra­cja Praw Czło­wieka jest dla mnie waż­niej­sza od wszyst­kich stu tomów Marksa i Lenina”. Wtedy, jesz­cze w komu­ni­stycz­nym spo­łe­czeń­stwie, brzmiało to jak straszne bluź­nier­stwo. Począt­kowo publika po pro­stu prze­stra­szyła się, odnio­słem wra­że­nie, że czeka, aż otwo­rzą się nie­biosa i bro­daty Marks, niczym antyczny bóg, uka­rze mło­dego bluź­niercę, zsy­ła­jąc na niego pio­runy; a przy­naj­mniej do sali wedrą się ofi­ce­ro­wie KGB i wszyst­kich aresz­tują. Jed­nakże po krót­kim ataku stra­chu sala zgo­to­wała Bori­sowi grom­kie owa­cje. To byli już inni, wolni ludzie, któ­rzy – moż­liwe, że pierw­szy raz w życiu – prze­zwy­cię­żyli strach przed wła­dzą.

Czy mogłem wtedy wie­dzieć, czym to wszystko się zakoń­czy? Że Borisa zabiją, strach powróci, a ćwierć­wie­cze póź­niej Dekla­ra­cja Praw Czło­wieka będzie jesz­cze dal­sza od rosyj­skiej rze­czy­wi­sto­ści, niż była wtedy?

Jed­nak widzia­łem twa­rze tych ludzi. I mimo trud­nych doświad­czeń ostat­nich lat nikt już mnie nie prze­kona, że miesz­kańcy mojego pań­stwa są z natury nie­wol­ni­kami i nie potrze­bują wol­no­ści.

Wtedy wyda­wało się, że Rosja nie­na­wi­dzi klatki tota­li­ta­ry­zmu, w któ­rej zamknęli ją bol­sze­wicy, i despe­racko pra­gnie demo­kra­cji. Ludzie roz­chwy­ty­wali książki zabro­nio­nych auto­rów niczym gorące bułeczki i mówili, mówili, mówili: o strasz­nej sta­li­now­skiej prze­szło­ści, o zbrod­niach komu­ni­stów, o tym nowym, lep­szym i wol­nym życiu, które czeka na nich, o czym byli prze­ko­nani, gdy tylko wejdą na euro­pej­ską demo­kra­tyczną drogę roz­woju. Wyda­wało się, że ten zryw ku wol­no­ści jest nie­od­wra­calny. Kto by pomy­ślał, że tak łatwo będzie ich „zagnać do sta­rego chlewa batem”, jak pisała Zina­ida Gip­pius o tym, co zro­bili bol­sze­wicy z pań­stwem po rewo­lu­cji 1917 roku. Jak mogło się stać, że ćwierć wieku póź­niej za pra­gnienie swo­body będą nie tylko zamy­kać w wię­zie­niach, ale i mor­do­wać?

Zabój­stwo Borisa stało się świa­dec­twem kra­chu demo­kra­tycz­nego pro­jektu w Rosji. A auto­ry­tarna Rosja nie­ubła­ga­nie stała się pro­ble­mem nie tylko dla Rosjan, lecz rów­nież dla całego świata. Ogromne natu­ralne i woj­skowe zasoby – mię­dzy innymi rów­nież poten­cjał jądrowy porów­ny­walny tylko z ame­ry­kań­skim – w warun­kach pano­wa­nia dyk­ta­tora, po któ­rym można się spo­dzie­wać wszyst­kiego, czy­nią ten kraj skraj­nie nie­bez­piecz­nym. Zabój­stwo Niem­cowa wywo­łuje okre­ślone sko­ja­rze­nia z nie­sław­nym wystrza­łem w Sara­je­wie będą­cym sygna­łem do roz­po­czę­cia I wojny świa­to­wej. To poważna prze­stroga dla całego świata przed nie­bez­pie­czeń­stwem, które stwa­rzają rosyj­skie wła­dze. Napad na Borisa zade­mon­stro­wał, że u wła­dzy w jądro­wym super­pań­stwie stoją ludzie uzna­jący prze­moc za jedyny sku­teczny spo­sób roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, gotowi mor­do­wać swo­ich prze­ciw­ni­ków. Dzi­siaj zabi­jają w swoim kraju i bli­sko jego gra­nic – w Ukra­inie. Nikt nie wie, gdzie zostaną popeł­nione nowe zbrod­nie, które mogą mieć kata­stro­falne kon­se­kwen­cje dla świata (rosyj­ska inter­wen­cja w Syrii, która zaczęła się już po tym, gdy napi­sa­łem ten tekst, tylko potwier­dziła moje obawy).

Dług, który mam do spła­ce­nia, to zro­zu­mieć, jak coś takiego mogło się wyda­rzyć w moim kraju, i zro­bić wszystko, żeby zabójcy mojego brata zostali wska­zani i uka­rani.

Nie jestem boha­te­rem ruchu oporu ani ofiarą puti­now­skiego ter­roru, jestem po pro­stu typo­wym przed­sta­wi­cie­lem ostat­niego poko­le­nia sowiec­kiej inte­li­gen­cji, któ­rego mło­dość przy­pa­dła na czasy gor­ba­czo­wow­skiej pie­rie­strojki. Wtedy to wielu z nas uwie­rzyło w ide­ały demo­kra­cji i aktyw­nie brało udział w oba­le­niu komu­ni­stycz­nego reżimu. Póź­niej my wyży­wa­li­śmy lub boga­ci­li­śmy się (w zależ­no­ści od wła­snego szczę­ścia) w latach 90., naiw­nie cie­szy­li­śmy się z życio­wej sta­bi­li­za­cji na początku dwu­ty­sięcz­nych i z prze­ra­że­niem zro­zu­mie­li­śmy w dru­gim dzie­się­cio­le­ciu XXI wieku, że w naszym pań­stwie wpro­wa­dzono reżim jesz­cze gor­szy i bar­dziej nie­bez­pieczny od tego, który pano­wał u progu naszej mło­do­ści.

Nasze poko­le­nie roz­cza­ro­wało się wszyst­kim, w co wie­rzyło pod­czas pie­rie­strojki. Roz­cza­ro­wało się naszymi demo­kra­tycz­nymi lide­rami, któ­rzy w więk­szo­ści stali się czę­ścią sko­rum­po­wa­nego sys­temu poli­tycz­nego. Roz­cza­ro­wało się samą demo­kra­cją, która stała się słu­żącą dużego biz­nesu, a póź­niej po pro­stu hanieb­nie umarła w Rosji. Roz­cza­ro­wało się Zacho­dem, który uka­zał swoje krót­ko­wzrocz­ność i ego­izm. Roz­cza­ro­wało się samym sobą, doko­nu­jąc moral­nej kapi­tu­la­cji w imię prze­trwa­nia.

Wielu z nas do dzi­siaj nie może zro­zu­mieć, jak to moż­liwe, że znów pozwo­li­li­śmy, aby nasz kraj stał się nie­bez­pie­czeń­stwem dla całego świata, że pozwo­li­li­śmy wła­dzy przy­du­sić kieł­ku­jącą wol­ność i zaszcze­pić w świa­do­mo­ści naszych roda­ków kłam­stwo i nie­na­wiść.

