Audrey Hepburn. Tancerka ruchu oporu - Robert Matzen - ebook

Audrey Hepburn. Tancerka ruchu oporu ebook

Matzen Robert

3,7

Opis

Audrey Hepburn mówiła o sobie, że wojna ją ukształtowała. A jednak w żadnej z biografii nie znajdziemy wiadomości na temat jej młodości w ogarniętej wojną Holandii. Aż do teraz.

Robert Matzen odsłania przed czytelnikami zapomniany dotąd rozdział z życia Audrey Hepburn, i robi to w iście filmowy sposób.

Nieznane fakty na temat jej rodziny, część zatajana nawet przez FBI. Trauma wojny, kiedy Hepburn pomagała działaczom ruchu oporu, pracowała jako wolontariuszka w szpitalu, przeżyła bitwę o Arnhem i prawie umarła z głodu w czasie ostatniej wojennej zimy. Życie ze świadomością, że jej ojciec był nazistowskim szpiegiem, a matka wspierała Hitlera przez pierwsze dwa lata okupacji.

Robert Matzen solidnie przygotował się do tej książki. W holenderskich archiwach dotarł do nieznanych dotąd  materiałów źródłowych, wykorzystał dzienniki pisane przez naocznych świadków zdarzeń, przeprowadził wywiady z ich potomkami. Wiele z zamieszczonych w książce zdjęć pochodzi z prywatnego archiwum aktorki. Są wydawane po raz pierwszy.
Bez wydarzeń II wojny światowej nie sposób zrozumieć Audrey Hepburn i tego, kim się stała.


"Wielu nie wie o dorastaniu Hepburn w Holandii w czasie nazistowskiej okupacji. Książka Matzena w poruszający sposób opisuje doświadczenia, które uformowały jej charakter i pozostawiły po sobie koszmary, które nawiedzały ją do końca życia. Matzen zaoferował nam świetną historię – intymną, intensywną i niemożliwą do zapomnienia. Prowadzi nas nie tylko w głąb wojny, ale też w głąb ludzkiego serca."
Foreword Reviews

"Matzen pokazuje, jak wojna ukształtowała silną i niezwykłą osobowość Hepburn. Obrazowe szczegóły – wielkiego ubóstwa, nieustających nalotów i działalności ruchu oporu – przywołują klimat tamtych czasów. Matzen stworzył żywy obraz ludności cywilnej w czasach wojny – oraz jednej dziewczyny, która stała się później gwiazdą Hollywood."
Publishers Weekly

"Świetnie napisana, wciągająca książka, która ujawnia nieznane fakty o przeszłości, pochodzeniu i młodości jeden z ikon światowego kina. To historia o niebezpieczeństwie, niepewności i determinacji, by przetrwać w obliczu zagrożenia, która została zilustrowana unikalnymi fotografiami."
Rex Reed, krytyk filmowy, autor i dziennikarz w "New York Observer"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 499

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (7 ocen)
1
5
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Dobrze spędzony czas

Wciągająca, mało znana historia z tłem II wojny światowej.
00

Popularność




Ukochana aktorka Hollywood, znana z filmów Rzymskie wakacje i Śniadanie u Tiffany’ego. Ambasadorka dobrej woli UNICEF-u.

Nieznane – częściowo utajnione przez FBI – fakty z młodości Audrey Hepburn i historii jej rodziny.

Traumatyczny czas wojny odcisnął na niej ślad na całe życie. Narażała się na śmiertelne niebezpieczeństwo, działając W ruchu oporu. Przeżyła krwawą bitwę o Arnhem, omal nie umierając z głodu.

Żyła ze świadomością, że jej ojciec jest nazistowskim szpiegiem, A matkę przez pierwsze lata wojny fascynował Hitler.

A jednak… już we wczesnej młodości wiedziała, że chce występować. Choć marzyła nie o filmie, lecz o balecie.

Tytuł oryginału:

DUTCH GIRL. AUDREY HEPBURN AND WORLD WAR II

Copyright © Robert Matzen 2019

Foreword copyright © Luca Dotti 2019

All rights reserved

First published by GoodKnight Books, an imprint of Paladin Communications, Pittsburgh, Pennsylvania

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2022

Polish translation copyright © Magdalena Koziej 2020

Redakcja: Anna Walenko

Zdjęcie na okładce: Audrey Hepburn w „Gigi”, 1952, © I.V./mptvimages.com

Projekt graficzny okładki oryginalnej: Julie Adams/Mirror Books UK

Opracowanie graficzne okładki polskiej: Kasia Meszka

ISBN 978-83-8215-255-5

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa

wydawnictwoalbatros.com

Facebook.com/WydawnictwoAlbatros|Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Konwersja do formatu EPUB oraz MOBI

Katarzyna Rek

woblink.com

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Przedmowa
Wstęp
Część I. Kocioł
1. Zachwyt
2. Fryzyjska krew
3. Wygnanie
4. Edda
5. Nieprawdopodobne
6. Tancerka
Część II. Wiwat dynastia Orańska!
7. Krechy na ścianie
8. Niedopuszczalne
9. Urodzona dla świateł reflektorów
10. Kandydat do śmierci
11. Paranoja
12. Tajemnica
Część III. Ruch oporu
13. Pokrewna dusza
14. Zwykli Holendrzy
15. Gorące słowa uznania
16. Czarne wieczory
17. „Het Vaderland”
18. Jeżeli, jeżeli, jeżeli
19. Ucieczka szkopów
Część IV. Wyzwoliciele
20. Holandia w pięć dni
21. Ultimatum
22. Diabelski piknik
23. Łatwizna
24. W płomieniach
25. Szampan dla tego pana
Część V. Zabawki
26. Księżniczka
27. Łowcy
28. Czarodziejski znaczek
29. Błyskawiczne zło
30. Pokój na ziemi. Akurat!
Część VI. Prześladowana
31. Drzewo
32. Wyścig
33. Wrota piekieł
34. Pierwszy papieros
35. Porządki
36. Na rozdrożu
37. Istne szaleństwo
38. Spokój
Wkładka zdjęciowa
Przypisy
Podziękowania
Wybrana bibliografia

Dla mieszkańców Velp

Przedmowa

Kiedy pytają mnie o matkę, najchętniej odpowiadam: „Ja nie znam żadnej Audrey Hepburn”.

Te słowa zawsze wywołują konsternację i dają mi możliwość dalszych wyjaśnień. Mówię, że mieliśmy z bratem wielkie szczęście, bo dorastaliśmy z obecną i kochającą matką, a nie z olśniewającą, lecz nieobecną gwiazdą filmową.

Kiedy matka opowiadała o sobie i o tym, czego nauczyło ją życie, nigdy nie mówiła o Hollywood. Zamiast wymieniać słynne miejsca w Beverly Hills, podawała nam mało znane, a czasem trudne do wymówienia nazwy holenderskie. Wspomnienia z czerwonego dywanu zostały wyparte przez epizody z okresu drugiej wojny światowej, które matka potrafiła przekształcić w baśnie dla dzieci. Traktowaliśmy te opowieści jako źródło wiedzy, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że nie znamy całej historii jej życia podczas wojny – aż do chwili, gdy ni z tego, ni z owego Robert Matzen napisał do mnie, by się przedstawić i opowiedzieć o swojej książce Tancerka ruchu oporu.

Traf chciał, że wiadomość od Roberta nadeszła właśnie wtedy, gdy próbowałem połączyć kropki pomiędzy opowieściami mamy a faktami ze swojego archiwum i wynikami własnych poszukiwań. Byłem, rzecz jasna, bardzo podekscytowany – któż by nie był – ponieważ znałem głębokie „ja” mamy, to, które pozostało niezmienne pomimo jej gwiazdorskiej kariery, to, które czyniło ją Audrey, jaką znałem, i zawierało się w tych kropkach, które miały być wkrótce połączone dzięki badaniom Roberta.

Tancerka ruchu oporu poprowadziła mnie przez świat wojny, który nie jest tak czarno-biały, jak często sugerują hollywoodzkie filmy. Nawet ja natychmiast zapomniałem, że Audrey czeka szczęśliwe zakończenie. Czytając, uświadamiałem sobie, że ta bomba, ta kula, ta niemiecka ciężarówka załadowana więźniami mogły po prostu oznaczać KONIEC.

Teraz rozumiem, dlaczego słowa Dobro i Zło, Miłość i Miłosierdzie były tak fundamentalne w opowieściach mamy. Czemu tak otwarcie mówiła o jednych faktach i dlaczego tyle innych trzymała w ukryciu.

Tak naprawdę nie znałem Audrey Hepburn, ale znam ją lepiej teraz – i tęsknię za nią bardziej niż kiedykolwiek.

Dziękuję, Robercie, twoja książka to prawdziwy dar.

Luca Dotti, sierpień 2018

Luca Dotti jest młodszym synem Audrey Hepburn i autorem książki Audrey w domu, która znalazła się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Wcześniej pracował jako grafik, a obecnie prowadzi Fundację imienia Audrey Hepburn. Stworzona przez rodzinę Audrey w roku 1994, pomaga dzieciom na całym świecie.

Wstęp

Od czasu śmierci Audrey Hepburn, na początku 1993 roku, jej historia była wciąż na nowo opowiadana. Na Amazonie znajdziemy ponad tysiąc książek z jej nazwiskiem w tytule, które były hitami wydawniczymi. Wszystkie aspekty jej życia zostały opisane, w druku nie ukazało się tylko nic o latach drugiej wojny światowej, kiedy Audrey mieszkała w Holandii. Są takie fragmenty historii Audrey z czasów wojny, o których nie rozmawiała, i takie, o których nie czuła się na siłach mówić. W rezultacie autorzy jedne sytuacje wymyślali, a inne interpretowali niewłaściwie, ponieważ nie mieli podstaw, jeśli chodzi o historię tej wojny. Mogę spokojnie stwierdzić, że na każdej stronie wszystkich poprzednich biografii znajduje się co najmniej jeden błąd dotyczący jej życia w latach wojennych.

Najlepszy biograf Hepburn, Barry Paris, w 1993 roku poświęcił dużo czasu i zbadał wiele materiałów, ze wsparciem potężnego wydawnictwa G.P. Putnam’s Sons, by opowiedzieć holenderską część historii Audrey. Jego pełna drobiazgowych przypisów praca stała się punktem wyjścia do mojego projektu. Paris miał tę przewagę, że w tamtych latach, nie tak odległych od wojny, wielu ludzi związanych z historią Audrey jeszcze żyło. Ale zarazem miał też niekorzystną sytuację: nie było wtedy internetu, więc nie mógł, stukając w klawiaturę, uzyskać dostępu do głównych holenderskich archiwów. A ponieważ działał w Stanach Zjednoczonych (zatrudniwszy holenderskiego researchera do żmudnych prac w Holandii), umknęło mu, jak ważne w życiu Audrey było miasteczko Velp. Velp mieści się tuż za Arnhem. Ta lokalizacja okaże się kluczowa dla naszej opowieści z powodów, które wkrótce poznacie.

