06.02.2024
ZACHOWAĆ POKÓJ I kolejny tom „Lucky Luke’a” Goscinnego trafił na polski rynek. Fajnie, fajnie, bo to kawał świetnej historii, z samego środka dyżuru tego wybitnego scenarzysty nad cyklem, więc już z wszystkimi w pełni wykształconymi elementami, ale jednocześnie bez zmęczenia materiałem. Czyli to, co w „Lucky Luke’u” najlepsze, naganniejsze i w ogóle. No i jednocześnie to, co dobre w europejskim komiksie środka skierowanym dla czytelników w każdym wieku. Co tym razem czeka na naszego kowboja? Tym razem to sam rząd USA prosi go o pomoc w zachowaniu pokoju z Czejenami. A zadanie nie będzie łatwe, tym bardziej, że są ludzie przeciwni temu. Ale przecież i on nie będzie sam… René Goscinny był mistrzem. Geniuszem, który czasem wywoływał kontrowersje, ale jednak geniuszem. Wybitnym twórcą, który potrafił się odnaleźć nie tylko w różnych estetykach, ale i dopasować do tego, co dany współpracujący z nim rysownik lubił najbardziej. Widać to po „Asterixie”, gdzie Goscinny mógł bawić się żartami słownymi i tym podobnymi elementami, widać także po Lucky Luke’u, gdzie dostosował te swoje fabuły bardziej pod humor sytuacyjny, nie wyzbywając się jednocześnie wszystkich najważniejszych cech swej twórczości. i tak oto nawet z prostych i niezbyt zachęcających pomysłów potrafił wydobyć niesamowitą siłę, tak na płaszczyźnie fabuły, jak i humoru. I robi to też tu. No i wszystko to sprawia, że rzecz jest w punkt trafiona. Żarty są dobrze zaserwowane, akcja niezła, tak samo przygody. Znalazło się też miejsce dla żonglowania motywami i satyry, a lekkość całości i znakomite poprowadzenie sprawiły, że połknąłem tom na raz. Jak zawsze zresztą, co tylko przemawia na korzyść „Lucky Luke’a”. Tym bardziej, że trudno nazwać mnie miłośnikiem westernu. A Goscinny właśnie tak potrafił, że nawet to, czego nie lubiłem, potrafiło mnie kupić, a nawet zapewnić niesamowite wrażenia, czy to jak byłem dzieckiem, czy teraz. Scenariusz scenariuszem, wiadomo a szata graficzna? A no tak samo. Odpowiedzialny za nią Morris, ojciec całej serii i twórca postaci najszybszego kowboja na Dzikim Zachodzie, to klasyka i klasa sama w sobie i ten gość, jak zwykle pokazał, że wie, co robi. Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale świetnie do niej pasujący kolor nieodmiennie robią wrażenie od kilkudziesięciu lat. I chociaż od wydania tego albumu minęło już niemal sześć dekad (pierwsze wydanie 1965), nadal robi robotę. No i w zasadzie to tyle. Kolejny dobry tom dobrej serii. Wiadomo, Goscinny ma w swoim dorobku lepsze rzeczy, ale „Luke” nadal wart jest uwagi.
Pokaż więcej
11.02.2024
Kawaleria i Indianie. Jak to często na Dzikim Zachodzie miało miejsce, był on areną starć Indian i amerykańskiej kawalerii. Systematyczne osiedlanie się białej ludności na rozległych preriach prowadziło do nieuchronnych konfliktów, czasem jednak warto było zachować z tubylcami (nawet jeśli tylko na chwilę) pokój. Z taką właśnie pokojową misją został wysłany na zachód nasz ulubiony kowboj, Lucky Luke! Co z tego wyniknęło? Dowiemy się o tym z 27 tomu przygód Samotnego Kowboja pt. "Lucky Luke. Dwudziesty pułk kawalerii". Przed nami kolejny album autorstwa mistrzów komiksu: Morrisa i Goscinnego. Lucky Luke, legenda Dzikiego Zachodu, nie ma chwili spokoju. Zostaje poproszony przez rząd Stanów Zjednoczonych o wypełnienie delikatnej misji – musi doprowadzić do utrzymania pokoju z Czejenami. Samotny Kowboj stawi czoło nie tylko koalicji walecznych plemion, ale też zafiksowanemu na punkcie regulaminu pułkownikowi amerykańskiej kawalerii. Na szczęście będzie mógł liczyć na pomoc pewnego szeregowego żołnierza i – jak zwykle – wiernego Jolly Jumpera. Komiksowa seria o Samotnym Kowboju to legenda sama w sobie. Bardzo wielu z nas się na niej wychowało, inni zachwycili się nią nieco później, a jeszcze innych dopiero to czeka. Nic zatem dziwnego, że - z jednej strony - seria ta jest kontynuowana, a z drugiej strony patrząc, nic nie ma dziwnego w tym, że jej kontynuatorzy starają się oddać i serii i postaci swoisty hołd. Nie zmienia to jednak faktu, że komiksy autorstwa pierwszych twórców w osobach Goscinnego i Morrisa to największa przyjemność ze wszystkich! Humor, gagi, porcja znakomitej rozrywki – to wciąż znaki rozpoznawcze Lucky Luke’a. Szkoda tylko trochę, że tym razem nie uświadczymy Daltonów, ale nie można mieć wszystkiego. Bierzmy to, co jest – a jest kolejny świetny komiks będący wizytówką całej serii. Komiks jak najbardziej na plus. Ta seria to pewien komiksowy kanon - i niech tak zostanie. "I'm a poor lonesome cowboy and a long long way from home..." - ten podpis pod końcowym obrazkiem z Lukiem oddalającym się ku zachodowi słońca na Jolly Jumperze chyba na zawsze pozostanie w kolejnych reedycjach bez zmian ;) I całe szczęście - Lucky Luke to marka sama w sobie, a jej znaki rozpoznawcze powinny pozostać takimi, jakie wszyscy je znają :) Seria „Lucky Luke” została stworzona przez dwie legendy frankofońskiego rynku komiksowego: pisarza René Goscinnego (1926–1977) oraz rysownika Morrisa (właśc. Maurice de Bevere, 1923–2001). Obecnie jest kontynuowana przez innych autorów.
Pokaż więcej