Przed moimi oczami niczym w kalej­do­sko­pie prze­su­wają się kadry z prze­szło­ści.

Mój ojciec – nauko­wiec fizyk, asceta i scep­tyk – mówi do mnie, dzie­wię­cio­let­niego chłopca, że w ZSRS ludzie w więk­szo­ści żyją gorzej niż na Zacho­dzie. To zbu­rzyło cały obraz świata stwo­rzony przez sowiecką pro­pa­gandę w moim dzie­cię­cym umy­śle. Od tej pory szcze­rze znie­na­wi­dzi­łem sowiecki reżim. Wła­ści­wie nawet nie dla­tego, że ludzie w nim żyją źle, ale za to, że on kła­mie, oszu­kuje mnie i miliony moich współ­o­by­wa­teli. Totalne kłam­stwo jest tym, co naj­bar­dziej mnie obu­rza także u dzi­siej­szej rosyj­skiej wła­dzy.

Mam już pięt­na­ście lat, samot­nie cho­dzę sza­rymi, po sowiecku sztyw­nymi uli­cami mojego rodzin­nego mia­sta, cał­ko­wi­cie odpo­wia­da­ją­cego jego ówcze­snej nazwie Gorki3. Naiwny marzy­ciel – wyobra­żam sobie, jak zmie­nią się one po oba­le­niu komu­ni­stów, staną się podobne do świą­tecz­nych neo­no­wych ulic zachod­nich miast, takie, jak poka­zy­wane w nie­licz­nych na sowiec­kich ekra­nach zagra­nicz­nych fil­mach.

Pie­rie­strojka, mam dwa­dzie­ścia lat, jestem sta­łym uczest­ni­kiem anty­ko­mu­ni­stycz­nych wie­ców koń­czą­cych się star­ciami demon­stran­tów z mili­cją. Razem z moją przy­ja­ciółką, podzi­wia­jąc wspa­niały widok, który uka­zuje się nam ze skarpy nad Wołgą, roz­pra­wiamy o tym, że komu­ni­ści szybko nie odejdą i będziemy musieli sie­dzieć w wię­zie­niach praw­do­po­dob­nie przez dłu­gie lata.

Sierp­niowy pucz 1991 roku – naj­waż­niej­sze dni w moim ówcze­śnie dwu­dzie­sto­trzy­let­nim życiu. Nie­wielka, ale zde­ter­mi­no­wana grupa demon­stran­tów idzie do lokal­nej tele­wi­zji i żąda, by ta powie­działa prawdę o tym, co dzieje się w Moskwie. Więk­szość z nas to ide­ali­ści nasta­wieni na walkę i gotowi do samo­po­świę­ce­nia. Ku naszemu zdzi­wie­niu kie­row­nic­two tele­wi­zji odnosi się do nas ze zro­zu­mie­niem i pozwala wystą­pić naszym przed­sta­wi­cie­lom. Zaczyna być oczy­wi­ste, że Pań­stwowy Komi­tet ds. Nad­zwy­czaj­nego Stanu nie kon­tro­luje sytu­acji i jest ska­zany na porażkę.

Zwy­cię­ży­li­śmy. ZSRS upadł. Ale nasze zwy­cię­stwo stało się naszą porażką. Sowiecka biu­ro­kra­cja w dużej mie­rze zacho­wała wła­dzę. Nie­liczni z demo­kra­tów, któ­rzy dołą­czyli wtedy do kie­row­nic­twa pań­stwa, byli zmu­szeni przy­sto­so­wać się, przy­jąć nowe zasady gry, odrzu­ca­jąc ide­alizm, zaj­mu­jąc się Real­po­li­tik. W innym wypadku nie prze­trwa­liby w tym sys­te­mie nawet mie­siąca. Jesz­cze do nie­dawna sami osą­dzali przy­wi­leje nomen­kla­tury par­tyj­nej, a teraz na przy­ję­ciach dla nowej elity stoły ugi­nają się od kawioru i innych rary­ta­sów, gdy więk­szość spo­łe­czeń­stwa przez gwał­towny wzrost cen led­wie wiąże koniec z koń­cem.

Począt­kowo jestem obu­rzony. Ale pokusa sytego życia staje się sil­niej­sza od dyle­ma­tów moral­nych. Nie­długo póź­niej ja sam już piję i jem na tych hucz­nych przy­ję­ciach urzą­dza­nych w głod­nym kraju.

W tym cza­sie w Rosji dzieją się potworne rze­czy. Ode­rwa­nie od rze­czywistości i degra­da­cja na szczy­tach wła­dzy prze­wyż­szają nawet to, do czego docho­dziło w cza­sach Raspu­tina i Miko­łaja II. Oli­gar­cho­wie wyko­rzy­stują swoje bli­skie kon­takty z oto­cze­niem nie­udol­nego pre­zy­denta alko­ho­lika, wywo­łują wielką aferę, dopro­wa­dza­jąc do redy­stry­bu­cji majątku pań­stwo­wego mię­dzy sobą, która prze­szła do histo­rii jako „pry­wa­ty­za­cja Czu­bajsa”.

Życie mówi do nas wszyst­kich: odrzuć­cie złu­dze­nia i ide­ały, wzbo­ga­caj­cie się bez względu na cenę lub zosta­nie­cie prze­gra­nymi. Więk­szość moich zna­jo­mych podąża za tym okrut­nym wymo­giem cza­sów.

Rosyj­ska inte­li­gen­cja znaj­duje się na skraju ubó­stwa, a jej elita deta­licz­nie i hur­towo sprze­daje się nowym panom życia w cha­rak­te­rze inte­lek­tu­al­nej służby. Poja­wia się cała spo­łeczna war­stwa pseu­do­in­te­li­gen­cji na sprze­daż pra­cu­jąca dla każ­dego, kto zapłaci.

W pań­stwie wykształ­cił się oli­gar­chiczny sko­rum­po­wany reżim, dys­kre­dy­tu­jący idee demo­kra­cji i praw czło­wieka, w imię któ­rych był oba­lony komu­nizm. Reżim ten szy­kuje grunt dla dzi­siej­szej moral­nej kata­strofy rosyj­skiego spo­łe­czeń­stwa.

Nastę­pują roz­cza­ro­wa­nie, spu­sto­sze­nie. Już dłu­żej nie wie­rzę tak zwa­nym demo­kra­tycz­nym lide­rom. Każdy, kto ma taką moż­li­wość, bogaci się. A w czym ja jestem gor­szy? Wyko­rzy­stu­jąc dawne kon­takty, zaczy­nam się zaj­mo­wać doradz­twem poli­tycz­nym, orga­ni­zo­wa­niem kam­pa­nii wybor­czych i wymy­śla­niem prze­róż­nych kre­atyw­nych pro­jek­tów. Nie­źle zara­biam, jeż­dżę po świe­cie, uży­wam życia. A histo­ria w tym cza­sie nie stoi w miej­scu.