Bardzo lubię odkrywać fakty z okresu drugiej wojny światowej dotyczące postaci Hollywood, a zwłaszcza te, które zagubiły się w czasie, ponieważ ich rzetelne ustalenie wymaga wnikliwych poszukiwań. W wypadku Audrey Hepburn większość badań można prowadzić jedynie na terenie Holandii, co raczej odstrasza amerykańskich autorów. Poza tym dorośli, którzy walczyli w czasie wojny i ją przeżyli, już odeszli, więc nie ma naocznych świadków. A najbardziej irytujące jest to, że zniknęło wiele amerykańskich materiałów archiwalnych, co samo w sobie stanowi temat na opowieść. Dokumenty, które dotyczą obywatelki holenderskiej, Elli, baronessy van Heemstra, matki Audrey, powinny spoczywać w archiwach FBI i CIA – agencji zwanej w czasie wojny OSS (Office of Strategic Services). Kiedy rozpocząłem pracę nad tą książką i wysłałem moją researcherkę z Waszyngtonu po owe dokumenty, nie mogła ich zlokalizować i po męczących poszukiwaniach uznała wreszcie, że już nie istnieją. Według jej fachowej opinii, zniszczono je dawno temu, a ten wniosek domagał się pytań, dlaczego zostały usunięte z archiwów i przez kogo. Po dwuletnim śledztwie odpowiedzi stały się dla mnie oczywiste.

Ojciec Audrey Hepburn przez dużą część życia się ukrywał, a jej matka zacierała ślady swej aktywności w latach 1935–1941, więc nic dziwnego, że biografowie unikali opisywania tego okresu życia Audrey lub opierali się na wcześniejszych pracach. Trop był zimny albo całkowicie zatarty.

Czy rodzina Audrey Hepburn była bogata? Czy majątek skonfiskowali naziści? Czy Audrey wychowywała się we wspaniałych holenderskich pałacach? Czy widziała na własne oczy, jak jej wujek i inne osoby zostali postawieni pod ścianą i rozstrzelani? Czy dawała tajne pokazy tańca, by zdobyć pieniądze dla holenderskiego ruchu oporu, i ryzykowała życie, podejmując inne antynazistowskie działania w wieku czternastu, piętnastu lat? Moje śledztwo miało wiele zwrotów i zakrętów, a na końcu przyniosło zaskakujące odpowiedzi.

W wojennej opowieści o Audrey Hepburn najważniejszy jest kontekst, więc opisałem czasy i historię, stanowiące tło tego fragmentu jej życia. Udało mi się odnaleźć ponad sześć tysięcy słów, jakie Audrey powiedziała na temat drugiej wojny światowej, i na końcu włączyłem je do historii o wojnie i roli, jaką odegrała w niej Holandia. I do diaska, te słowa miały sens, włącznie ze wszystkimi historiami, które opowiadała o ruchu oporu. Właściwie to cud, że Audrey Hepburn wyszła żywa z wojny; pod każdym względem jest to opowieść o wspaniałej osobie, która ocalała i żyła dalej, by zostać bohaterką po wsze czasy.

Robert Matzen

Pittsburgh, Pensylwania

30 czerwca 2018

CZĘŚĆ I

Kocioł

1

Zachwyt

Niemcy

1935

Baronessa Ella van Heemstra stała w gabinecie Adolfa Hitlera. Podała rękę najsłynniejszemu człowiekowi na świecie, mężczyźnie, którego nazwisko było na ustach wszystkich. Niebieskie oczy Hitlera mogłyby przewiercić ją na wylot, taką miały moc. Był bardzo blady i niezwykle opanowany, gdy posłał jej ten enigmatyczny, pełen pokory uśmiech, widywany często w kronikach filmowych migoczących na ekranach całego świata. Wyciągnął rękę i ujął delikatnie jej dłoń. A później, w geście wielowiekowej europejskiej tradycji, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, nachylił się i musnął ustami wierzch jej dłoni. Ella słyszała często, jak przyrównywano dotyk tego człowieka do rażenia prądem. I oto stała tutaj, w gabinecie Führera w kwaterze głównej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników w Monachium, znanej lepiej jako Brunatny Dom, Braunes Haus. Zostawiła dwóch synów i córeczkę w holenderskim kurorcie Oosterbeek, aby wraz z mężem móc tu przybyć i skorzystać z niebywałej szansy na to spotkanie.

Ileż kobiet oddałoby za taką chwilę życie, własne życie, ale baronessa zasłużyła na audiencję artykułem, który napisała dla „The Blackshirt”, tygodnika Brytyjskiej Unii Faszystów. Wychwalała tam zalety Hitlera oraz brytyjskiego zwolennika narodowego socjalizmu, sir Oswalda Mosleya.

Nie zaszkodziło też, że przyjaciółki Elli z angielskich wyższych sfer również podziwiały tego wielkiego człowieka. Brytyjski dziennikarz Micky Burn z „Gloucester Citizen” uległ czarowi Führera i aż mu dech zaparło, gdy ten napisał dla niego dedykację w egzemplarzu Mein Kampf. Unity Mitford z Mitfordów ze Swinbrook oszalała na punkcie Hitlera i była jego najnowszą ulubienicą. Unity przedstawiła mu kiedyś swoją elegancką siostrę Dianę i obie kochały się w nim na zabój. Trzecia Mitfordówna, Pamela, wprawdzie im wtedy towarzyszyła, ale wyglądała na zdeprymowaną całą tą sytuacją.

Oczywiście Hitler miał swoje powody, by umizgać się do Brytyjek, i wykorzystywał po temu każdą sprzyjającą okazję. Unity opowiadała, jak raz, gdy rozległ się hymn brytyjski, Führer „zagwizdał go od początku do końca”. Więc owszem, podziwiał wszystko, co brytyjskie, włącznie z kobietami, a przyjmowanie czarujących Mitfordówien, tak zwanych „sióstr skandalistek”, nie było dla tego wielkiego człowieka przykrym obowiązkiem. Co dostrzegł w Elli van Heemstra? Sposób na dostanie się do wyższych sfer holenderskiego społeczeństwa? Możliwe, ale co z tego? Skoro Ella już się tutaj znalazła, zamierzała w pełni nacieszyć się chwilą. Miała nadzieję, że jego ekscelencja nie weźmie jej za złe, że jest uszminkowana i upudrowana – wiadomo, że tego nie znosił – ale on w tej chwili nie zwracał uwagi na pomadkę i puder na twarzach swoich zagranicznych gości. Skierował jakąś uprzejmą uwagę do Elli, a ona odpowiedziała mu swoją bezbłędną niemczyzną.

Mąż Elli, Joseph Ruston, i Unity Mitford stali obok niej. Führer był pełen galanterii i niezwykle sympatyczny z tymi swoimi frapującymi niebieskimi oczami i tak miłą twarzą. Dobry Boże, jakież ekscytujące to były czasy: Niemcy odrodzone i oświetlające drogę całej Europie po zniszczeniach, jakie spowodował światowy wielki kryzys. Faszyzm miał odpowiedź dla ludzkości. Faszyzm zapalił światło dla tych, którzy byli dość mądrzy, by przejrzeć na oczy. Faszyzm w ciągu zaledwie kilku lat znów zapewnił Niemcom pełne zatrudnienie, udowadniając, że jego ideały są silniejsze niż ekonomiczny kataklizm, że nie sposób się im przeciwstawić. Krwistoczerwone flagi ze swastyką powiewały w całym Monachium; ogniste transparenty wisiały na każdym budynku, na każdym poprzecznym elemencie. Wąskie uliczki starego miasta pulsowały energią jak tętnice prężącego się do skoku drapieżnika.

Urzeczona tym, co zobaczyła, ludźmi, których poznała, Ella przyjechała do Niemiec ponownie we wrześniu tego samego roku, z domu w Belgii. Znów zostawiła dzieci w Oosterbeek, by wziąć udział w dorocznym zjeździe NSDAP – Reichsparteitag – w Norymberdze. Widziała relację z tego wydarzenia na srebrnym ekranie dzięki filmowi Leni Riefenstahl Triumf woli, nakręconemu podczas zjazdu w 1934 roku, i teraz przysięgła sobie ujrzeć to wszystko na własne oczy. Wyobraźcie sobie półmilionowe miasto puchnące pod naporem półmilionowej rzeszy przyjezdnych. Hotele zapełniły się błyskawicznie, a ci, którzy nie zdołali znaleźć pokojów do wynajęcia ani lokum w żadnym z dziewięciu obozów namiotowych, zostali rozmieszczeni w zarekwirowanych na ten cel fabrykach, kościołach i szkołach. Zauroczona Ella podziwiała przez cały tydzień różne faszystowskie atrakcje, od bicia w dzwony kościelne, przez operę Śpiewacy norymberscy Ryszarda Wagnera, po liczne spotkania i przemówienia. Widziała na własne oczy, jak Führer dokonywał przeglądu Hitlerjugend na rozległym Zeppelinfeld, Polu Zeppelina – stadionie norymberskim – i przemawiał do sześćdziesięciu tysięcy doskonale umundurowanych, stojących w idealnych szeregach młodych mężczyzn. Jego dudniący głos grzmiał z głośników: „Musicie się nauczyć cierpieć niedostatek i nigdy się nie załamywać. Cokolwiek tworzymy dzisiaj, cokolwiek robimy, umrzemy, ale Niemcy będą dalej żyły w was. Kiedy z nas nic już nie pozostanie, wtedy wy będziecie musieli dzierżyć w swych dłoniach flagi, które my wznieśliśmy z nicości. Wiem, że nie może być inaczej, ponieważ jesteście tacy jak my, krew z krwi i kość z kości. W waszych młodych głowach płonie ten sam duch, który kieruje nami”.

Zjazd w 1935 roku był nazwany „Zjazdem Wolności”, w związku z uwolnieniem się od restrykcji strasznego traktatu wersalskiego, który zakończył pierwszą wojnę światową siedemnaście lat wcześniej – i odarł Niemcy z bogactwa, potęgi militarnej i dużej części terytorium. Führer urządził paradę Wehrmachtu, swojej wspaniałej armii, przed ćwierćmilionową publicznością zgromadzoną na stadionie. W górze leciały samoloty wojskowe w tak gęstym szyku, że zdawały się zasłaniać słońce. Był też pokaz ostrzału z dział przeciwlotniczych, obsługiwanych przez spokojne i dobrze przeszkolone załogi.

