Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 61
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kazimierz Wiśniak to znacząca postać w świecie kultury Krakowa. Ten wybitny scenograf przez lata był związany z najważniejszymi krakowskimi scenami: Teatrem im. J. Słowackiego, Starym Teatrem i Teatrem Bagatela – dopełniał od strony wizualnej dzieła najważniejszych reżyserów. Lista jego zawodowych dokonań – podobnie jak wyróżnień oraz nagród za nie – jest bardzo długa. Od czasu studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych współtworzył Piwnicę pod Baranami – stawiał tam swoje pierwsze zawodowe kroki i jest związany z tym szczególnym miejscem do dziś.
Świat teatru był jednak tylko częścią zawodowej aktywności Kazimierza Wiśniaka. O tym, jak ważne były dla niego malarstwo, rysunek, grafika, a także poezja, dowiadujemy się z niniejszego eseju biograficznego, do lektury którego serdecznie zapraszam.
prof. Jacek Majchrowski,Prezydent Krakowa
Pogoda czasu niechaj będzie z tobą,
Twego czasu i czasu gwiezdnych zegarów
Pogoda klepsydry…
Jarosław Iwaszkiewicz, Mapa pogody
Wstęp
Kazimierz Wiśniak jest osobą znaną. Nie tylko w Krakowiei nie tylko w Polsce. Dużo o nim napisano, ale przede wszystkim Wiśniak sam o sobie napisał. I dużo opowiedział. To wiedza niemal kanoniczna. Ale czy kompletna? Czy to wystarczy, by sylwetka wybitnego artysty, działającego grubo ponad pół wieku na wszystkich niemal polach sztuki wizualnej i wciąż wzbogacającego swoimi dziełami przestrzeń publiczną, w pełni się ukazała? Lektura istniejących materiałów, odsłaniając coraz to nowe aspekty jego życia ze sztuką splecionego, prowadziła mnie do przekonania, że istnieją lukii niedopowiedzenia, że są pytaniai kwestie istotne, na które nie było odpowiedzi. Z tego niedosytu wyłoniła się zachęta, by zanurzyć się w cudzym pięknie. Warto – pomyślałam – w tych wszystkich małych i dużych zwierciadłach, jakimi są poglądy krytyków i recenzentów, opinie widzów i wypowiedzi przyjaciół oraz kolegów, odnaleźć jakąś prawdę nadrzędną o nim, dotrzeć do sedna jego talentów nie tylko z życiem, alez sobą splecionych, przyłączając się do głosu innych, podpowiedzieć nowe tropy interpretacyjne.
Od razu wyznam: wszystko, co w sztuce Wiśniaka wydaje się proste, takim nie jest. To moje pierwsze odkrycie i źródło zadziwienia. I pierwsza pokusa, by ten paradoks rozwikłać. Z prostoty często rodzi się złożoność, i to właśnie ta osobliwa złożoność w sztuce Wiśniaka przykuła moją uwagę. Chciałabym o niej opowiedzieć na swój sposób, prosząc Czytelnikao wyrozumiałość. Nie jestem teatrologiem, krytykiem sztuki ani recenzentem, nie zajmuję się historią sztuki ani muzealnictwem, ale może właśnie to uchroni mnie od konieczności używania konwencjonalnych chwytów, uczonej retoryki i zawiłego argumentowania. Spróbuję o złożoności mówić w sposób prosty. To wyzwanie.
Odwaga, by pochylić się ponownie i po swojemu nad biografią artysty, brała się z głębokiego przekonania, że wiem coś więcej, a może i lepiej od innych o człowieku, który tak znakomicie zapisał się w kulturalnym życiu kraju, ale przede wszystkim w życiu Krakowa. Łodzianin z urodzenia, krakowianinz wyboru. Już ta „geograficzna” charakterystyka wywołać może odruch ciekawości u każdego, kto zna różnice nie tylko kulturowe tych dwu przestrzeni miejskich. Zresztą sam bohater tej opowieści często w wywiadachz dumą, alei nie bez pewnego zdumienia lubi podkreślać: „Elity Krakowa mnie przyjęły”. Warto dodać, że od samego niemal początku, od czasu studiów w Akademii Sztuk Pięknych, bo to wówczas „Przekrój” łaskawie udostępnił swoje łamy młodemu rysownikowi.
Skąd się wzięły to moje przekonanie i ta odwaga? Ponieważ wiem, jak ważne w kształtowaniu drogi życiowej człowieka jest dzieciństwo. Wiem to z książek i z autopsji. Tak się bowiem złożyło, że nasze dzieciństwo upływało w tej samej przestrzeni: w mieście Łodzi, przy ulicy Przejazd, w drewnianych domach, takich, jakie widzimy w filmie Andrzeja Wajdy Ziemia obiecana. Domki te jakby trzymały się za ręce, a po przejściu sienią jednego lub drugiego prowadziły na podwórko, które było miejscem wspólnym: dorosłym służyło do pracy, dzieciom do zabawy. I to właśnie miejsce stanowi klucz do zrozumienia wielu mniej lub bardziej charakterystycznych przejawów sztuki Kazimierza Wiśniaka, a może także cech charakteru, przyzwyczajeń i zachowań determinujących sukcesy, wzloty, alei momenty zwrotne o charakterze kryzysowym. Moim zdaniem, to na podwórku wszystko się zaczęło. Pojęcie to odnosi się zatem nie tylko do sfery opisu konkretnego miejsca; to zarazem alegoria i metafora scalające wszystkie znaczenia i sensy związane z dzieciństwem jako epoką kreacji własnego „ja” i wykluwania się zdolności. To okres stopniowego odłączania się od środowiska rodzinnego człowieka. Ciągłe „razem” (tu z ojcem, matką, siostramii bratem) powoli rozpada się, tworząc przestrzeń dla własnych, stworzonych na osobności, wyobrażeń o życiu i pracy.