Roz­po­czyna się kam­pa­nia cze­czeń­ska wymy­ślona jako maleńka zwy­cię­ska wojenka, która powinna reani­mo­wać popu­lar­ność Jel­cyna, a w kon­se­kwen­cji stała się potworną rze­zią. W 1996 roku pod­czas wybo­rów pre­zy­denc­kich oli­gar­cho­wie – naru­sza­jąc wszel­kie moż­liwe prze­pisy – dosłow­nie za koł­nierz wcią­gają śmier­tel­nie cho­rego, nie cał­kiem poczy­tal­nego Jel­cyna na pre­zy­dencki fotel. Zachód patrzy na to przez palce. Więk­szość jego „krze­wi­cieli kul­tury” w Rosji nic nie rozu­mie z tego, co się dzieje, i w oczach Rosjan wygląda żało­śnie i śmiesz­nie.

Nie­spo­dzie­wa­nie pod koniec lat 90. odżywa we mnie nadzieja, że sytu­ację w pań­stwie można zmie­nić. Biorę udział w pró­bie Niem­cowa (który został wtedy pierw­szym wice­pre­mie­rem rosyj­skiego rządu) ogra­ni­cze­nia wszech­wła­dzy oli­gar­chów. Do tego czasu udało mu się wiele zro­zu­mieć i chce powstrzy­mać tych, któ­rzy zmie­niają demo­kra­tyczne ide­ały naszej mło­do­ści w fik­cję, w para­wan dla wła­dzy i nie­le­gal­nego wzbo­ga­ca­nia się. Oli­gar­cho­wie, jak można było ocze­ki­wać, oka­zują się sil­niejsi. Prze­gry­wamy w tej nie­rów­nej kon­fron­ta­cji. Nadzieja, która ledwo co się naro­dziła – umiera.

Następ­nie odcho­dzi Jel­cyn, zosta­wia­jąc pań­stwu z woli oli­gar­chii jako nowego pana sza­rego, nie­po­zor­nego cze­ki­stę Putina, któ­rego – podob­nie do innych dyk­ta­to­rów na począt­kach ich karier – mało kto trak­tuje poważ­nie. Jed­nakże doj­ście Putina do wła­dzy przy­nosi poważne nega­tywne zmiany. Sytu­acja w kraju jesz­cze się pogar­sza, powoli, ale nie­uchron­nie nisz­czone są resztki insty­tu­cji demo­kra­tycz­nych. Do sła­bo­ści jel­cy­now­skiego ban­dyc­kiego kapi­ta­li­zmu wra­cają defekty sowiec­kiego sys­temu: auto­ry­ta­ryzm, ogra­ni­cze­nie praw i wol­no­ści, totalna pro­pa­ganda pań­stwowa, szo­wi­nizm i kse­no­fo­bia. W tej książce pro­ces zra­sta­nia się tego, co naj­gor­sze w kapi­ta­li­stycz­nym i sowiec­kim sys­te­mach, nazwę nega­tywną kon­wer­gen­cją.

Stop­niowo Putin przej­muje wszystko. Duma, tele­wi­zja, wielki biz­nes, par­tie poli­tyczne, Kościół pra­wo­sławny – wszystko znaj­duje się pod jego kon­trolą i służy nowemu auto­kra­cie.

Ja jed­nak sta­ram się tego nie zauwa­żać. Na­dal pra­cuję w sfe­rze poli­tycz­nego doradz­twa. Kon­tak­tuję się z guber­na­to­rami, posłami do Dumy Pań­stwo­wej, lide­rami par­tii. Już od dawna wiem, co repre­zen­tują sobą ci ludzie. Dla kariery i pie­nię­dzy więk­szość z nich jest gotowa na wszystko – mega­lo­ma­nia i nie­skry­wany cynizm łączą się u nich z igno­ran­cją i agre­syw­nym cham­stwem. Odno­szą się do demo­kra­cji i wybo­rów jak do nie­przy­jem­nej, ale nie wie­dzieć z jakiej nie­ja­snej przy­czyny koniecz­nej sce­ne­rii. Naj­waż­niej­sze dla nich to dogo­dzić zwierzch­nic­twu, otrzy­mać apro­batę pana, któ­rego por­tret niczym ikona wisi w świę­tym kącie każ­dego urzęd­ni­czego gabi­netu. Nie dziwi mnie, że to śro­do­wi­sko zro­dziło puti­nizm – reżim bli­ski faszy­stow­skim dyk­ta­tu­rom połowy XX wieku.

Pew­nego dnia otrzy­ma­łem pro­po­zy­cję, by objąć sta­no­wi­sko dyrek­tora naj­więk­szej pań­stwo­wej służby socjo­lo­gicz­nej. Wie­dzia­łem, że nie tak dawno z tej orga­ni­za­cji została wyrzu­cona grupa praw­dzi­wych uczo­nych o demo­kra­tycz­nych poglą­dach i teraz zarzą­dzają tam ludzie Kremla. Jed­nak korzy­ści pły­nące z nowego sta­no­wi­ska prze­wyż­szają obrzy­dze­nie. Znów idę na kom­pro­mis i zga­dzam się, posta­na­wia­jąc, że pod żad­nym pozo­rem nie pozwolę sobie na wychwa­la­nie Putina i jego sys­temu.

Dla pie­nię­dzy pra­cuję w orga­ni­za­cji, którą gar­dzę. A dla duszy piszę swoją pierw­szą książkę – socjalną uto­pię o spo­łe­czeń­stwie przy­szło­ści zbu­do­wa­nym na zasa­dach demo­kra­cji za pomocą nowych infor­ma­tycz­nych tech­no­lo­gii (Prze­łom do przy­szło­ści. Socjo­lo­gia rewo­lu­cji inter­ne­to­wej). Książka uka­zuje się w Moskwie i cie­szy się dużym powo­dze­niem. Jestem teraz nie tylko socjo­lo­giem prak­ty­kiem, ale rów­nież auto­rem sław­nej pracy teo­re­tycz­nej na pogra­ni­czu socjo­lo­gii i futu­ro­lo­gii.

Jed­nak jest mi coraz trud­niej żyć podwój­nym życiem: nie­na­wi­dzić Kremla i pra­co­wać w nale­żą­cej do niego insty­tu­cji. Szu­kam spo­sobu, aby otwar­cie wystą­pić prze­ciw kłam­stwu i nad­uży­ciom, z któ­rymi codzien­nie sty­kam się w pracy.

Aż pew­nego dnia jeden ze współ­pra­cow­ni­ków, który znał moje poli­tyczne poglądy, nie­młody już czło­wiek z nad­wagą i twa­rzą pro­win­cjo­nal­nego leka­rza, wrę­cza mi doku­menty potwier­dza­jące, że kie­row­nic­two naszej orga­ni­za­cji nie tylko kła­mie, by przy­po­do­bać się Krem­lowi, ale rów­nież razem z wysoko posta­wio­nymi pra­cow­ni­kami admi­ni­stra­cji pre­zy­denta krad­nie pań­stwowe środki i wypro­wa­dza je za gra­nicę. On szcze­rze mi wyznaje, że boi się upu­blicz­nić te doku­menty. Na co ja się decy­duję. Zwal­niam się z firmy i idę do jed­nego z nie­wielu jesz­cze dzia­ła­ją­cych opo­zy­cyj­nych mediów, prze­ka­zuję doku­menty i opo­wia­dam wszystko, co wiem o krem­low­skich oko­ło­so­cjo­lo­gicz­nych mani­pu­la­cjach.