Parlament wprowadził ustawy norymberskie, wśród których była ta o ochronie krwi niemieckiej i niemieckiej czci, zakazująca małżeństw i stosunków intymnych pomiędzy Niemcami i Żydami, a nawet zatrudniania niemieckich kobiet poniżej czterdziestego piątego roku życia w żydowskich domostwach. Ustawa o obywatelstwie Rzeszy mówiła o tym, że tylko ludzie z niemiecką krwią albo ich krewni mają prawo być obywatelami Rzeszy, a wszyscy inni – w tym Żydzi, zwłaszcza Żydzi – zostali zaklasyfikowani jako osoby bez praw obywatelskich. Ella miała wielu przyjaciół żydowskiego pochodzenia w Belgii i innych miejscach, ale Diana Mitford podsumowała pięknie sytuację, cytując swoją przyjaciółkę Putzi Hanfstaengl: „Jeśli Żydom się to nie podoba, mogą się wynieść. Mają krewnych i pieniądze na całym świecie. Niechaj zostawią Niemcy nam, Niemcom”. W tym momencie Ella mogła się zawahać, ale skoro poza tym wszystko wydawało się jej słuszne, łatwo to sobie wytłumaczyła.

Tymczasem na stadionie Hitler wysłuchał entuzjastycznych okrzyków swojej siły roboczej i oddał cześć członkom partii, którzy zginęli w 1923 roku w nazistowskim zamachu stanu, znanym jako pucz piwiarniany, kiedy to szesnastu członków partii zostało postrzelonych na ulicy Monachium. Był to poruszający pokaz miłości, pamięci, a przede wszystkim siły. Ella poczuła, że w niedalekiej przyszłości stanie się częścią Europy zjednoczonej pod przewodnictwem Adolfa Hitlera, człowieka, który spowodował to wszystko dzięki sile swej woli i w ciągu kilkunastu lat, jakie upłynęły od pierwszej wojny światowej, wydobył Niemcy z rozpaczliwej sytuacji.

Ostatniego dnia Reichsparteitag na Polu Zeppelina tłoczyło się ponad trzysta tysięcy ludzi, setki flag powiewały na wietrze, samoloty latały ponad głowami tłumu, przejeżdżały czołgi, słychać było dudnienie bębnów, grały zespoły muzyczne. Maszerujący w wysokich czarnych butach, krokiem defiladowym, żołnierze Hitlera wprawiali w wibrację siedzenia na stadionie. Transparenty, czarne swastyki otoczone bielą, na czerwonym tle, przepływały niby rzeka krwi. Od tej czerwieni aż bolały oczy. Czyste przeciągłe dźwięki lir dzwonkowych, niesionych przed niektórymi oddziałami, wzbijały się ponad głuchym dudnieniem bębnów i wysokich butów.

Wreszcie Hitler przemówił. Obnażył duszę, mówiąc o swej miłości do Niemiec, o swoich nadziejach i marzeniach związanych z przyszłością. Podkreślił, że źródłem światowych problemów są Żydzi, bo to oni przez swoje manipulacje pchnęli narody ku pierwszej wojnie światowej, której rezultatem była klęska Niemiec, a potem wielki kryzys. Parteitag zakończył się capstrzykiem, poruszającym męskim pokazem siły, przy dźwiękach werbli, a potem Hitler wsiadł do odkrytego samochodu i został obwieziony dookoła płyty stadionu, by tłumy mogły oddać mu cześć.

Po zakończeniu zjazdu partii Ella znów wyprawiła się do Monachium, by rozkoszować się obecnością Hitlera, między innymi w jego ulubionej restauracji Osteria Bavaria. Spędzała czas w towarzystwie Unity Mitford, jej chłopaka, esesmana Ericha Widmanna, oraz reportera z „Citizen”, Micky’ego Burna. Unity była niesłychanie zaborcza względem Hitlera, trzymała wszystkich jak najdalej od niego, by mieć go tylko dla siebie. Jednak Ella nie potrzebowała uwagi tego wielkiego człowieka – poznała go już wcześniej; wróciła więc do domu, do Belgii, gdzie natychmiast chwyciła za pióro.

Ella pisała: „To, co uderzyło mnie najmocniej wśród miliona innych wrażeń, jakich tam doznałam, to (a) wspaniała sprawność fizyczna wszystkich mężczyzn i kobiet, widzianych na paradach i na ulicy, oraz (b) odświeżająca atmosfera, która panowała wszędzie, absolutne uwolnienie się od wszelkich form presji psychicznej czy przygnębienia”.

Słowa Elli zagrzmią gromko w narodowosocjalistycznym biuletynie sir Oswalda Mosleya, „Action”, gdy swój artykuł zakończy ona stwierdzeniem: „Adolf Hitler może być dumny z odrodzenia się tego wielkiego kraju i odmłodzenia ducha niemieckiego. Dzisiejsze Niemcy to kraj nowoczesny, a Niemcy, pod rządami nazistów, stanowią wspaniały przykład dla przedstawicieli białej rasy na całym świecie – potężni ludzie, prawi i dumni, do czego rzeczywiście mają wszelkie prawo”. Do tych poruszających słów dołączyła belgijską wersję swego nazwiska, baronessa Ella de Heemstra, Bruksela.

2

Fryzyjska krew

Audrey Kathleen van Heemstra Ruston, przyszła lśniąca gwiazda Hollywood, urodziła się pod innego rodzaju gwiazdą, dość mroczną, czwartego maja 1929 roku. Jej matka, baronessa Ella van Heemstra, była kobietą upartą, która mówiła wprost, co myśli, i miała bujny temperament. W wieku dwudziestu ośmiu lat wciąż lubiła zaszaleć, choć była matką trójki dzieci: oprócz Audrey miała jeszcze synów Alexandra i Iana, z pierwszego małżeństwa. W żyłach Elli – i wszystkich członków rodu van Heemstra – płynęła fryzyjska krew. Fryzja, zwana przez Holendrów „Friesland”, to wyjątkowa prowincja położona na dalekiej północy Niderlandów. Do dziś wielu Fryzyjczyków obrusza się, gdy nazwać ich Holendrami – są zbyt wyjątkowi i niezależni na tak pospolitą klasyfikację.

To, że Audrey Hepburn stała się osobą światowej sławy, nie jest wcale zaskakujące, zważywszy na jej rodowód fryzyjskiej arystokratki. Pierwsi Fryzyjczycy z rodu van Heemstra, jakich znajdziemy w archiwach, pojawili się na długo przed Wilhelmem I Orańskim, pod którego rządami prowincje niderlandzkie się zjednoczyły. Van Heemstrowie byli znanym rodem arystokratycznym, począwszy od średniowiecza, a tytuł barona oficjalnie przyznano w roku 1814 Willemowi Hendrikowi van Heemstra, którego syn, Schelto, baron van Heemstra, reprezentował Fryzję w holenderskiej Izbie Reprezentantów, nim został premierem Holandii w 1861 roku. Drugi syn, Frans, baron van Heemstra, również zasiadał w Izbie Reprezentantów. Syn Fransa, W.H.J., baron van Heemstra, miał dwóch synów. Jednym z nich był Aarnoud Jan Anne Aleid – albo A.J.A.A., baron van Heemstra – ojciec Elli oraz jeszcze czterech córek i syna. W.H.J. był dziadkiem Audrey, czyli po niderlandzku opa.

Już przed rokiem 1900 ród van Heemstra był w Holandii bardzo szanowany. Dla Holendrów droga do bogactwa wiodła przez Holenderskie Indie Wschodnie, jednak Aarnoud obrał własną ścieżkę kariery i w 1896 roku zrobił doktorat z prawa. W tym samym roku ożenił się z Elbrig Willeminą Henriettą, baronessą van Asbeck. Aarnoud rozpoczął praktykę adwokacką, a potem został sędzią w zamożnym mieście Arnhem nad Dolnym Renem, stolicy prowincji Geldria, położonej sześćdziesiąt parę kilometrów od granicy z Niemcami. Podczas gdy baron kontynuował praktykę adwokacką, baronessa van Asbeck rodziła kolejne dzieci: Wilhelminę Cornelię (1897), Geraldine Caroline (1898), Ellę (1900), Marianne Jacqueline (1903), Willema Hendrika (1907) oraz Arnoudinę Johannę (1911). Tymczasem ojciec tej szóstki został w Arnhem burgemeester, czyli burmistrzem, i piastował to stanowisko przez dziesięć lat, do roku 1920. Rodzina mieszkała w pięknej willi obok Lauwersgracht, stawu będącego pozostałością fosy, która niegdyś okalała mury wokół miasta Arnhem. Wówczas staw był częścią parku Musis Sacrum w centrum miasta, najbardziej malowniczego miejsca w całym Arnhem. Rodzina van Heemstra mieszkała w jednej z trzech willi „Paadje van Bleckmann”, należących do zamożnej miejscowej rodziny Bleckmannów. Kolejną willę, znaną jako De Nijenburgh, zajmowała Cornelia, hrabina van Limburg Stirum. Córka barona, Wilhelmina, wyszła w 1918 roku za bratanka hrabiny, Ottona Ernsta Geldera, hrabiego van Limburg Stirum, co oznaczało, że obecność rodziny van Heemstra była w Arnhem silnie zaakcentowana. Mieszkali w samym centrum, w domach z widokiem na Ren. Za dwadzieścia sześć lat te trzy wspaniałe wille, będące siedzibami rodzin van Heemstra i van Limburg Stirum, nasiąkną krwią i ulegną zniszczeniu w najbardziej upoetycznionej bitwie drugiej wojny światowej.

Pod rządami burmistrza van Heemstra Arnhem kwitło. Nederlandsche Heidemaatschappij, stowarzyszenie zajmujące się rozwojem regionalnym, wybrało miasto na swoją siedzibę. Założono Openlucht Museum i Burgers’ Zoo, które wkrótce stały się bardzo znane, i powstawały względnie tanie budynki mieszkalne.

W marcu 1919 roku Aarnoud zgodził się na małżeństwo córki Elli z Hendrikiem Gustaafem Adolfem Quarlesem van Uffordem z Oosterbeek, sąsiedniego miasta. Hendrik, były kawalerzysta, był obecnie nafciarzem przydzielonym do Holenderskich Indii Wschodnich. Po zaślubinach młoda para pożeglowała na Daleki Wschód, by tam rozpocząć wspólne życie. Później w tym samym roku burmistrz van Heemstra, który był dusigroszem, po sprzeczce z miastem o pieniądze nagle złożył swój urząd. „Mizerne wynagrodzenie nie pozwala mi dalej wykonywać moich obowiązków jak należy”, oświadczył. Powrócił do prawa, lecz nie na długo. Królowa Holandii, Wilhelmina van Oranje-Nassau, wyznaczyła Aarnouda na gubernatora Gujany Holenderskiej (obecnie Surinam), położonej na północno-wschodnim wybrzeżu Ameryki Południowej. Tak więc baron i baronessa wraz z trójką dzieci wyruszyli, by przeżyć osiem burzliwych lat w odległej stolicy Gujany Holenderskiej, Paramaribo.

Aarnoud był charyzmatycznym arystokratą. Ella pisała o ojcu: „Jest chyba najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziałam. Ludzie uważają go za błyskotliwego i mądrego. Potrafi w wyrafinowany sposób wyrażać dowcipne uwagi. W niedziele wydaje się przygaszony, choć nadal tryska wesołością. Jego zęby wydają się bardzo białe w zestawieniu z małym czarnym wąsikiem”.