Czytając wypowiedzi Wiśniaka i liczne omówienia jego dzieł, przeżywam coś w rodzajudéjà vu, dostrzegając wszystkie niemal elementy jego późniejszych dokonań w tym, co działo się wtedy, w okresie jego „podwórkowej” działalności. Trudno wykluczyć, że bez okresu podwórka Piwnica pod Baranami byłaby nieco inna, Lanckorona zajmowałaby w biografii Wiśniaka inne miejsce, plenery byłyby źródłem innych natchnień, a co najważniejsze – całkiem inaczej mogła by się układać współpraca z wybitnymi reżyserami. Inna więc mogłaby być historia teatru polskiego. A przecież ileż było olśniewających pięknem oprawy scenograficznej przedstawień i jednomyślnych niemal opinii pochwalnych w reakcjina ekspozycje jego obrazów i grafik. Ile wyrazów wdzięczności w odpowiedzina zachwycające urodą ilustracje książek, zwłaszcza poetyckich, uświetniających ważne imprezy plakatów, zaproszeń, druków ulotnych i ozdobnych winiet dla pism i działów tematycznych. Myślę, że twórca sam nie zawsze wie do końca, choć wydawać by się mogło, że on wie najlepiej, co w jego dziele skąd pochodzi, jaką ma ono genezę i jaki impuls zadziałał, by ono powstało. Nie roszczę sobie prawa do wyrokowania w sprawach tak delikatnej natury, chcę tylko podzielić się moimi supozycjami, jako świadek zdarzeń dziejących się na łódzkim podwórku w czasach dzieciństwa.
Udokumentowanie tezy o roli dzieciństwa i podwórkowej przeszłości w dalszym życiu Kazimierza Wiśniaka będzie wymagało starannej analizy wszystkich splotów jego życia ze sztuką. Chronologia jest więc nieunikniona. Ale w pracowitym życiu scenografa widać wyraźnie tory równoległe, zaangażowania w różne projektyi zajęcia jednocześnie, pożegnania, a nawet radykalne decyzje zerwania, gdy przykładowo diagnoza stanu serca stała się przestrogą dla dalszego utrzymania legendarnego domku w Lanckoronie. Porzucając swoją letnią siedzibę, Kazimierz Wiśniak nie porzucił jednak Lanckorony, wręcz przeciwnie: zaangażował się w większym stopniuw pracę na rzecz lokalnej społeczności. I ten rozdział w życiu Artysty także ma swoją genezę w podwórkowej mitologii dziecięcych zachowań społecznych.
Nieustannie powracam do roli podwórka, ponieważ szukając klucza do późniejszej bogatej twórczości Wiśniaka, klucz ten tam właśnie odnalazłam. Co więcej, uważam, że bez wiedzy o wczesnych latach formowania się go jako człowieka i jako artysty nic do końca wiarygodnego powiedzieć się nie da. Potrzebna jest także rozmowa. Starałam się odzyskać sprawność dialogowania, by usunąć wciąż pojawiające się pytajniki i sprawdzić niepewne hipotezy. Gwarancją powodzenia była jego gotowość do dzielenia się swoją najlepszą wiedzą o czasachi ludziachi o sobie samym w sposób bezpośredni, przyjaznyi szczery. Wszyscy wiemy, że to gościnność i jakie ma ona znaczenie w relacjach międzyludzkich. To cnota nad cnotami i właśnie ona jest jedną z cech, które w osobowości Kazimierza Wiśniaka są obecne. Ona także jest odblaskiem czasów dzieciństwa. Ta gościnność, tylko pozornie prosta, będąc źródłem radości, jednocześnie zobowiązuje do uważności i wyzbycia się pokusy jej nadużywania.
Człowiek, czytając o innym, chce się dowiedzieć jakiejś prawdy mającej związek z powagą życia, z istotnymi motywami jego wyborów życiowych. Laurka będąca miłym podarunkiem może chwilowo zaspokoić miłość własną. Gdybyśmy ją wysłali, adresując:„Radosny Samotnikna Salwatorze”, z pewnością trafiłaby do właściwych rąk. Ale w tym przypadku radość samotnika domaga się wyjaśnienia. Radosny, bo spełniony. A spełniony bo… bywał w krainiepod władzą Erosa. Darzony podziwem, potrzebny i pożądany, był wielką miłością „drugiego”. Im bardziej ukryty jest powiew uczuć tym bardziej przyciąga uwagę. Fascynująca jest tajemnica powabów drugiego i jego związków z innymi, ponieważ pozwala wniknąć w najbardziej istotną i zarazem intymną sferę życia – proces twórczy.
Jest to opowieść o tym, co robił Wiśniak jako artysta, żeby się to innym podobało, a jednocześnie jak pozostawał sobą. Innymi słowy, jak to się działo, że ciekawość ludzką potrafił nie tylko pobudzać, ale i zaspokajać. Budując aurę twórczego wrzenia wokół siebie, umiał ją zachować do dziś, jakby wiedział, że zachwyt to potężna dawka zachęty do życia, pobudzenie najszlachetniejszej próby, wolne od przymusu i nie na rozkaz. Piękno ukrytew dziełach Wiśniaka nie jest przemądrzałe; zostało zbudowane na mądrej prostocie. Nie takie, by „pod korcem” stać miało, ale by do uśmiechu umiało pobudzić i pobudzało, jak to opisane w Williama Blake’a Pieśni niewinności: z fantazją, ale bez sztucznej retoryki.
Chcę o Kazimierzu Wiśniaku opowiadać innym jak przyjaciołom, którzy dużo o