Jak przeżyć rozstanie i zadbać o siebie - Lisa Letessier - ebook + książka

Jak przeżyć rozstanie i zadbać o siebie ebook

Letessier Lisa

3,9

Opis

Prawdopodobnie każdy z nas w życiu doświadczył kresu miłości w związku. Wywołuje to mnóstwo emocji i ma ogromny wpływ na nasze życie. Nie musisz jednak przechodzić przez ten proces samotnie. Psycholog Lisa Letessier towarzyszy ci na kartach niniejszego poradnika w tym trudnym okresie.

Z książki dowiesz się m.in.:

– dlaczego zerwanie powoduje tak ogromne cierpienie i jak sobie z tym poradzić,

– jak stawić czoło negatywnym emocjom,

– w jaki sposób pomóc sobie lub swoim bliskim w tej trudnej sytuacji,

– jak nie popaść w rozpacz i z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Autorka proponuje 12-tygodniowy program, dzięki któremu nie poddając się smutkowi, poradzisz sobie z tym niełatwym doświadczeniem. Poznaj ćwiczenia i techniki, które pozwolą wyjść na prostą, a w relacjach z innymi nie popełniać tych samych błędów w przyszłości.

Zacznij nowy etap życia już dziś!

Lisa Letessier

Jest psychologiem klinicznym. Członek AFTCC (Association Française de thérapie comportementale et cognitive) oraz EMDR. Specjalizuje się w terapii poznawczej i behawioralnej. Zajmuje się m.in. terapią par. Autorka poradnika Kłamstwo w związku. Odejść czy zostać, współautorka książki Les 50 phrases à dire ou ne pas dire à son enfant.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 187

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (18 ocen)
8
3
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: La Rupture Amoreuse
© ODILE JACOB, 2014 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło sp. z o.o., Warszawa 2021
Tłumaczenie: Monika Stachura
Korekta: Barbara Zawiejska
Projekt okładki: Krzysztof Kiełbasiński
Ilustracja na okładce: iStock.com
Wydawnictwo nie ponosi żadnej odpowiedzialności wobec osób lub podmiotów za jakiekolwiek ewentualne szkody wynikłe bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania, zastosowania lub interpretacji informacji zawartych w książce.
Redaktor inicjująca: Blanka Wośkowiak
Dyrektor produkcji: Robert Jeżewski
Wydanie I, 2021
ISBN: 978-83-8132-223-2
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Widok 8, 00-023 Warszawa tel. 22 312 37 12
Dział handlowy:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Konwersja:eLitera s.c.

Rodzicom,

Anny Cohen-Letessier

i Serge’owi Letessier

Przynajmniej raz w życiu każdy z nas doświadczył rozstania. Spowodowany nim ból, przez niektórych opisywany jako prawdziwy dramat, bywa często bagatelizowany przez otoczenie, a nawet samego zainteresowanego czy wreszcie przez terapeutę, do którego się mimo wszystko zwracamy! Ileż banałów można usłyszeć w takiej sytuacji. „Jedna poszła, przyjdzie dziesięć!”, „Znajdziesz innego!” albo „Z czasem wszystko minie!” Tyle że czas jest długi, cierpienie nie do zniesienia, a czasami ból nie mija i się utrwala...

Rozpad związku nie jest czymś, co można traktować lekko, ponieważ wywołuje on złożone procesy psychiczne i może spowodować poważne konsekwencje w przyszłości.