Nowy gubernator Gujany Holenderskiej żył dotychczas pośród północnych Europejczyków, a teraz zetknął się z południowoamerykańskim tyglem, w którym byli między innymi Indianie oraz zbiegli niewolnicy, tak zwani Maroni, zakładający własne niezależne osady w bujnych lasach deszczowych interioru. Zarządzanie tym dzikim obszarem oznaczało utrzymywanie kopalń boksytu, niezbędnego do produkcji aluminium, oraz dbanie o stabilność upraw ryżu i bananów, a wszystko to wymagało wielu robotników, których rekrutowano spośród wolnych ludzi albo kontraktowych pracowników służebnych. Poprzedni gubernatorzy byli jedynie figurantami, czego nie można powiedzieć o gubernatorze van Heemstra, który podejmował liczne ekspedycje w głąb interioru – w miejsca, gdzie rzadko widywano białych Europejczyków. Baron interesował się tym obszarem tak żywo, ponieważ był wizjonerem i dostrzegał ekonomiczny potencjał Gujany Holenderskiej. Ostro dążył do finansowej niezależności kosztem rządu holenderskiego, który zresztą nie był zainteresowany tym „nieistotnym” kawałkiem swego terytorium. Prawdziwe zyski miały pochodzić z kwitnących Holenderskich Indii Wschodnich, z dochodów, jakie przynosiły przedsiębiorstwa produkujące kawę, herbatę, kakao, tytoń i gumę.

Gubernator van Heemstra był postępowcem, który niestrudzenie pracował dla dobra swej kolonii. W przyszłości będzie widać, że jego etyka pracy miała wpływ na wnuczkę. W roku 1922 van Heemstra zaprosił firmę Aluminum Company of America, lepiej znaną pod nazwą Alcoa, do Moengo, by w okolicznych lasach zaczęła wydobywać boksyt. Jednak miesiąc miodowy gubernatora z Alcoa trwał krótko: van Heemstra szybko się zorientował, jakie niebezpieczeństwa czają się za amerykańską firmą, gdyby ta zmonopolizowała gujańskie zasoby.

W roku 1924 pojechał do Niemiec, by negocjować z firmą Stinnes, ogromnym koncernem górniczym. Chciał zainteresować Niemców wydobyciem boksytu w kolonii, uznając, że druga firma obecna na miejscu będzie przeciwwagą dla agresywnych Amerykanów. Jednak rząd holenderski obawiał się, że kiedy równie śmiali i przedsiębiorczy Niemcy się tam dostaną, mogą próbować przejąć wszystko, więc kazał baronowi zerwać kontrakt.

W owym czasie troski barona van Heemstra były związane nie tylko z polityką. Żona bardzo podupadła na zdrowiu, a wkrótce dowiedział się, że jego trzecia córka, mieszkająca na drugim końcu świata Ella, postanowiła się rozwieść po trwającym pięć lat małżeństwie z Hendrikiem Quarlesem van Uffordem, z którym miała dwóch synów. Nieoczekiwanie Ella przebyła ocean i wraz z dziećmi zjawiła się w rezydencji gubernatora w Paramaribo.

W wieku dwudziestu pięciu lat Ella była przystojną i pewną siebie młodą kobietą, która dobrze wiedziała, czego chce. Ledwie zobaczyła, jak wygląda życie w prymitywnej Gujanie Holenderskiej, powiedziała: nie, dziękuję, i popłynęła z powrotem do Holenderskich Indii Wschodnich, ciągnąc za sobą synów Alexa i Iana. Aarnoud pomachał jej na pożegnanie – i nadal zmagał się na każdym kroku ze swoim krajem, jedną ręką oganiając się od Amerykanów, a drugą od Niemców. Kiedy próbował zwiększyć podatki Alcoa za eksport boksytu, rząd holenderski się sprzeciwił, a w dodatku wpakował gubernatorowi na głowę Shell Oil. Miarka się przebrała. Gubernator van Heemstra zrezygnował z urzędu, by znów zostać tylko baronem van Heemstra i wrócić wraz z żoną i dziećmi do kurortu Oosterbeek pod Arnhem.

Tymczasem Ellę przyciągnął do Holenderskich Indii Wschodnich intrygujący trzydziestoczteroletni angielski hultaj, Joseph Ruston, żonaty mężczyzna, którego poznała wcześniej i nie mogła przestać o nim myśleć. Kiedy po wizycie w Gujanie Holenderskiej pojawiła się znów w Indiach Wschodnich, Ruston rozwiódł się z żoną. Joseph i Ella pobrali się we wrześniu 1926 roku.

Ruston urodził się w roku 1889 w Austro-Węgrzech, na terenie dzisiejszych Czech; jego ojciec był Anglikiem, a matka Niemką. Może napomknął baronessie Elli, że jest potomkiem trzeciego męża Marii Stuart, królowej Szkotów. Tym angielskim przodkiem z najwyższych sfer był James Hepburn, hrabia Bothwell. Ellę zachwyciła idea, że może być skoligacona z brytyjską arystokracją, i nalegała, by mąż przyjął nazwisko Joseph Hepburn-Ruston, którego by używała, zostając Ellą, baronessą van Heemstra Hepburn-Ruston. Zgodził się je przyjąć, choć nigdy się nim nie podpisywał.

Ruston wywodził się z zamożnych kręgów, ale wyglądało na to, że on sam nie ma pieniędzy, co mogło dać Elli pewne wyobrażenie o czekającym ich wspólnym życiu. Para wyruszyła z Holenderskich Indii Wschodnich, by rozpocząć wieloletnią światową odyseję, która wynikała z pogardy Rustona dla stałych posad oraz z tego, że wreszcie uświadomił sobie, iż ród van Heemstra z Fryzji nie posiada zasobnych kont bankowych ani skrzyń wypełnionych klejnotami rodzinnymi. Tak naprawdę jedyne złoto, jakie można było znaleźć u rodziny van Heemstra, połyskiwało na imponującym herbie rodowym. Gdyby nie on, określano by ich jako wyższą klasę średnią, a to przecież nie pasowałoby do Rustona.

Wreszcie przyjął posadę w firmie prowadzącej handel cyną, Maclaine, Watson and Company, i pracował najpierw w Londynie, a później w Brukseli. To właśnie tutaj, wiosną 1929 roku, przyszło na świat ich jedyne dziecko, Audrey – znana w rodzinie jako Adriaantje. Pierwszy kryzys, jakiego doświadczyły wspólnie matka i mała córeczka, nastąpił w dwudziestym pierwszym dniu życia dziecka, kiedy w wyniku krztuśca doszło do zatrzymania akcji serca. Ella zareagowała w typowy dla niej sposób: ponieważ była zaprzysięgłą członkinią Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, nie wezwała lekarza. Odwróciła córkę do góry nogami, jak noworodka, i zaczęła wymierzać jej mocne klapsy. Jakoś to podziałało, bo Adriaantje nabrała powietrza i zaczęła krzyczeć. Ten epizod przepowiedział, jak wielką władzę będzie miała Ella nad córką – od tamtej chwili aż do momentu, kiedy Audrey zaczerpnie po raz ostatni powietrza, sześćdziesiąt trzy lata później.

Przy powściągliwym Rustonie i Elli, która była typową silną Fryzyjką, na wzór i podobieństwo swego pewnego siebie, otwartego ojca, Adriaantje, chcąc nie chcąc, wyrastała na Holenderkę. Jej opa, baron, urodził się niedaleko Utrechtu, a matka w Velp, miasteczku położonym nieco na wschód od Arnhem. Przyrodni bracia, Alex i Ian, byli synami Quarlesa van Ufforda z okazałego Oosterbeek, które leżało tuż za Arnhem, po zachodniej stronie miasta. Rodzina Rustonów – Joseph, Ella, Alex, Ian oraz Adriaantje – wciąż krążyła pomiędzy Brukselą, Londynem (przybranym domem Josepha) a Arnhem, które pozostało główną siedzibą nie tylko dla opa, ale również dla kuzyna Schelte, barona van Heemstra, oraz jego żony, Mathilde Jacoby, baronessy van Heemstra van Oosterzee, zwanej w rodzinie „Tilly”.

Zresztą w prowincji Geldria było mnóstwo utytułowanych krewnych – z rodów van Heemstra i Quarles van Ufford oraz z rodziny van Limburg Stirum, do której weszła za sprawą małżeństwa starsza siostra Elli. Po zamążpójściu Wilhelmina, nazywana w domu „Meisje”, czyli „dziewczyna”, nosiła tytuł baronessy van Heemstra, księżnej van Limburg Stirum. Tytuły robiły równie wielkie wrażenie jak maniery oraz poczucie noblesse oblige, cechujące rodzinę, ale prawda była taka, że choć wielu jej członków miało trochę albo trochę więcej pieniędzy, nikt nie miał ich dużo.

Brak funduszy przygnębiał Josepha Rustona i między nim a Ellą wciąż dochodziło do sprzeczek na tym tle. Wreszcie Joseph dał nogę w niewiadomym kierunku, a Ella wróciła wraz z dziećmi do rodzinnego Arnhem, domagając się pomocy w opiece nad nimi od ojca barona i matki baronessy, która była wątłego zdrowia. Rodzice Elli rezydowali wówczas w willi Roestenburg, przytulnym, czternastoletnim, krytym strzechą domu w Oosterbeek, który stał przy wysadzanej drzewami ulicy Pietersbergseweg.

Opa i oma Adriaantje byli żarliwymi wyznawcami kalwinizmu, co oznaczało modlenie się kilka razy dziennie, stałe studiowanie Biblii oraz ponaddwugodzinne niedzielne nabożeństwa w Oude Kerk, czyli Starym Kościele na południowym skraju miasteczka, tuż nad Renem. Kościół naprawdę był stary – zbudowany około roku tysięcznego z kamieni pochodzących z ruin rzymskich. Jako najmłodsza w domu, Adriaantje miała obowiązek odmawiać przed każdym posiłkiem modlitwę dziękczynną za to, co otrzymano do spożycia, oraz po posiłku za to, co spożyto.

Jednak dzieci Elli miały też mnóstwo czasu na zabawę. W pobliżu willi Roestenburg stał, w otoczeniu zieleni, elegancki hotel o nazwie Tafelberg. Wokół niego Alex, Ian i Adriaantje znajdowali drzewa, na które mogli się wspinać, i lasy, po których mogli się szwendać, choć często dostawali za to burę od matki. Na zachód, aż do wielkiego hotelu uzdrowiskowego Hartenstein, ciągnęły się lasy, łąki i teren rekreacyjny – park sportowy Hartenstein, doskonałe miejsce dla szalejących na dworze dzieci.