W rezul­ta­cie w tym cza­so­pi­śmie uka­zuje się cykl arty­ku­łów o krem­low­skiej korup­cji, prze­kup­nych socjo­lo­gach i offshore’ach urzęd­ni­ków pań­stwo­wych. Skan­dal nie pro­wa­dzi – czego można się było spo­dzie­wać – do prak­tycz­nych rezul­ta­tów. Sko­rum­po­wani funk­cjo­na­riu­sze na­dal bez­kar­nie urzę­dują na swo­ich sta­no­wi­skach. A na dzien­ni­karkę, autorkę tych i innych anty­krem­low­skich arty­ku­łów, która – pra­cu­jąc w Moskwie – pozo­sta­wała oby­wa­telką Moł­da­wii, sypią się repre­sje. Zostaje po pro­stu wyrzu­cona z Rosji.

Ja nato­miast zaczy­nam otrzy­my­wać ano­ni­mowe listy od jakichś „cze­czeń­skich ban­dy­tów” z obiet­nicą poli­cze­nia się ze mną. Zdaję sobie sprawę, że po tym skan­dalu nie zosta­wią mnie w spo­koju, będą się mścić. A co naj­waż­niej­sze – uświa­do­mi­łem sobie, że nie chcę już się dosto­so­wy­wać i słu­żyć czy­imś inte­re­som. Nie chcę brać udziału w poli­tycz­nych i rekla­mo­wych mani­pu­la­cjach, anga­żo­wać się w tech­no­lo­gie wybor­cze i PR. Chcę móc pisać to, co uwa­żam za potrzebne, nie zasta­na­wia­jąc się nad kon­se­kwen­cjami i nie oba­wia­jąc się o bez­pie­czeń­stwo swo­jej rodziny. Dosko­nale jed­nak zdaję sobie sprawę, że w warun­kach puti­now­skiej Rosji jest to nie­moż­liwe. Posta­na­wiam więc opu­ścić swój kraj. Niech stracę pie­nią­dze, ale zyskam to, co dla mnie naj­waż­niej­sze – wol­ność wyra­ża­nia sie­bie. W końcu będę mógł speł­nić obo­wią­zek wobec sumie­nia, opo­wiem o tym, czego dowie­dzia­łem się przez wiele lat pracy z rosyj­skimi eli­tami, pomogę ludziom – w tym także na Zacho­dzie – zro­zu­mieć, co repre­zen­tuje sobą potwór rzą­dów Putina i jakie zagro­że­nie sta­nowi dla świata.

Obec­nie miesz­kam i pra­cuję w Niem­czech. A w Rosji sytu­acja robi się coraz bar­dziej nie­bez­pieczna. Sprawa Pussy Riot jest dowo­dem na to, że w pań­stwie poja­wia się kle­ry­kalna reak­cja. Piszę cykl arty­ku­łów w obro­nie uczest­ni­czek grupy aresz­to­wa­nych za anty­pu­ti­now­ską akcję w głów­nej świą­tyni Rosyj­skiego Kościoła Pra­wo­sław­nego, od dawna będą­cego dopeł­nie­niem auto­ry­tar­nej wła­dzy. W związku z publi­ka­cją tych arty­ku­łów słynni rosyj­scy kle­ry­ka­ło­wie zwią­zani z puti­now­skimi służ­bami spe­cjal­nymi publicz­nie żądają mojego aresz­to­wa­nia. Przy­ja­ciele w Moskwie radzą, abym na razie nie przy­jeż­dżał do ojczy­zny, nawet na krótko.

Ale póź­niej zaczyna się naj­strasz­niej­sze – wojenna agre­sja prze­ciw Ukra­inie i zabój­stwo Borisa. Dzia­ła­nia rosyj­skich władz zmu­szają, by przy­po­mnieć sobie nie­miec­kie i wło­skie anek­sje oraz prze­ję­cia poprze­dza­jące II wojnę świa­tową. Europa, przy­zwy­cza­jona do pokoju i względ­nego bez­pie­czeń­stwa, jest w szoku. Cał­ko­wi­tym zasko­cze­niem oka­zało się dla niej to, że na wscho­dzie kon­ty­nentu powstał agre­sywny reżim zdolny wsz­cząć nie­wy­po­wie­dzianą wojnę z innym pań­stwem euro­pej­skim.

Żyjąc w Niem­czech, cał­ko­wi­cie upew­niam się w tym, że Euro­pej­czycy w więk­szo­ści nie do końca rozu­mieją zagro­że­nie, które pły­nie ze strony rosyj­skich władz. Lide­rzy państw euro­pej­skich zacho­wują się tak, jakby mowa była o jakimś tak­tycz­nym kry­zy­sie poli­tyki zagra­nicz­nej, który można roz­wią­zać zwy­kłymi meto­dami sto­so­wa­nymi w takich sytu­acjach, pod­czas gdy rosyj­ska agre­sja zagraża euro­pej­skiej demo­kra­cji i glo­bal­nemu bez­pie­czeń­stwu. To naj­groź­niej­szy kry­zys od połowy XX wieku.

Natu­ralne cechy reżimu wpro­wa­dzo­nego w Rosji spra­wiają, że jest on ska­zany na drogę zewnętrz­nej eks­pan­sji. W inny spo­sób po pro­stu nie będzie w sta­nie funk­cjo­no­wać. Wyż­sze kie­row­nic­two pań­stwa jesz­cze w cza­sach cze­ki­stow­skiej mło­do­ści zostało zara­żone bak­cy­lem szo­wi­ni­zmu i kse­no­fo­bii. Ono potrze­buje wojny i agre­sji, ponie­waż tylko tym może uza­sad­nić swoją wła­dzę we wła­snych oczach. Świat poczuje się bez­piecz­nie dopiero po przej­ściu sys­temu Putina do histo­rycz­nego nie­bytu.

Putin: od najemnika do dyktatora

Dla­czego tak bar­dzo nie zno­szę Putina? Otóż wła­śnie dla­tego. Nie zno­szę go za tę jego rze­czo­wość gor­szą od zbrodni; za jego cynizm, za rasizm, za kłam­stwa, za gaz, któ­rego użył przy oblę­że­niu teatru na Dubrowce; za rzeź nie­wi­nią­tek, która trwała przez całą jego pierw­szą pre­zy­dencką kaden­cję4. Trupy, któ­rych mogłoby nie być.

(Anna Polit­kow­ska)

„Ludzie w sza­rym” zaczy­nają i wygry­wają

Zawsze orga­nicz­nie ich nie­na­wi­dzi­łem. Tych ludzi w sza­rych płasz­czach i gar­ni­tu­rach. Oni mają twarde, świ­dru­jące spoj­rze­nie, lubią ostre żarty i siłowe roz­wią­za­nia. Boją się i jed­no­cze­śnie sza­nują swo­ich prze­ło­żo­nych, lubią poni­żać pod­le­głych i zależ­nych od sie­bie. Gar­dzą inte­li­gen­cją, widząc w niej prze­jaw sła­bo­ści. W ich życiu nie ma twór­czo­ści, badaw­czych poszu­ki­wań, zna­czą­cych czy­nów. Kon­se­kwent­nie podą­żają za panu­ją­cymi w spo­łe­czeń­stwie ste­reo­ty­pami zacho­wań, bez­kry­tycz­nie przyj­mują wszystko, co zostało zatwier­dzone przez prze­ło­żo­nych, powszech­nie uznane i zaak­cep­to­wane. Sami potra­fią wyra­żać się jedy­nie poprzez prze­moc, pod­po­rząd­ko­wu­jąc sobie oto­cze­nie.