Do pewnych rozstań doszło tak dawno, że zapominamy, iż to właśnie tamta traumatyczna historia doprowadziła do naszej dzisiejszej samotności. Dzieje się i tak, że prawie zawsze trafiamy na osoby, przez które cierpimy i które krok po kroku niszczą nasze poczucie własnej wartości. To kończy się myślami w stylu: „I tak będę sam/sama do końca życia...”, „I tak nigdy nikogo nie spotkam...”, „I tak miłość zdarza się tylko innym...”. Widzisz przyjaciół w związkach, są całkiem szczęśliwi, i zastanawiasz się, jak oni to robią, podczas gdy ty ponosisz porażki. Jeśli jesteś kobietą, to być może odczuwasz dodatkowo tykanie zegara biologicznego, który natrętnie alarmuje: „Uwaga, termin ważności wkrótce upłynie, alert: dziecko”. I to dokłada ci lęków. Mężczyzn także to dotyczy. Nie wyrażają tego w ten sposób, odczuwają inne lęki, ale też cierpią i to cierpienie jest niezrozumiane. Do głowy mogą przyjść im takie myśli, jak: „Nie jestem stworzony do długich związków...”, „Przechlapane...” albo „Za kilka lat będę introwertycznym starym pierdzielem...”. Mężczyźni często charakteryzują się inteligencją racjonalną, logiką. Kiedy nie rozumieją, co się dzieje, jeszcze bardziej ich to przeraża. Potrzebują pojąć, dlaczego nie wracają do równowagi, z czego to wynika, jak to działa; bez tego czują się, jakby nie byli „normalni”.

Globalnie rzecz ujmując, mężczyźni rzadziej niż kobiety proszą o pomoc. Uważają to za oznakę słabości, sądzą, że mogą „załatwić to sami”. Konsekwencje takiej postawy bywają dramatyczne. Bardziej niż przedefiniować swoją tożsamość i zbudować całą gamę emocji, do których nie są przyzwyczajeni; zamiast zastanowić się nad tym, co się zdarzyło – wolą znieczulić się alkoholem albo narkotykami. A tymczasem rodzi się pytanie: „Co jest bardziej odważne? Zaakceptować skonfrontowanie się ze swoimi problemami i bolesnymi emocjami? Czy ich unikać?”. Gdyż niemożność zaakceptowania tego, żeby zwrócić się do kogoś po pomoc, jest unikaniem. Oczywiście nie każdy musi chodzić na terapię po rozpadzie związku, ale umiejętność przyjęcia pomocy jest siłą.

Kobiety i mężczyzn łączy strach przed powrotem do cierpienia. Rozstanie dotyka wszystkich i nie omija żadnej grupy wiekowej. Związany z tym ból może doprowadzić do rozpaczy nie do zniesienia, niezależnie od tego, czy ma się 15 czy 70 lat. Niekiedy powoduje on ciężkie depresje albo epizody potraumatyczne. Rozstanie może również uruchomić stany lękowe, ataki paniki albo w znacznym stopniu zmniejszyć tolerancję na stres. Niektórzy, jak powiedziałam, będą szukać ukojenia w alkoholu, narkotykach albo wykazywać ryzykowne zachowania seksualne.

Istota ludzka nie jest stworzona do samotności. O ile okresy celibatu mogą być korzystne, żeby się odnaleźć, spełnić zawodowo lub osobiście, to moim zdaniem nie da się być w pełni szczęśliwym, będąc całkiem samemu, bez miłości. Miłość odżywia, daje energię. Wyzwala fizjologicznie proces szczęścia. Jej brak to wyzwanie, do którego trzeba podchodzić z należytą powagą.

Ta książka jest po to, by umożliwić ci przeżycie tego trudnego okresu bez ugrzęźnięcia po drodze, pomóc odbić się po bolesnym rozpadzie twojego związku. To przewodnik, który ma ci towarzyszyć i pomagać w doświadczaniu żałoby po zakończonej relacji, z bliskiej lub dalekiej przeszłości, ale i w zrozumieniu, dlaczego ciągle przeżywasz takie same dramaty miłosne. Dzięki zaproponowanemu programowi 12 tygodni będziesz dzień po dniu odkrywać praktyczne techniki, które pozwalają wyjść z kryzysu i nie powtarzać więcej tych samym błędów. Nauczysz się ponadto, jak pomóc bliskiej osobie, siostrze czy przyjacielowi, który z trudem wraca do siebie po rozstaniu. Ale zanim zaczniesz działać i stosować techniki, musisz zrozumieć, co się dzieje, i od tego zaczniemy.

Nie pozostaje mi nic innego niż życzyć ci powodzenia!

Żeby podnieść się po rozstaniu, musisz najpierw zrozumieć, co się zdarzyło w relacji z byłym partnerem, dlaczego wasz związek się nie sprawdził; a także zorientować się, co teraz dzieje się z tobą. Zatem w pierwszej części przyjrzymy się bliżej rozstaniu, żeby je poznać, oswoić, co na późniejszym etapie pozwoli ci lepiej nad tym pracować.