Mała Adriaantje wykazywała ożywienie jedynie w towarzystwie braci. Poza tym była nieśmiała, wrażliwa i bardzo cicha. Nie lubiła, gdy któreś z rodziców wyjeżdżało, ponieważ zaburzało to sferę komfortu, jaką zapewniał jej dom w Brukseli. Ojciec wydawał jej się bardzo zabawny. Lubił przebywać na świeżym powietrzu, uczył ją jazdy konnej, opowiadał wiele na temat koni. Zabierał ją także na loty szybowcem – szybowanie było bardzo modne w latach trzydziestych, zwłaszcza w Niemczech. „Audrey często przywoływała nieliczne wspomnienia związane z ojcem – powiedział jej syn Sean. – Pamiętała bardzo wyraźnie, jak razem szybowali, jak słyszała szum wiatru w uszach i miała poczucie, że naprawdę lata”.

Kiedy skończyła pięć lat, zaczęła zdawać sobie sprawę, że ojciec sporo wyjeżdża, a gdy wraca, rodzice często się sprzeczają. Ich kłótnie źle na nią wpływały: miewała napady lęku i ataki astmy. Potem oboje rodzice zaczęli dużo podróżować, pozostawiając Adriaantje i jej braci w Oosterbeek z opa i oma.

W tym okresie Joseph i Ella spędzali coraz więcej czasu w Londynie, gdzie oboje dostali się pod wpływ sir Oswalda Mosleya, byłego ministra, a obecnie przywódcy Brytyjskiej Unii Faszystów. Hitler był w Niemczech niezwykle popularny dzięki podniesieniu z upadku niemieckiej gospodarki. Pod względem ekonomicznym Niemcy wysunęły się na czoło w świecie ogarniętym kryzysem po krachu 1929 roku. Wraz z odrodzeniem Niemiec nadeszła fala nacjonalizmu, napędzana okrzykami Hitlera o wyższości rasy aryjskiej i nienawiścią do tych, którzy nie są „czystej niemieckiej krwi”.

Do Anglików wojowniczy przekaz Hitlera docierał przez usta Mosleya, bo kryzys nadal przyduszał wyspiarzy i w gospodarce nie było żadnych tendencji zwyżkowych, w przeciwieństwie do tego, co działo się w Rzeszy. Hitler dostrzegał możliwość wprowadzenia faszyzmu do Anglii. Szczerze podziwiał i szanował Brytyjczyków za ich historię i stworzenie światowego imperium. Jak zwykle przebiegły, Führer umiejętnie zachęcał do działania Mosleya, a ta ideologia znajdowała oddźwięk u wielu przedstawicieli klas wyższych, których majątek został uszczuplony przez ekonomiczny zamęt panujący w ostatnim dziesięcioleciu.

Wiece w Hyde Parku przyciągały tysiące ludzi. Całe tłumy przychodziły posłuchać odzianego zawsze na czarno Mosleya, wygłaszającego mowy o potencjale narodowego socjalizmu, który może wyprowadzić Anglię z mroku. Od dawna używał pierwszej wojny światowej jako linii demarkacyjnej, która oddziela nazbyt uprzejmego „przedwojennego” polityka od bezczelnych „powojennych” braci. Obecnie Mosley pomstował na korzystanie z zagranicznej siły roboczej i jej wyniszczający wpływ na brytyjską gospodarkę. Odważył się nazwać największe zagrożenie: „To siła, której służy partia konserwatywna, partia liberalna, a także partia socjalistyczna – powiedział. – Siła, która zdominowała Wielką Brytanię od czasu wojny (…) siła międzynarodowej żydowskiej finansjery!”.

Masy, które rozpaczliwie szukały wyjaśnienia swego niedostatku, uhonorowały Mosleya, człowieka w czerni, wyciągając ręce w nazistowskim pozdrowieniu.

Były tam córki lorda Redesdale (Davida Freemana-Mitforda) i lady Redesdale (Sydney Bowles). Większość z sześciu sióstr Mitford, mieszkających w Swinbrook House w północno-zachodnim Londynie, została fankami nazizmu, co było dość modne w ich środowisku w latach 1934 i 1935. Za nimi wciąż łaziła koleżanka z towarzystwa, nazywana nieco lekceważąco „Heemstra”. Najbardziej olśniewająca spośród sióstr Mitford, Diana, wzięła sobie równie olśniewającego nazistę, zwolennika Mosleya, na kochanka, a później za niego wyszła. Najmłodsza z Mitfordówien, zbuntowana nastolatka Unity, pojechała do Monachium i zaczęła prześladować samego Führera.

Joseph i Ella byli bardzo zaangażowani w znajomość z siostrami Mitford, oczarowani Mosleyem, potem Hitlerem, a zwłaszcza koncepcją nazizmu. Ella, ze swojej perspektywy kontynentalnej baronessy mieszkającej w Belgii, napisała dla gazety Brytyjskiej Unii Faszystów, „The Blackshirt”, krótki esej o radościach płynących z nazizmu. Mosley, w dowód wdzięczności, zaprosił Ellę i jej męża na fetę swojej partii, by mogli obserwować Führera i podróżować po Niemczech. A zatem pobyt Adriaantje i jej braci w willi Roestenburg w Oosterbeek został przedłużony o kolejny miesiąc.

Kiedy podróżujący brytyjscy faszyści przyjechali do Monachium, dowiedzieli się, że młoda Unity Mitford zwróciła na siebie uwagę samego Hitlera w jego ulubionej restauracji Osteria Bavaria. Ochroniarze sprawdzili Unity i gdy okazało się, że jest Brytyjką i arystokratką – a więc pochodzi z klasy społecznej, do której Hitler aspiruje – Führer zaprosił ją do swojego stolika. Wiosną była już na takiej stopie znajomości ze swym uwielbianym Führerem, że mogła zapewnić dostęp do niego siostrom Mitford – a także Elli i Josephowi – i wszyscy uścisnęli dłoń człowieka cieszącego się największym zainteresowaniem na świecie; wkrótce „Time” miał go wybrać na Człowieka Roku 1938.

Diana Mitford wspominała: „Rozumie się samo przez się, że podczas tych spotkań widywałam Hitlera zupełnie innego niż ten człowiek ogarnięty demoniczną energią, który zmienił oblicze Niemiec”. W autobiografii wyznała: „Prawda jest taka, że w prywatnym życiu był wyjątkowo czarujący, mądry i oryginalny i wzbudzał sympatię”.

Ella nie posiadała się z radości, że poznała osobiście Hitlera i była świadkiem odrodzenia Niemiec. Widziała nie tylko formacje wojskowe i swastyki, lecz również zadziwiające autostrady i kwitnące fabryki. Jednakże, jak miała się dowiedzieć nieco później, wyprawa Josepha do Niemiec z Brytyjską Unią Faszystów była czymś więcej niż wycieczką objazdową. Był to środek prowadzący do celu.

Wkrótce po tym, jak Joseph i Ella zabrali dzieci z Oosterbeek i wrócili do Brukseli, Joseph opuścił rodzinę – ku przerażeniu zarówno matki, jak i córki. Według jednej opowieści, Ella przyłapała Josepha w łóżku z nianią, według innej, baron wygnał Rustona i zagroził, że poda go do sądu za opróżnianie kont bankowych. Trzecia wersja mówi, że królowa Wilhelmina nakłoniła swego przyjaciela barona, by uciszył Ellę, ponieważ holenderska baronessa nie powinna się mieszać w nazistowskie wybryki. Cokolwiek się stało, musiała nastąpić jakaś scena – jakieś szokujące zdarzenie, które na dobre rozbiło rodzinę.

Audrey będzie później twierdzić, że w wyniku tej traumy Ella posiwiała w ciągu jednej nocy, co mogło być obserwacją dziecka, gdy matka przestała sobie farbować włosy. Zaangażowanie emocjonalne Elli było wyraźne i wcale nie chciała rezygnować z partnera, choć nie mogła na nim polegać. W swojej autobiograficznej powieści, którą napisała w późniejszych latach życia, Audrey nawiązywała do Rustona, pisząc o kimś, kto mówił o Elli: „Była bardzo oddana mężczyźnie, którego kochała. I nawet gdyby się na nim zawiodła, gdyby okazało się, że jest inny, niż sądziła, gdyby inni ją przed nim ostrzegali, spodziewam się, że by powiedziała: «Wiem, ale nadal chcę w niego wierzyć»”.

Córka i inni przekonali się, że Ella była o wiele bardziej zrozpaczona, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać; przyjaciele obawiali się, że może się targnąć na swoje życie. Wiele lat później Audrey powiedziała o matce: „Całymi dniami płakała. Myślałam, że nigdy nie przestanie”. Widok tak załamanej matki, której siły nigdy nie kwestionowała, sprawił, że sześcioletnia Adriaantje była „przerażona. Mówisz sobie: «Co się ze mną stanie?». Grunt usuwa ci się spod nóg”. Audrey zawsze będzie powtarzać, że było to najbardziej traumatyczne wydarzenie jej życia.

Konsekwencje tego porzucenia w dzieciństwie dadzą o sobie znać w przyszłości Audrey, nie tylko w kolejnych tygodniach i miesiącach, ale też potem, w latach, gdy odnosiła sukcesy. „Nie boję się stwierdzić, że coś z tych uczuć pozostało we wszystkich moich związkach”, powiedziała.

Od czasu do czasu w wywiadach, których udzielała, będąc już gwiazdą Hollywood, a później ambasadorką UNICEF-u, wracała do tego tematu, do porzucenia przez ojca, gdy miała sześć lat: „Myślę, że porzuconym dzieciom jest czasem ciężko – powiedziała. – Nieważne, kim są. To okropna męka dla dziecka. Nie rozumieją, na czym polega problem. Dzieci potrzebują obojga rodziców, by móc zachować w życiu równowagę emocjonalną”.

Ella próbowała jakoś się pozbierać. Jednak zachowała żywe zainteresowanie nazizmem i napomykała, że ma nadzieję na pogodzenie się z Josephem, ponieważ sprawił, że stała się osobą kompletną. Zaczęła gorączkowo planować powrót do Niemiec z Mitfordównami na kongres partii w Norymberdze we wrześniu 1935 roku. Gdy Joseph przeniósł się do Londynu, oświadczył, że chce, by jego córka kształciła się w Anglii, więc Ella postanowiła posłać Adriaantje do prywatnej szkoły w Elham, wiosce w hrabstwie Kent na południe od Canterbury, niedaleko od Dover, na południowo-wschodnim krańcu wyspy. Miejsce to Rustonowie odwiedzali w czasie wakacji.

Ta decyzja oszołomiła nadmiernie wrażliwe dziecko. Alex i Ian, obecnie piętnasto- i jedenastoletni, zostali wysłani do Hagi, gdzie zamieszkali u krewnych. Nagle mała dziewczynka znalazła się wśród obcych, w innym kraju, setki kilometrów od domu. Nigdy do końca nie otrząśnie się z tego szoku separacji ani tak naprawdę nie poradzi sobie z działaniami swojej matki w nadchodzących tygodniach, miesiącach i latach.