Ludzie ci uwa­żają za ułom­nych wszyst­kich, któ­rzy nie są do nich podobni. Są patrio­tami i kse­no­fo­bami. Nie­na­wi­dzą mniej­szo­ści sek­su­al­nych, w spo­sób sek­si­stow­ski, z pogardą odno­szą się do kobiet. Cudzo­ziem­ców uwa­żają za śmiesz­nych nie­do­lu­dzi. Durni ame­ry­kańcy, gej-Euro­pej­czycy, czurki, żydzi, czucz­mecy – tak nazy­wają przed­sta­wi­cieli innych nacji i państw. Są prze­ko­nani o swo­jej naro­do­wej i kul­tu­ro­wej wyż­szo­ści, o swo­jej popraw­no­ści. Dumni i zaro­zu­miali, że mają szczę­ście być rosyj­skimi pra­wo­sław­nymi hete­ro­sek­su­al­nymi zdro­wymi fizycz­nie męż­czy­znami.

Psy­cho­lo­dzy nazy­wają takich ludzi oso­bo­wo­ściami auto­ry­tar­nymi. Wła­śnie na nich opiera się pano­wa­nie rosyj­skiej biu­ro­kra­cji. Taki jest psy­cho­typ więk­szo­ści rosyj­skich sług pań­stwa: naczel­ni­ków, woj­sko­wych, pra­cow­ni­ków służb spe­cjal­nych, poli­cjan­tów, lojal­nych oby­wa­teli. Został ufor­mo­wany jesz­cze w Rosji car­skiej. Zahar­to­wano go i doszli­fo­wano sta­li­now­skim ter­ro­rem. Wijąc się ze zło­ści, prze­żył wesoły bała­gan pie­rie­strojki. Epoka Putina stała się zaprawdę jego zło­tym wie­kiem.

Od razu poznaję ich twa­rze, gdzie­kol­wiek bym ich zoba­czył. Boję się ich i nie­na­wi­dzę. Śmier­dzi od nich prze­mocą. Poli­cjant na ulicy może cię zacze­pić, zatrzy­mać i pobić. Ofi­cer lub sier­żant w woj­sku sta­rają się zro­bić z cie­bie swo­jego nie­wol­nika. Urzęd­nik pró­buje upo­ko­rzyć i zmu­sić do dzię­ko­wa­nia za moż­li­wość dania łapówki. Naczel­nik chce zła­mać twój indy­wi­du­alizm i uczy­nić try­bi­kiem biu­ro­kra­tycz­nej maszyny.

Są wro­gami kul­tury. Zastą­piono ją prze­mocą przy­krytą poka­zową naboż­no­ścią (w cza­sach sowiec­kich demon­stro­wali takie samo osten­ta­cyjne przy­wią­za­nie do komu­ni­stycz­nej ide­olo­gii). Wielu z nich bije żony i dzieci, ale wyko­nują znak krzyża przed każdą cer­kwią. Hipo­kry­zja łączy się z chci­wo­ścią i pra­gnie­niem pry­mi­tyw­nych przy­jem­no­ści zmy­sło­wych. Ich sła­bo­ści to sauna, wódka, żar­cie, pro­sty­tutki, siłow­nia, piłka nożna w tele­wi­zji. Lubią wła­dzę i pie­nią­dze – tylko to w ich świe­cie może oszczę­dzić poni­że­nia i daje moż­li­wość poni­ża­nia innych.

Rosyj­skie media cią­gle publi­kują mate­riały o tor­tu­rach i gwał­tach w poli­cji, pobi­ciach zatrzy­ma­nych i aresz­to­wa­nych. Prze­stępcy w pago­nach (zwłasz­cza jeśli znaj­duje się na nich duża liczba gwiaz­dek) zazwy­czaj uni­kają suro­wej kary, nawet w przy­padku, gdy sprawa staje się powszech­nie znana.

Jeden z wiel­kich biz­nes­me­nów opo­wie­dział mi o zasły­sza­nej od jego part­ne­rów (wyso­kich rangą ofi­ce­rów Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa, pod któ­rych opieką się znaj­do­wał) strasz­nej tra­dy­cji, która funk­cjo­no­wała w kie­row­nic­twie FSB. Zgod­nie z jego sło­wami co roku tam­tejsi gene­ra­ło­wie świę­tują dzień cze­ki­sty porwa­niem na uli­cach Moskwy i gru­po­wym gwał­tem kolej­nej dziew­czyny. I cho­ciaż wygląda to na kosz­marną bzdurę, sam fakt ist­nie­nia takich plo­tek jest bar­dzo cha­rak­te­ry­styczny. Rosja­nie nie wąt­pią w pier­wotne okru­cień­stwo, zdol­ność do każ­dej zbrodni, a przede wszyst­kim cał­ko­witą bez­kar­ność „ludzi w sza­rym”, zwłasz­cza jeśli należą oni do elity służb spe­cjal­nych.

31 grud­nia włą­czam tele­wi­zor i widzę na ekra­nie „czło­wieka w sza­rym”. To nowy pre­zy­dent mojego kraju, były funk­cjo­na­riusz KGB, Wła­di­mir Putin. Zdaję sobie sprawę, że kraj i ja oso­bi­ście zosta­niemy pod­dani cięż­kiej pró­bie.

Jak Putin doszedł do wła­dzy

Dla mnie nie była to jed­nak zupeł­nie nie­spo­dzie­wana wia­do­mość. Mniej wię­cej takiego roz­woju wyda­rzeń oba­wia­łem się pod koniec lat 90. Wtedy fak­tyczna wła­dza w pań­stwie nale­żała do oli­gar­chów, czyli poważ­nych biz­nes­me­nów, któ­rzy z pomocą wyż­szych urzęd­ni­ków byli w sta­nie zapa­no­wać nad naj­waż­niej­szymi zaso­bami gospo­dar­czymi i mediami. Oli­gar­cho­wie potrze­bo­wali cer­bera, który ochro­niłby zdo­byty pod­czas pry­wa­ty­za­cji mają­tek.