Poczucie, że nie możesz oddychać, że w samym środku klatki piersiowej masz otwartą ranę, jakby wyrwano ci kawałek ciała, jakby rozdarto serce i płuca... Można zapytać: czy to nie lekka przesada? A tymczasem to tylko wierny opis tego, co można poczuć, gdy związek dobiega końca. Zdarza się tak, że zerwanie ujawnia lęki pierwotne, wywołując nieznośne uczucie pustki lub wrażenie nieuchronnej śmierci. Pierwotne lęki, pojawiające się na bardzo wczesnym etapie rozwoju, łączą się z poczuciem integralności ciała, z przeżyciem. Jeśli rozstanie rozbudzi je w osobie, która została porzucona, jej emocje będą bardzo silne.

Przypomnij sobie bohaterkę „Zmierzchu” Stephenie Meyer – znanej powieści, na punkcie której oszaleli nastolatkowie. Opisuje ona swoje uczucia po odejściu pięknego Edwarda: „Wrażenie, jakby ktoś wyciął mi dziurę w klatce piersiowej, naruszając najważniejsze organy i pozostawiając olbrzymie rany na kształt szeroko otwartych warg, które krwawiły mimo upływu czasu, było paraliżujące...”.

Ukochana istota odeszła i świat się zawalił. Wszystkie marzenia, a zwłaszcza poczucie osiągniętej równowagi, się rozpadają. Znikają punkty orientacyjne i wszystko trzeba zaczynać do nowa. Nawet jeśli ta równowaga była niestabilna, nawet jeżeli wiesz, że partner był toksyczny, emocje są wyjątkowo bolesne.

Julie, 25 lat, relacjonuje swoje odczucia kilka dni po rozstaniu:

Jedną z rzeczy, których chyba najbardziej mi brak, to budzić się obok ciebie w sobotni ranek. W weekendy twoja nieobecność wydaje mi się jeszcze bardziej okrutna. Nikt nie mówi: „Zostajemy w łóżku przez cały dzień?” albo: „Masz ochotę na brunch?” lub: „Dobra, przyczaimy się do 13, a potem idziemy do kina!”.

Kiedy byliśmy razem, dużo płakałam, jasne. Ale byłeś tu. Teraz nadal płaczę, ale jestem sama. Bardzo się też powstrzymuję. Jakbym trzymała łzy w środku. To taki rodzaj niewidzialnego smutku.

Jestem na ciebie wściekła, że doprowadziłeś mnie do tego stanu. Nienawidzę cię za to, że nie ma cię tutaj, żeby mnie pocieszyć. Nienawidzę cię za to, że przeszedłeś na drugą stronę. Że zostawiłeś mnie tutaj.

Dzisiaj jest sobota, budzę się bez ciebie. Siadam na środku łóżka i rozglądam się po mieszkaniu. Mój wzrok mimo woli wyłapuje te małe nieważne przedmioty, które mi ciebie przypominają. Nie ma już żadnego zdjęcia, żadnej twojej rzeczy, ale jest tyle drobiazgów, których nie mogę wyrzucić. Wazon. Prezent. Moje książki, niektóre z nich przeczytałeś. Książka kulinarna, nieoczekiwany podarunek. Gra towarzyska, w której wszystkie pytania znamy na pamięć.

Jestem na ciebie zła, nienawidzę cię za to, że przerwałeś te wszystkie nieważne sprawy. Ale one nadawały sens mojemu życiu. Dziś wszystko muszę odbudować. Nie wiem, czy mam na to ochotę i siłę. W mojej głowie jest mętlik.

To wszystko przez ciebie.

Julie bardzo dobrze opisuje utratę punktów odniesienia wywołaną przez rozstanie. Na szczęście, nawet po trzęsieniu ziemi o takiej sile można się odbudować, znaleźć azymut, odzyskać równowagę samodzielnie. Ale żeby tak się stało, najpierw trzeba zrozumieć, co się dokładnie wydarzyło.