3

Wygnanie

Audrey wspominała później: „Chodziłam do małej prywatnej szkoły w Anglii, bo w tamtym czasie mieszkaliśmy w Belgii, a moja matka uważała, że powinnam rozmawiać po angielsku i być wychowywana jak angielskie dziecko”. Bądź co bądź, była córką brytyjskiego obywatela, a w związku z tym Brytyjką z urodzenia, chociaż przyszła na świat w Belgii. Jednak wyjaśnienie Audrey potwierdza teorię, że Ella obmyślała, jak by tu zejść się z mężem. Później Ella będzie twierdziła, że separacja z Rustonem zakończyła jej zainteresowanie nazizmem, ale drugi artykuł napisany przez baronessę van Heemstra dla Brytyjskiej Unii Faszystów dowodzi, że prawda była zgoła inna. Wygląda na to, że Ella uważała siebie za obywatelkę świata, która nie przynależy do żadnego narodu. Owszem, urodziła się w Holandii, ale przez dziesięć lat podróżowała po świecie, mieszkała w Belgii i Anglii, kochała Niemcy i mówiła płynnie po niemiecku.

Wynajęła stary ceglany dom, zwany Orchard Cottage, na wąskiej Duck Lane tuż przy ryneczku w Elham, wiejskiej miejscowości, nad którą górował anglikański trzynastowieczny kościół pod wezwaniem Marii Panny. Stał po drugiej stronie ulicy, przy której obecnie mieszkała Adriaantje, widoczny z każdego okna. Niebawem Ella wyjechała do Norymbergi, gdzie siedziała zauroczona na Polu Zeppelina, a także chodziła w inne miejsca, w których odbywał się doroczny Reichsparteitag, tygodniowy militarystyczny spektakl Hitlera. Bez oporów słuchała, jak proklamuje się nowe prawa wycelowane w Żydów, których uznano za „obcych”. Te prawa przypieczętowały los Żydów i świata, umożliwiły to wszystko, co nastąpiło później. Ówczesne postępowanie Elli będzie miało niszczący wpływ na jej córkę.

Oto słowa Elli na temat niemieckiej parady wojskowej: „Widok ich bezbrzeżnego entuzjazmu, kiedy to maszerują w niezliczonych formacjach, wznosząc ręce, by pozdrowić swego ukochanego Führera, Adolfa Hitlera, jest nad wyraz inspirujący. Hitler ma magnetyczną i niezwykle czarującą osobowość, która w pełni odzwierciedla duchowe aspiracje tych silnych ludzi”.

Z Norymbergi Ella udała się na południe, do Monachium, gdzie Unity Mitford zastała „Heemstrę” zaczajoną w Osteria Bavaria, w oczekiwaniu na Hitlera. Ella siedziała ze swoim towarzyszem podróży i kochankiem, brytyjskim dziennikarzem Michaelem „Mickym” Burnem, oraz chłopakiem Unity, Erichem Widmannem z SS. W liście do swojej siostry Diany, z dziewiętnastego września 1935 roku, Unity napisała: „Namówiłam ich, żeby usiedli w ogródku, a sama usiadłam samotnie w środku” – żeby Hitler, kiedy wejdzie, zauważył ją i tylko ją. Chwilę później Führer się zjawił i zaprosił Unity do stolika.

O tym monachijskim etapie podróży Ella napisała: „Przez cały czas, kiedy tam byłam, nie słyszałam ani jednego opryskliwego słowa. Tamtejsi ludzie nie wiedzą, co to ospałość, są czujni, pełni zapału i życia. Są szczęśliwi; są zadowoleni i cieszą się, że mogą żyć dla chwały lepszej przyszłości”.

Dziewczynce znanej mieszkańcom Elham jako Audrey Ruston, a częściej jako „mała Audrey”, życie wcale nie wydawało się barwne, inspirujące ani szczęśliwe. Ojciec był oderwany od rodziny, matka wyjechała, a od ukochanych braci, Alexa i Iana, oddzielało ją Morze Północne. Została zapisana wraz z trzynastką innych uczennic do prywatnej szkoły, która mieściła się w stojącym przy rynku budynku z czerwonej cegły. Program nauczania realizowały cztery niezamężne guwernantki: kierowniczka Alice Catherine Rigden oraz jej siostry, Norah Mabel, Maria Amelia i Blanche Henrietta.

Nauczycielka muzyki i angielskiego, Norah Mabel Rigden, nawiązała wyjątkową więź z małą dziewczynką na wygnaniu z kontynentalnej Europy, a oba przedmioty, muzyka i angielski, staną się fundamentem hollywoodzkiej kariery Audrey niemal dwadzieścia lat później.

Wynajęty domek przy Duck Lane należał do rodziny Butcherów, a Mary Butcher opiekowała się Adriaantje, kiedy Ella przebywała na kontynencie. Po wyjściu z domu uczennica musiała tylko skręcić w prawo, a potem znów w prawo na placu, i już po trzydziestu sekundach wchodziła do szkoły – co było bardzo dogodne, zważywszy na częste deszcze i mgłę, napływające znad kanału La Manche, który znajdował się zaledwie osiem kilometrów na południe, oraz znad Morza Północnego, które zaczynało się niewiele dalej na wschodzie. Jednak Adriaantje nie pędziła do szkoły radośnie. Nie lubiła procesu edukacji – i nigdy go nie polubi.

„Lubiłam dzieci i nauczycielki – powiedziała w wywiadzie, jakiego udzieliła podczas kręcenia Rzymskich wakacji – ale nigdy nie lubiłam samego uczenia się. Byłam bardzo rozkojarzona, nie potrafiłam siedzieć godzinami w jednym miejscu i się uczyć. Sprawiało mi przyjemność uczenie się przedmiotów, które lubiłam – zawsze uwielbiałam historię, mitologię i astronomię – ale nienawidziłam wszystkiego, co miało związek z arytmetyką i tym podobnymi rzeczami. Szkoła sama w sobie wydawała mi się bardzo nudna i cieszyłam się, gdy lekcje dobiegały końca”.

Peggy Baker, nieco starsza od Audrey, mieszkająca w sąsiednim domu na Duck Lane, powiedziała, że nowa dziewczynka „wydawała się bardzo samotna, zwłaszcza w czasie długich wakacji”. Baker widziała też wyraźnie jej lęk przed opuszczeniem, wywołany odejściem ojca: „Nasze ogrody sąsiadowały ze sobą, a ona ciągle mnie wołała”. W tym okresie – pod koniec 1935 i na początku 1936 roku – Audrey zaczęła przybierać na wadze i wkrótce stała się smutną, zamkniętą w sobie dziewczynką o pyzatej buzi, już dość wyrośniętą i coraz grubszą, obgryzającą paznokcie i skarżącą się na silne migreny. Niekiedy miewała również ataki astmy, które wprawdzie nie zagrażały jej życiu, ale były niepokojące.

W tym czasie zaczęło się postępowanie rozwodowe i Ella usunęła się w cień. Po publikacji jej ostatniego artykułu pod tytułem W Norymberdze w „The Blackshirt”, we wrześniu 1935 roku, nie wypowiadała się już publicznie o narodowym socjalizmie. Z punktu widzenia barona i całej rodziny van Heemstra, holenderska obywatelka Ella zachowywała się lekkomyślnie i robiła z siebie widowisko. Owszem, baron był proniemiecki i pełniąc funkcję gubernatora Gujany Holenderskiej, robił podchody do niemieckich przemysłowców. Owszem, Niemcy są bliskimi kuzynami Holendrów, a dom rodu van Heemstra w Oosterbeek znajdował się w pobliżu niemieckiej granicy. Jednak już przed 1937 rokiem krążyło wiele opowieści o niemieckich brunatnych koszulach i bojówkach SS, które atakowały Żydów na ulicach wielkich miast. Cała Europa niepokoiła się przygotowaniami Hitlera do wojny i mogącą nastąpić wkrótce ekspansją niemiecką. Piękne, pozytywne wrażenie, jakie wywarły Niemcy w sierpniu 1936 roku, kiedy Berlin był gospodarzem letnich igrzysk olimpijskich, zmieniało się w złowieszcze przeczucie, od kiedy znicz olimpijski opuścił Rzeszę.

W archiwach brak śladów aktywności Elli z lat 1936–1938, wiadomo tylko, że na rok zakwaterowała synów u rodziny Cohen Stuartów, mieszkającej w Hadze przy ulicy Beverningkstaat 38. Pomimo braku informacji o tym okresie życia Elli znane szczegóły z lat 1939–1940 wskazują na to, że nadal angażowała się w działalność proniemiecką i utrzymywała kontakty towarzyskie z Niemcami.

Starsi mieszkańcy Elham pamiętają jeszcze, jak baronessa van Heemstra przyjeżdżała w odwiedziny do córki i zostawała na dwa, trzy tygodnie, czasami przywożąc ze sobą jednego albo obu synów. Im częściej Adriaantje widywała matkę i braci, tym lepiej znosiła swoje życie na angielskiej wsi. W tym czasie należała do miejscowej drużyny Brownie, czyli zuchów, i w roku 1937, w wieku ośmiu lat, brała udział w przedstawieniu Humpty Dumpty, grając dworzanina. Ostrzyżona na pazia, nadal była wyższa od innych dziewczynek i miała skłonność do przejadania się.

Potem, kiedy częściej widywała braci, uwielbiała bawić się z Alexem, Ianem i Peggy z sąsiedztwa w ruinach miejscowej cegielni. We wspomnieniach Audrey z tego okresu nie ma żadnych wzmianek o odwiedzinach ojca, choć pewnie musiał przyjeżdżać, bo inaczej przecież nie wysłano by jej do Anglii ani nie spędziłaby tam ponad czterech lat. Jednak ojciec Audrey był i pozostał podejrzanym osobnikiem. Pod pretekstem pracy dla European Press Agency wiele podróżował na rzecz Trzeciej Rzeszy i zajmował się praniem pieniędzy, poza innymi nielegalnymi działaniami. Praktycznie rzecz biorąc, ojciec Adriaantje został agentem niemieckim i zwrócił na siebie uwagę MI5, brytyjskiego wywiadu. Kiedy się zorientował, że MI5 ma na niego oko, po prostu zniknął.

Ośmiolatka słyszała zapewne nazwisko Hitlera, które przewijało się w rozmowach dorosłych. Jednak, jak Audrey zawsze mówiła: „Dziecko to dziecko”. A w życie tego dziecka wkroczyła teraz i zawładnęła nim nowa osoba: Norah Rigden, która zainteresowała małą Rustonównę tańcem.

„Zakochałam się w tańcu – mówiła później Audrey. – Pewna młoda tancerka przyjeżdżała raz w tygodniu z Londynu i dawała lekcje baletu. Uwielbiałam to, wprost uwielbiałam”.

Joan Hawkins, koleżanka Adriaantje, powiedziała: „Jeśli cokolwiek ją wyróżniało, to lekcje baletu, na które jeździła do Folkestone”. Jeżdżąc krętymi drogami kilka kilometrów na południe od Elham, do znacznie większego Folkestone, portowego miasta nad kanałem La Manche, dziewczynka z Belgii brała lekcje baletu u londyńskiej baleriny.