Putin paso­wał im ide­al­nie: wywo­dzący się ze służb spe­cjal­nych, szary i zara­zem okrutny, był w sta­nie potwier­dzić swoją lojal­ność poprzed­niemu gospo­da­rzowi – libe­ral­nemu merowi Peters­burga, Ana­to­li­jowi Sob­cza­kowi. Nie mniej ważne było i to, że za Puti­nem, jesz­cze z cza­sów jego pracy w peters­bur­skim ratu­szu, cią­gnął się ogon korup­cyj­nych skan­dali. Przy­kła­dowo: w 1992 roku komi­sja spe­cjalna Rady Miej­skiej Peters­burga doszła do wnio­sku, że zgod­nie z doku­men­tami pod­pi­sa­nymi przez przed­sta­wi­ciela Komi­tetu ds. Sto­sun­ków Zewnętrz­nych przy bur­mi­strzu Peters­burga, Wła­di­mira Putina, wywie­ziono za gra­nicę metale ziem rzad­kich, pro­dukty naf­towe i inne surowce na sumę ponad stu milio­nów dola­rów. W zamian do mia­sta powinna być dostar­czona żyw­ność. Ale tak się nie stało. Nato­miast pie­nią­dze zagi­nęły. W ten spo­sób Putin był wygodny dla oli­gar­chów rów­nież jako urzęd­nik z nad­psutą repu­ta­cją, z któ­rym zawsze można się doga­dać, a jeśli będzie trzeba – przy­po­mni mu się dawne grzeszki.

Pod koniec lat 90. utrzy­my­wa­łem regu­larne kon­takty zawo­dowe z pew­nym oli­gar­chą (obec­nie zaj­muje miej­sce w pierw­szej dzie­siątce rosyj­skich boga­czy według „For­besa”). Oli­gar­cha ten – nie wie­dzieć czemu – uwa­żał, że może być ze mną szczery. Cytuję z pamięci, ale bli­skie ory­gi­nału jego ówcze­sne słowa:

„Moja rodzina od dawna jest za gra­nicą. Tutaj trzyma mnie wyłącz­nie moż­li­wość zara­bia­nia pie­nię­dzy. Ci ludzie to bydło. Rozu­mieją wyłącz­nie język siły. Boris Niem­cow to naiwny marzy­ciel. Chce wpro­wa­dzać tutaj zmiany. Wszystko to bzdury. On tym ludziom jest nie­po­trzebny. Im potrzebny jest czło­wiek, który będzie ich trzy­mać za mordę. Taki byłby jedyny, któ­rego będą kochać i któ­remu będą posłuszni. Na przy­kład gene­rał Lebiedź mógłby być takim czło­wiekiem. A ci libe­ra­ło­wie, oczy­wi­ście dobrzy ludzie, ale są słabi, ni­gdy nie dojdą do wła­dzy. Pamię­tasz – mówił dalej – pie­rie­strojka i wol­ność w pań­stwie zaczęły się od kon­gresu Związku Auto­rów Zdjęć Fil­mo­wych w 1986 roku, kiedy to fil­mowcy zbun­to­wali się, oba­lili poprzed­nie kie­row­nic­two i wypę­dzili Nikitę Michał­kowa. A teraz, z kolej­nym zjaz­dem fil­mow­ców, cała ta wol­ność osta­tecz­nie się skoń­czyła. Im znów będzie potrzebny pan. I oni tego wła­śnie Michał­kowa pokor­nie zapra­szają do kró­le­stwa, by został prze­wod­ni­czą­cym ich związku. I to jest inte­li­gen­cja, a cze­góż dopiero ocze­ki­wać od pro­stych oby­wa­teli. Oni już nie­długo będą się czoł­gać przed nowym władcą Rosji…”.

Ude­rzyły mnie cynizm oli­gar­chy i jego nie­na­wiść do wła­snego kraju. Nie rozu­mia­łem, dla­czego to wszystko mi mówi. Póź­niej zaczą­łem się domy­ślać, co stało za naszą roz­mową. Oli­gar­cha wska­zał wtedy kry­te­ria, według któ­rych oli­gar­chia wybie­rała następcę Jel­cyna, i wyja­śnił, dla­czego takim następcą nie może być Niem­cow (widocz­nie dla­tego, żebym mu to prze­ka­zał). O Puti­nie wtedy – oczy­wi­ście – jesz­cze nie było mowy. Jed­nak kilka lat póź­niej został wska­zany jako nowy władca Rosji, ponie­waż naj­bar­dziej wpły­wowi oli­gar­cho­wie uznali, że to wła­śnie on przy uży­ciu bru­tal­nej siły będzie w sta­nie utrzy­mać pań­stwo w posłu­szeń­stwie.

Mia­łem moż­li­wość wzię­cia udziału w bez­na­dziej­nej pró­bie powstrzy­ma­nia takiego roz­woju wypad­ków. Na początku lata 1997 roku w wywia­dzie dla lokal­nej gazety z Niż­nego Nowo­grodu (wtedy jesz­cze tam miesz­ka­łem) wydaje mi się, że po raz pierw­szy w ówcze­snej rosyj­skiej prak­tyce zasto­so­wa­łem ter­min „oli­gar­chia” w odnie­sie­niu do rzą­dzą­cej grupy dużych przed­się­bior­ców, zwią­za­nej z rosyj­skimi wła­dzami. W arty­kule opo­wia­da­łem o finan­so­wej oli­gar­chii, która spry­wa­ty­zo­wała wła­dzę pań­stwową w kraju.

Wywiad spodo­bał się Niem­co­wowi, który peł­nił wtedy funk­cję pierw­szego wice­pre­miera. Jak się oka­zało – myślał bar­dzo podob­nie. Przy­go­to­wa­łem dla niego notatkę na ten temat. Pisa­łem o moż­li­wych meto­dach walki z wła­dzą finan­so­wej oli­gar­chii, jej wpły­wem na apa­rat pań­stwowy, tele­wi­zję, pro­ces pry­wa­ty­za­cji; o potrze­bie nowej anty­oli­gar­chicz­nej demo­kra­tycz­nej ide­olo­gii itd. W moich pro­po­zy­cjach wła­dzy oli­gar­chii prze­ciw­sta­wia­łem ideał ludo­wego kapi­ta­li­zmu opar­tego na roz­woju małego i śred­niego biz­nesu, kon­su­menc­kiej i pro­duk­cyj­nej koope­ra­cji, gospo­darce spo­łecz­nej i ryn­ko­wej itd.

Kam­pa­nia anty­oli­gar­chiczna oka­zała się nie­zwy­kle aktu­alna dla tzw. mło­dych refor­ma­to­rów w rzą­dzie (zali­czał się do nich rów­nież Boris), któ­rzy popa­dli w poważny kon­flikt z nie­któ­rymi oli­gar­chami. Uka­za­nie oli­gar­chii jako naj­waż­niej­szego wroga ide­ałów demo­kra­cji i inte­re­sów narodu stwa­rzało uni­kalną moż­li­wość do prze­nie­sie­nia tego kon­fliktu do sfery ide­olo­gicz­nej i prze­chy­le­nia szali na korzyść prze­ciw­ni­ków oli­gar­chów.

W pew­nym momen­cie wyda­wało się, że Niem­cow i jego współ­pra­cow­nicy prze­ko­nali Jel­cyna, by poparł anty­oli­gar­chiczną kam­pa­nię. Jel­cyn nawet zgo­dził się na początku 1997 roku wystą­pić na tar­gach w Niż­nym Nowo­gro­dzie z mową prze­wod­nią prze­ciwko oli­gar­chom opartą na pomy­słach zawar­tych wła­śnie w mojej notatce. Ale – jak można się było spo­dzie­wać – Jel­cyna prze­ko­nano, by tego nie robił. Namó­wiła go jego córka Tatiana Dia­czenko razem ze swoim przy­szłym mężem Walen­ti­nem Juma­sze­wem, który już wtedy sta­no­wił główną lob­bin­gową siłę klanu oli­gar­chii. Następ­nie w odwe­cie za próbę prze­pro­wa­dze­nia uczci­wych aukcji pry­wa­ty­za­cyj­nych i ogól­nie ogra­ni­cze­nia wpły­wów oli­gar­chów nale­żące do nich media zruj­no­wały sza­loną popu­lar­ność Borisa. W kon­se­kwen­cji stra­cił rów­nież sta­no­wi­sko w rzą­dzie.

W 1999 roku ta sama czo­łowa grupa krem­low­skiej oli­gar­chii, tzw. jel­cy­now­ska rodzina (Dia­czenko, Abra­mo­wicz, Woło­szyn, Bie­rie­zow­ski i inni) ponow­nie zna­la­zła się w trud­nej sytu­acji. Pre­zy­dent Jel­cyn był śmier­tel­nie chory, a do tego koń­czyła się jego druga kaden­cja. Do wła­dzy rwał się kon­ku­ru­jący klan bur­mi­strza Moskwy Jurija Łuż­kowa. Rodzina nie godziła się na – jak się wyda­wało – nie­unik­nioną porażkę i posta­wiła na Putina. W pań­stwie roze­grał się krwawy dra­mat, który dopro­wa­dził go do wła­dzy: ataki bojow­ni­ków Basa­jewa na Dage­stan, pod­ło­żone ładunki wybu­chowe w domach w Moskwie i Woł­go­doń­sku, druga wojna cze­czeń­ska. Putin, groź­nie rycząc: „Uto­pimy ich w wychodku!”, w roli obrońcy przed „cze­czeń­skimi ter­ro­ry­stami”, przy entu­zja­stycz­nych okrzy­kach ple­bej­skich mas, prak­tycz­nie na bia­łym koniu wje­chał na Kreml. W rezul­ta­cie zgi­nęło tysiące ludzi, ale kapi­tał i bez­pie­czeń­stwo rodziny zostały obro­nione. Pre­zy­dentem został, jak się wtedy wyda­wało, jej wierny pro­te­go­wany, a w rze­czy­wi­sto­ści pod­stępny cze­ki­sta Putin. Inte­resy oli­gar­chicz­nej rodziny i elity służb spe­cjal­nych były wów­czas zbieżne – i dla jed­nych, i dla dru­gich pre­zy­den­tura Putina wyda­wała się korzystna.

O tym, jak FSB orga­ni­zo­wała wej­ście cze­czeń­skich bojow­ni­ków do Dage­stanu i wybu­chy w moskiew­skich i woł­go­doń­skich domach, wiele cie­ka­wego napi­sał w kon­se­kwen­cji otruty przez rosyj­skie służby spe­cjalne były cze­ki­sta Litwi­nienko. Nie będę powta­rzać tego, o czym opo­wia­dał w książce i swo­ich prze­mo­wach. Przy­po­mnę tylko histo­rię z ria­zań­skim hek­so­ge­nem – wła­śnie wtedy rosyj­skie służby spe­cjalne zawio­dły. Kolej­nej eks­plo­zji domu przy­pad­kowo zapo­bie­gli czujni miesz­kańcy – mate­riał wybu­chowy (tak uwa­żali Polit­kow­ska i Litwi­nienko) pod­ło­żony przez rosyj­skie służby w piw­nicy budynku został zna­le­ziony. FSB nie pozo­sta­wało nic innego, jak przed­sta­wić to jako ele­ment ćwi­czeń anty­ter­ro­ry­stycz­nych.

Zna­mienne, że po tych wyda­rze­niach zabito wielu z tych, któ­rzy badali tę sprawę: wspo­mniany Litwi­nienko, posło­wie Juszen­kow i Szcze­ko­ci­chin, dzien­ni­karka Polit­kow­ska.

Zachod­nie służby spe­cjalne i lide­rzy praw­do­po­dob­nie wie­dzą, co naprawdę wyda­rzyło się w Rosji w 1999 roku. Ale mil­czą. Jeśli poda­liby do wia­do­mo­ści publicz­nej te infor­ma­cje, Zachód już wtedy musiałby zerwać z rosyj­skimi wła­dzami bli­skie sto­sunki (wyborcy nie zro­zu­mie­liby innej reak­cji). A to pod wzglę­dem gospo­dar­czym i poli­tycz­nym byłoby nie­zwy­kle nie­ko­rzystne.

Zarys do spo­łeczno-psy­cho­lo­gicz­nego por­tretu Putina

Wybór Putina pod wie­loma wzglę­dami wyzna­czył „zda­rzeń fatum”5 pro­wa­dzący kraj w kie­runku kata­strofy. Szcze­gó­łowo oma­wiać bio­gra­fii Putina nie ma sensu. Opi­sano ją w set­kach ksią­żek i tysią­cach arty­ku­łów. Naj­waż­niej­sze, co cha­rak­te­ry­zuje naszego boha­tera, to nie jakieś cechy szcze­gólne, ale wła­śnie sza­rość, zwy­czaj­ność niczym nie­wy­róż­nia­ją­cej się oso­bo­wo­ści. Trocki nazy­wał Sta­lina naj­wy­bit­niej­szą mier­notą, Putin od samego początku nawet mier­notą był nie­zwy­kle pospo­litą.

Jest on zwy­czaj­nym par­we­niu­szem pocho­dzą­cym z nizin spo­łecz­nych zorien­to­wa­nym na siłowe metody sto­so­wane do osią­gnię­cia celów. Jego orien­ta­cje życiowe, oso­bli­wo­ści psy­cho­lo­giczne, poważne kom­pleksy ukształ­to­wały się w podwór­ko­wym lenin­gradz­kim śro­do­wi­sku (które on sam póź­niej porów­ny­wał do dżun­gli, nawią­zu­jąc do panu­ją­cych tam praw), wśród chu­li­ga­nów i roboli, w ciem­nych zauł­kach, gdzie rację miał sil­niej­szy, a słowo „inte­li­gent” uwa­żano za znie­wagę.

Cho­ciaż Putin uro­dził się w Peters­burgu, jego przod­ko­wie, zarówno ze strony ojca, jak i matki – jak podaje Wiki­pe­dia – przez trzy­sta lat byli chło­pami z guberni twer­skiej. Putin nale­żał po ojcu do dru­giego, a po matce do pierw­szego poko­le­nia miesz­czan. Peters­burg znany jest jako kul­tu­ralna sto­lica Rosji. Już w XIX wieku nazy­wano go jedy­nym w Rosji praw­dzi­wie euro­pej­skim mia­stem. Jed­nak po rewo­lu­cji paź­dzier­ni­ko­wej obli­cze mia­sta zaczęło się kar­dy­nal­nie zmie­niać. Zna­cząca część peters­bur­skiej inte­li­gen­cji zmu­szona była emi­gro­wać lub została wysie­dlona. Do mia­sta spro­wa­dzono miesz­kań­ców wsi, któ­rzy pod wie­loma wzglę­dami zacho­wali chłop­ską men­tal­ność (ten pro­ces odby­wał się rów­nież przed 1917 rokiem, ale póź­niej zna­cząco przy­spie­szył).