W maju 1938 roku, gdy Adriaantje kończyła dziewięć lat, Joan Hawkins wzięła udział w przyjęciu urodzinowym, które Ella wyprawiła córce w miejscowym domu ludowym. „Zapamiętałam głównie taśmę, którą jej matka rozciągnęła wzdłuż ściany. Były do niej poprzypinane małe upominki. Baronessa podprowadzała do niej dzieci z zasłoniętymi oczami, by po omacku odnalazły swój prezent. Ale wydawało mi się, że sterowała każdym dzieckiem tak, by wzięło prezent, który dla niego przeznaczyła. W ten sposób nami manipulowała”.

Tego lata Ella zabrała trójkę swoich dzieci w dwumiesięczną podróż do Włoch. „Odwiedzili swoich przyjaciół Colonnów”, powiedział Luca. Na zdjęciach widzimy troje młodych na lotnisku, skąd wylatywali dwupłatowcem z don Mariem Colonną, księciem Rignano, który „jeszcze tego lata, w lipcu, rozbije się samolotem”.

Na zdjęciach Adriaantje wygląda na szczęśliwą. W Elham miała przyjaciół i lekcje tańca, relacja z matką się poprawiała, czasami odwiedzał ją mało uchwytny ojciec. Tymczasem Europa drżała za każdym razem, gdy rosnące w siłę imperium niemieckie prężyło muskuły. W marcu 1938 roku Niemcy ogłosiły Anschluss, czyli „przyłączenie” Austrii; w październiku wojska niemieckie przekroczyły czeską granicę i zaanektowały Kraj Sudetów, w listopadzie była Kristallnacht, czyli „noc kryształowa”, pogrom, który rozpoczął otwarte prześladowania Żydów w Niemczech. W marcu 1939 roku wojska niemieckie stanęły na progu Czechosłowacji, która od razu się poddała.

Widząc, co się dzieje w Europie, Ella wystąpiła o zezwolenie na pobyt Audrey w Holandii – jedna mniej troska na przyszłość. Ella zdążyła się już przenieść z Brukseli do willi rodziców w Oosterbeek, gdzie zabrała też Alexa i Iana. Wszyscy przebywali w przestronnej willi, wraz z najmłodszą siostrą Elli, Arnoudiną. Ella i piątka jej rodzeństwa starali się teraz być jak najbliżej matki, która ciężko chorowała i była od miesięcy przykuta do łóżka. Elbrig, baronessa van Asbeck, matka Elli i babcia Adriaantje, zmarła dwudziestego ósmego marca 1939 roku, w wieku sześćdziesięciu pięciu lat.

Owdowiały baron van Heemstra – opa Adriaantje – sprzedał willę Roestenburg w Oosterbeek rodzinie Kristensenów. Był to dom w lesie, nieopodal hotelu Tafelberg, gdzie Adriaantje i jej bracia tak wspaniale się bawili w poprzednim dziesięcioleciu. Baron przeniósł się kilka kilometrów na wschód, do wynajętych pokoi w zamku Zijpendaal, osiemnastowiecznym dwupiętrowym budynku z czerwonej cegły, stojącym w parku Sonsbeek, wśród zalesionych wzgórz ponad Arnhem. Córka barona (i starsza siostra Elli) Meisje oraz jej mąż Otto, książę van Limburg Stirum, również przenieśli się do wynajętego apartamentu w zamku Zijpendaal, by dotrzymać baronowi towarzystwa.

Zijpendaal albo „de Zijp”, jak go nazywano, zapewniał dogodną lokalizację, jeśli chodzi o zajęcia barona i jego życie towarzyskie w Arnhem, i dobrze się prezentował jako siedziba utytułowanej rodziny. Nestor rodu van Heemstra był prezesem zarządu lokalnego szpitala, Diaconessenhuis, udzielał się też bardzo na niwie dobroczynności. Baron był przekonany o tym, że holenderska arystokracja jest zobligowana do niesienia pomocy gorzej sytuowanym członkom społeczeństwa, i zaszczepił podobne zasady swoim dzieciom. Związki jego rodziny z domem panującym dynastii Orańskiej-Nassau pozostały silne – młodsza siostra Elli, Marianne, baronessa van Heemstra, została damą dworu księżniczki Juliany, córki królowej Wilhelminy.

Skończyła się pewna era – pobytu rodziny van Heemstra w Oosterbeek – i zaczęła kolejna, gdy Ella dołączyła do ojca, trzech sióstr i brata w Arnhem. Przed dziesiątymi urodzinami Adriaantje, w maju, rozwód Elli i Josepha został sfinalizowany i Ella z chłopcami przeprowadziła się do parterowego szeregowego domu przy Sickeszlaan 7, na wzgórzu tuż za parkiem Sonsbeek, ponad centrum Arnhem. Ella zaczęła rozważać przeniesienie tu z hrabstwa Kent córki, ale Adriaantje tak lubiła swoje lekcje baletu, że Ella zrezygnowała z tego pomysłu.

W sierpniu Niemcy i Związek Radziecki podpisały pakt o nieagresji, który dawał Hitlerowi wolną rękę co do ataku na Polskę. Atak nastąpił pierwszego września, a kilka dni później Wielka Brytania, sojusznik Polski, wypowiedziała Niemcom wojnę. Bomby mogły spaść na Anglię w każdej chwili, a Adriaantje przebywała w hrabstwie Kent, na głównej trasie przelotu niemieckich bombowców zmierzających nad Londyn. Spanikowana Ella skontaktowała się z byłym mężem, który przyznał jej rację, że najlepiej będzie, jak ich córka powróci do Holandii. Ella przekonała go argumentem, że ćwierć wieku wcześniej, w poprzedniej wojnie, Niemcy nie wkroczyli do jej kraju. Zresztą spotkała osobiście Hitlera i uważała, że zna tego człowieka – nigdy nie wysłałby uzbrojonych ludzi w tak spokojne, neutralne miejsce.

Mając zgodę Rustona, Ella zwróciła się do rządu brytyjskiego o pozwolenie na powrót Adriaantje do Holandii. Uzyskała je dopiero czternastego września. Ella umówiła się telefonicznie z opiekunką Adriaantje, Mary Butcher, że ta spakuje dziewczynkę i odprowadzi ją na pociąg. Koleżanka szkolna, Joan Hawkins, ze zdziwieniem ujrzała, że jej przyjaciółka, ubrana w strój podróżny, wsiada do samochodu i odjeżdża. Nie było nawet chwili, by się pożegnać, i następnym razem Joan zobaczyła Audrey dopiero na srebrnym ekranie.

Butcher zabrała dziewczynkę prosto na stację w Folkestone i wsadziła ją w pociąg jadący do Londynu. Tam czekał na nią ojciec i zawiózł ją na lotnisko Brighton Hove and Worthing, które zaczęło obsługiwać loty KLM po wypowiedzeniu wojny Niemcom.

„Nadal było tam kilka holenderskich samolotów, które mogły latać – wspominała Audrey. – Matce udało się jakoś skontaktować z ojcem i poprosiła, by w Londynie wyszedł po mnie na pociąg, którym przyjadę z Folkestone. Wsadzili mnie do tego jaskrawopomarańczowego samolotu. Wiecie, pomarańcz jest naszym kolorem narodowym, a samolot leciał bardzo nisko. Był to jeden z ostatnich samolotów, jakie odleciały z Anglii. Wtedy po raz ostatni [przed wojną] widziałam ojca”.

Na drogach powietrznych panowało napięcie – niemieckie myśliwce patrolowały niebo nad kanałem La Manche i Morzem Północnym, wypatrując samolotów wojskowych wylatujących z brytyjskich lotnisk. Piloci myśliwców omyłkowo wzięli cywilny samolot KLM DC-3 za wojskowy i go zaatakowali. Po tym wypadku wszystkie DC-3 z floty KLM przemalowano na pomarańczowo, by wyraźnie je oznaczyć jako cywilne. Nawet Audrey zauważyła, że samolot pasażerski, uważany wówczas za ogromny, ponieważ miał dwa silniki i dwadzieścia pięć miejsc, „leciał bardzo nisko” nad Morzem Północnym, gdyż pilot starał się nie przyciągać uwagi patrolujących niemieckich myśliwców.

Jednak udało się: samolot wylądował bezpiecznie na amsterdamskim lotnisku Schiphol, gdzie Audrey powitali Ella i chłopcy. Dwie godziny później, gdy dojechali pociągiem z Amsterdamu do Arnhem, Adriaantje weszła do swojego nowego domu przy Sickeszlaan, by rozpocząć nowy etap życia jako holenderska dziewczynka w neutralnych Niderlandach.

4

Edda

We wrześniu 1939 roku Adriaantje Hepburn-Ruston przyleciała na lotnisko w Amsterdamie jako cudzoziemka. Owszem, miała w pięćdziesięciu procentach krew holenderską – a także angielską i słowacką, po jednej czwartej – ale w czasie swego krótkiego życia jedynie odwiedzała różne siedziby krewnych van Heemstra w Holandii. Teraz na duszy dziewczynki natychmiast, mocno i na stałe, odciśnie się holenderska pieczęć, tak że pod wieloma względami na zawsze pozostanie Holenderką.

Wkrótce miała się przekonać, że bycie Holenderką różni się od bycia kimkolwiek innym. Niegdyś Holendrzy byli panami świata, a zwłaszcza panami żeglugi i handlu, co doprowadziło do rozkwitu Holenderskich Indii Wschodnich z jednej strony globu i tętniącego życiem Nowego Amsterdamu, później nazwanego Nowym Jorkiem, z drugiej. Osiągnęli bardzo wysoki poziom sztuki, wydając „mistrzów holenderskich”, takich jak Rembrandt i Vermeer, a później van Gogh.

Jak ujęła to Audrey: „Holandia była godnym podziwu krajem, od wczesnych wieków po dziś”.

Holendrzy byli religijnymi ludźmi, przeważnie protestantami, ale mieli też u siebie spory procent żarliwych katolików. Wiedli pracowite życie, wręcz wypełnione harówką, dbali o ubrania, nosząc je aż do zdarcia, mówili wprost, co myślą, przychodzili przed czasem na umówione spotkania, mieli przesadnie czysto w domach, jedli dobrze, ale nie marnowali ani okruszka, i byli bardzo sprawni fizycznie, bo po tym wyjątkowo płaskim kraju wszyscy wszędzie jeździli na rowerach. Właściwie Holandia była jedynym krajem, który wciąż powiększał swoje terytorium bez wdzierania się na ziemie sąsiadów. Niezwykli Holendrzy wykorzystali moc wiatraków, by osuszyć morze i trzymać je na dystans, za tamami i groblami, dzięki czemu uzyskali żyzne pola uprawne, tak zwane poldery. Zrobili użytek z siły wody, tworząc sieć kanałów, które uzupełniały system rzeczny, umożliwiając transport żywności i innych towarów. A przede wszystkim Holendrzy nie przechwalali się swoimi osiągnięciami, choć wiedzieli, że mają najlepszy kraj na ziemi. To fakt, rzeczywiście tak było.

Arnhem, miasto, które miało stać się nowym domem Adriaantje, było niegdyś średniowieczną fortecą, wartą natarcia i zdobycia, jak dowiedli Burgundowie, Hiszpanie, Holendrzy, Anglicy i Francuzi, którzy w różnym czasie ją posiadali – albo przynajmniej walczyli o to. Arnhem jest najbardziej niezwykłym holenderskim miastem, ponieważ częściowo rozpościera się na wzgórzach, które schodzą przez centrum, położone na płaskim terenie, do brzegów rzeki Ren. Zamożni holenderscy przedsiębiorcy, którym dobrze się powodziło w Indiach Wschodnich, wrócili do Arnhem i otaczających je miasteczek, by pobudować sobie okazałe wille na czas emerytury, więc w Arnhem co rusz spotykało się eleganckie zakątki. Opa Audrey nie zgromadził wielkiego majątku, bo przez całe życie pracował jako prawnik albo na stanowiskach rządowych. Bycie holenderskim arystokratą nie oznaczało noszenia korony, lecz polegało na dawaniu innym ludziom przykładu i pomaganiu tym, którym się gorzej wiodło. Tak więc były burgemeester Arnhem i gubernator Gujany Holenderskiej wiódł spokojne i dość skromne życie, reprezentując ród van Heemstra, który miał imponującą historię, wydał wielu przywódców i służył narodowi.

„Przede wszystkim, wcale nie byliśmy zamożni”, powiedziała Audrey w 1990 roku, powtarzając to po raz enty. Przypuszczenia co do fortuny, związanej z tytułami matki i dziadka – baronessy i barona van Heemstra – wysuwano, od kiedy gazety zaczęły się rozpisywać o nowej gwieździe Broadwayu, Audrey Hepburn, w związku z premierą Gigi. Niełatwo było rozzłościć Audrey w wywiadach, ale akurat ten temat zawsze wyprowadzał ją z równowagi. „Moja matka nie miała złamanego grosza. (…) Rodzice rozwiedli się, kiedy miałam dziesięć lat, a mój ojciec zniknął, i tyle. W ogóle nie mieliśmy pieniędzy”.

I rzeczywiście nie mieli. Z powodu wstąpienia barona do służby państwowej oraz potrzeb szóstki jego dzieci stopniowo topniały wpływy ze sprzedaży różnych rodzinnych posiadłości, a więc pod koniec lat trzydziestych nic już z nich nie zostało. Kilkunastu biografów Audrey Hepburn czyniło aluzje do Huis Zijpendaal, zamku barona van Heemstra w Arnhem, jakby był jego własnością. Pisali, że Audrey urodziła się „ze srebrną łyżeczką w ustach”. Ella rzeczywiście zatrudniała nianię w Belgii i gosposię w Arnhem, ale na tym kończyły się rodzinne luksusy. Po zamieszkaniu w Arnhem Ella pracowała, by zarobić na życie i wynajęcie małego domku w mieście. Ojciec Elli żył z rządowej emerytury i wynajmował dla siebie pokoje w Zijpendaal po sprzedaniu willi Roestenburg w Oosterbeek, gdy został wdowcem, a dzieci były już dorosłe.

Tak więc córka Elli powróciła z wygnania w angielskim hrabstwie Kent. Przyjechała do nowego kraju, w którym mówiono w innym języku. Rodzina van Heemstra oczekiwała powrotu małej Adriaantje, która wysiadła z pomarańczowego samolotu pasażerskiego na lotnisku Schiphol po niespokojnym dniu, kiedy to w pośpiechu opuściła Elham i spędziła krótki czas ze swoim nieuchwytnym ojcem. Potem samolot przeskoczył kanał La Manche i Morze Północne, aż w końcu dziewczynka spotkała się z matką, która mimo długiej rozłąki nawet jej nie przytuliła. Ella wzięła córkę za rękę i poprowadziła ją do pociągu jadącego do Arnhem.

Audrey zawsze przyznawała, że Ella nie była uczuciowa. „Przez długi czas szukałam uczucia i je znalazłam. Była fantastyczną matką, ale pochodziła z określonej epoki. Urodziła się w roku 1900, gdy wpływy wiktoriańskie nadal były silne – obowiązywały wtedy dyscyplina i ścisłe wymogi moralne. Miała w sobie wiele miłości, choć nie zawsze umiała to okazać. I była bardzo surowa. Chodziłam i szukałam kogoś, kto mnie przytuli. I wiecie co? Znalazłam to: u moich cioć, u przyjaciółek. To pozostało we mnie na długo”. Po tym wszystkim, co przeszła tego dnia, mogła oczekiwać, że na lotnisku matka ją przytuli. Tak się nie stało – i było to typowe dla Elli.

Jednak baronessa van Heemstra znakomicie spisywała się w innych sprawach. Po trzech miesiącach od przybycia Audrey Ella znalazła większy dom dla swojej połączonej rodziny – dwupoziomowe mieszkanie, które mieściło się na pierwszym i drugim piętrze nad znajdującą się na parterze kwiaciarnią, przy Jansbinnensingel, jednej z głównych ulic Arnhem. Pod wieloma względami był to najładniejszy bulwar w mieście, a okna mieszkania wychodziły na zielone trawniki i stare fontanny.

W roku 1941 syn Elli, Alex, zaczął się spotykać z dziewczyną z Oosterbeek, Marią Margarethą Monné, a dwa lata później się pobrali. Dziewczyna, nazywana przez bliskich „Miepje”, powiedziała o tym mieszkaniu: „Byłam tam wiele razy. (…) Na dole [na pierwszym piętrze] mieścił się salon i jadalnia, a wyżej sypialnie. Ella pracowała dla ekskluzywnej firmy meblarskiej Pander z siedzibą w Hadze. Jej dom pełnił funkcję salonu wystawowego. Była to mieszanka klasyki i nowoczesności. W pięknej kolorystyce. Wyglądało dobrze. Moja teściowa była bardzo postępowa”.

Praca Elli dla firmy H. Pander & Zonen z Hagi położyła kres spekulacjom na temat bogactwa rodziny van Heemstra. Ella zgodziła się dojeżdżać do pracy pociągiem, a podróż zajmowała jej dziewięćdziesiąt minut w jedną stronę. Wśród licznych interesów firmy Pander było nabywanie mebli w stylu art déco u najzdolniejszych projektantów w Holandii. Pochodzenie Elli i jej gust sprawdziły się tu doskonale, gdyż właśnie meble tej firmy najchętniej kupowała klasa wyższa. To, że Ella urządziła w swoim domu w Arnhem salon wystawowy, świadczy o jej zmyśle praktycznym, bo dzięki temu nie musiała tak często dojeżdżać do Hagi ani płacić za swoje meble.

Dla Elli połączenie się z rodziną było dużą zmianą po tym, jak w latach trzydziestych spędzała czas głównie na zabawie, uganianiu się za nicponiami i szukaniu mocnych wrażeń. Ale oto teraz zbliżała się do magicznej czterdziestki i przyjęła odpowiedzialną rolę matki w świecie stojącym w obliczu wojny, samotnej matki z trojgiem dzieci.

Ostatni towarzysz życia Audrey, Holender Robert Wolders, który znał Ellę w ostatnich latach jej życia, powiedział, że była „ponadprzeciętną kobietą. Niezwykle dowcipną. Wyjątkowo oczytaną, świetnie wykształconą. Jednak nastawioną krytycznie do niemal wszystkich, włącznie z Audrey”. I dodał też, że była „pełna uprzedzeń. Nietolerancyjna”.

Audrey przez większość kolejnych czterdziestu pięciu lat będzie podporządkowywała się woli matki. A matka, oświecona dyktatorka, z jednej strony będzie zaspokajać potrzeby i pragnienia córki, ale z drugiej wzmacniać jej niskie poczucie wartości – wywołane porzuceniem przez ojca.

„Poglądy na życie wpoiła mi matka – mówiła Audrey – dama wyznająca surowe wiktoriańskie zasady. Źle widziane było zawracanie ludziom głowy swoimi uczuciami. Najpierw należało myśleć o innych. Przestrzegać dyscypliny”. Przy innej okazji Audrey wyjaśniała: „Moja matka zawsze pragnęła być użyteczna i nam też powtarzała ciągle: «Trzeba być użytecznym»”. Podejście Elli sprawiło, że córka stała się samotniczką i introwertyczką, polegającą tylko na sobie – i w pewnym stopniu na starszych braciach – a jednocześnie zabiegającą o akceptację otaczających ją dorosłych. Samodyscyplina wpojona przez Ellę będzie legendarną cechą Audrey, którą znano ze skrupulatności i solidności we wszystkich zadaniach, jakich się podejmowała.

Adriaantje, dziesięcioletnia świeżo upieczona Holenderka, która przez pierwsze lata życia była Belgijką, zanim została Angielką, przeżyła po przyjeździe do Holandii ogromny szok kulturowy. A Ella postanowiła, że jej córka musi podawać się za Holenderkę. Dla Elli to było takie nieskomplikowane: „Po prostu bądź Holenderką”.

Ta dziewczynka, która nie miała swojego kraju, teoretycznie umiała rozmawiać po niderlandzku, od kiedy używała holenderskich słów, bywając cichym małym gościem w Oosterbeek. Elli wydawało się całkiem logiczne, że posyła Adriaantje do piątej klasy w szkole numer 21A, Tamboersbosje, znajdującej się nieopodal parku Sonsbeek, za stacją kolejową Arnhem Centraal. By ułatwić córce sprawę, Ella zapisała ją do szkoły jako Eddę van Heemstra.

„Używałam nazwiska matki, bo zwracanie uwagi na fakt, że jestem Angielką, to nie był dobry pomysł”, wyjaśniła Audrey. I rzeczywiście, wielu ówczesnych przyjaciół Elli z Arnhem było Niemcami, niektórzy nawet byli nazistami, a Niemcy znajdowały się w stanie wojny z Anglią. Ella musiała zminimalizować swoje towarzyskie i polityczne powiązania ze wszystkim, co angielskie.

Jednak pomysł z „Eddą” poniósł fiasko. Po ponad trzech latach spędzonych w angielskiej szkole sióstr Rigden, gdzie było niewielu uczniów, Adriaantje/Edda znalazła się w tłumie dzieci, w wielkim budynku, gdzie mówiono tylko po niderlandzku, w języku, którego tak naprawdę nie znała. Była przerażona.

„Pierwszego dnia w szkole usiadłam w swojej małej ławce całkiem oszołomiona – wspominała. – Po lekcjach wróciłam z płaczem do domu. Przez wiele dni wracałam zapłakana”.

Przy innej okazji powiedziała: „Byłam w ogromnej klasie, nie rozumiałam ani słowa, a za każdym razem, gdy otwierałam usta, wszyscy ryczeli ze śmiechu”. Koleżanki i koledzy z klasy nabijali się z jej „strasznego akcentu”.