Cho­ciaż dzia­dek Putina zamiesz­kał w Peters­burgu nieco przed rewo­lu­cją, zarówno ojciec, jak i matka przy­szłego rosyj­skiego dyk­ta­tora nale­żeli do tej nowej kate­go­rii peters­bur­żan. Posta­grarne mar­gi­nalne śro­do­wi­sko spo­łeczne, które utra­ciło wiej­ską kul­turę, a jed­no­cze­śnie nie nabyło miej­skiej, stwo­rzyło pół­prze­stęp­cze zaple­cze lenin­gradz­kich nizin spo­łecz­nych, z któ­rych wywo­dzi się przy­szły rosyj­ski pre­zy­dent. Wychodźcy ze wsi miesz­kali w zna­czą­cej mie­rze w loka­lach komu­nal­nych, to zna­czy w nie­wy­obra­żal­nym stło­cze­niu, po wiele rodzin w jed­nym miesz­ka­niu, z któ­rego ucie­kli lub zostali wypę­dzeni poprzedni bur­żu­azyjni wła­ści­ciele. W takich wła­śnie warun­kach spę­dził swoje dzie­ciń­stwo i mło­dość Putin.

Na całym świe­cie znany jest Peters­burg Gogola i Dosto­jew­skiego, Błoka i Bie­łego. Lenin­grad Putina nie miał z nimi żad­nego związku. To mia­sto ordy­nar­nych, słabo wykształ­co­nych i nie­kul­tu­ral­nych ludzi z patriar­chalną świa­do­mo­ścią. W ich obra­zie świata wieś została zastą­piona przez podwórko z takimi samymi „pierw­szymi chło­pa­kami”, miej­sco­wymi głup­kami i chu­li­ga­nami. Wszyst­kie kon­flikty (rów­nież rodzinne) były tu roz­wią­zy­wane siłą i mor­do­bi­ciem. Miesz­kań­ców innych podwó­rek uwa­żano w tym śro­do­wi­sku za podej­rza­nych obcych, z któ­rymi trzeba co jakiś czas wal­czyć i w ogóle trzy­mać w stra­chu przed sobą. W innym wypadku „prze­staną nas sza­no­wać i będą ude­rzać do naszych dziew­czyn”. Bójki mię­dzy sąsied­nimi wsiami po prze­pro­wadzce ich miesz­kań­ców płyn­nie prze­szły w star­cia podwórko kon­tra podwórko. Ten wiej­ski sto­su­nek do innych, do obcych jako do wro­gów, prze­ciw­ni­ków, kró­lu­jący w podwór­ko­wym śro­do­wi­sku, zgod­nie ze sło­wami samego Putina pod wie­loma wzglę­dami ukształ­to­wał go, prze­niósł do doro­słego życia. Putin kie­ruje się nim teraz w poli­tyce mię­dzynarodowej.

Sła­bo­wity chło­pak z bied­nej rodziny, który doświad­czył poni­że­nia, zaczął ćwi­czyć dżudo, aby móc poka­zać krzyw­dzi­cie­lom, gdzie ich miej­sce. Od tego czasu postrzega świat jako agre­sywne śro­do­wi­sko, które pró­buje go poni­żyć i któ­remu można się prze­ciw­sta­wić wyłącz­nie siłą. Zupeł­nie nie­przy­pad­kowo przy­znał: „Jesz­cze pięć­dzie­siąt lat temu lenin­gradzka ulica nauczyła mnie jed­nej zasady: jeśli walka jest nie­unik­niona, trzeba ude­rzać jako pierw­szy”. A ponie­waż cała świa­towa poli­tyka to dla niego nie­usta­jąca kon­fron­ta­cja („natu­ralna kon­ku­ren­cja państw i ich związ­ków”), uważa więc, że należy ata­ko­wać jako pierw­szy i bić wszyst­kich, któ­rych uznaje za słab­szych od sie­bie.

W póź­niej­szym cza­sie Putin nie­jed­no­krot­nie – w żar­tach i meta­fo­rach – obna­żył swój psy­cho­typ sła­bego chłopca, który został chu­li­ga­nem, aby się zemścić na tych, któ­rzy go poni­żali. Wszyst­kie jego słynne zwroty – „dosyć żuć smarki”, „gdyby bab­cia miała cechy płciowe dziadka”, „obrze­zają, żeby wię­cej nic nie wyro­sło”, „silny chłop, dzie­sięć kobiet zgwał­cił, wszy­scy mu zazdro­ścimy!” (o byłym pre­zy­den­cie Izra­ela Mosze Kaca­wie) itd. – uka­zują agre­sywny, sek­si­stow­ski, skłonny do prze­mocy spo­sób myśle­nia Putina. On szcze­rze wie­rzy, że słabi ist­nieją po to, by się pod­po­rząd­ko­wać i zaspo­ka­jać potrzeby sil­nych. Lubi powta­rzać: „Sła­bych biją”. Takie posta­wie­nie sprawy nie wzbu­dza w nim ani potę­pie­nia, ani zachwytu, lecz trak­to­wane jest jak nie­unik­niona oczy­wi­stość, jak prawo natury. W głębi duszy bar­dzo się boi, że jeśli nie będzie bru­talny i agre­sywny, zosta­nie znisz­czony lub sta­nie się pośmie­wi­skiem. Pod­świa­do­mie przy­rów­nuje się do niedź­wie­dzia okrą­żo­nego przez ludzi, któ­rzy „zawsze będą dążyć do tego, by wziąć go na łań­cuch. A gdy tylko to się uda, wyrwą mu zęby i pazury”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Pabie­do­bie­sje (победобесие) – ogólna nazwa hiper­tro­ficz­nej zwy­cię­skiej histe­rii, kultu zwy­cię­stwa w Rosji Putina. Jest to powie­dze­nie rosyj­skiego pra­wo­sław­nego arcy­ka­płana Mitro­fa­nowa, który słusz­nie zauwa­żył, że kult wiel­kiego zwy­cię­stwa ma na celu mili­ta­ry­za­cję świa­do­mo­ści, odda­nie spo­łe­czeń­stwa idei rosyj­skiego świata i sku­pie­nie się lud­no­ści wokół naro­do­wego przy­wódcy [przyp. tłum.]. [wróć]

Nie­for­mały (ros. Неформалы) – zrze­sze­nia o cha­rak­te­rze nie­for­mal­nym (lub osoby wywo­dzące się z tych grup), w kono­ta­cji do for­mal­nych struk­tur kon­so­li­da­cji spo­łecz­nej w pań­stwie radziec­kim, któ­rych geneza powią­zana jest z poli­tyką pie­rie­strojki [patrz: Ele­onora Kir­wiel, Nie­for­malne grupy i ruchy spo­łeczne w ostat­nich latach ZSRR – przyp. tłum.]. [wróć]

Gorki (горький) – gorzki [przyp. tłum.]. [wróć]

A. Polit­kow­ska, Rosja Putina, przeł. T. Korecki, wyd. Stu­dio Emka, War­szawa 2004 [przyp. tłum.]. [wróć]

S. Jesie­nin, List do kobiety, przeł. W. Woro­szyl­ski [przyp. tłum.]. [wróć]