Niestety, dla niektórych czytelników to kolejne rozstanie, dlatego wydaje im się, jakby bez końca powtarzali te same błędy. Ci, którzy przeżywają rozpad związku po raz pierwszy, są przerażeni na myśl, że mieliby jeszcze doświadczyć takiego cierpienia, i wolą uniknąć wszystkiego, co mogłoby wpędzić ich ponownie w taki stan. Taki „stan” nazywa się żałobą.

Żałoba wiąże się ze stratą rzeczywistą lub poczuciem straty. Żałoba po rozstaniu różni się oczywiście od żałoby spowodowanej śmiercią: ten, kto odszedł – nawet jeśli zniknął z twojego życia – nadal żyje; jest wspomnieniem, ale „wspomnieniem żywym”. Jednak procesy, które zachodzą w psychice, są w obu przypadkach podobne.

Zwykle rozróżnia się żałobę normalną i żałobę skomplikowaną.

Proces żałoby tzw. normalnej, opisany przez wielu specjalistów, zawiera różne etapy. Warto pamiętać, że te etapy nie są żelazne, mogą się pokrywać lub cofać; niektóre z nich można przeżyć bardziej intensywnie, inne szybciej. Opisano różne modele przebiegu żałoby. Jeśli chodzi o żałobę normalną, model jest następujący:

» Najpierw doświadczamy konsternacji, jeśli nie spodziewaliśmy się czegoś takiego, umysł pustoszeje, nie można myśleć ani nic zrobić. To stan szoku psychicznego i fizycznego.

» Potem pojawia się wyparcie („nie, to niemożliwe, nie mogę w to uwierzyć”). To stan pozornej dezorientacji, do którego dochodzi poczucie nierzeczywistości.

» Następnie rozpoczyna się coś, co nazwę okresem emocjonalnym. Pojawia się złość połączona z poczuciem winy – najpierw w stosunku do siebie („to wyłącznie moja wina, wszystko popsułam/popsułem”), potem do partnera, który odszedł, porzucił nas, doprowadził do tego stanu; później są smutek, lęk, strach; brak koncentracji, zainteresowanie czymkolwiek, co dzieje się na zewnątrz, ponieważ jesteśmy zbyt zajęci i przytłoczeni tym, co przeżywamy; rozpamiętujemy wspomnienia i pytamy „dlaczego?”... W tym czasie doświadczamy różnych emocji. Miejsca, przedmioty, najmniejszy szczegół przypominają partnera i stają się źródłem cierpienia.

» Jako kolejna nadchodzi faza adaptacji, podczas której powoli odnajdujemy punkty zaczepienia, gdy „przystosowujemy się” do straty.

» Wreszcie – akceptacja.

Oto etapy żałoby tzw. normalnej, czyli takiej, która się nie komplikuje. Ból jest silny, a „normalna” nie znaczy łagodna. Jednak etapy przebiegają płynnie. Nie unikamy nieprzyjemnych emocji. Porzucona osoba czuje, że stopniowo zmierza ku poprawie. Normalne rozstanie nie pozostawia trwałych urazów i nie przeszkadza w wejściu z ufnością w kolejny związek.

Natomiast etapy żałoby skomplikowanej przebiegają niezgodnie z normą. Trwają zbyt długo albo na jednej z faz dopada nas blokada, a to uniemożliwia zakończenie procesu. Emocje są nie do zniesienia, czujemy, jakby nie było widać ich końca, jakbyśmy bez przerwy upadali, jakby partner dopiero odszedł. Rozstanie zdaje się nie mieć końca.

W najbardziej skrajnych przypadkach żałoba skomplikowana przyjmuje formę patologiczną i wywołuje dekompensację: mechanizmy obronne okazują się nie dość silne i przestają działa. Można na przykład wpaść w ciężką depresję.

Trudno określić – a właściwie nie da się precyzyjnie wskazać – po jakim czasie żałoba staje się patologiczna. Zależy to od bardzo wielu czynników, którymi zajmiemy się szczegółowo dalej. W przypadku straty związanej ze śmiercią zwykle mówi się o etapie pierwszego roku, kiedy miną wszystkie daty rocznicowe (Sauteraud, 2012). Zakłada się, że osoba w żałobie wywołanej śmiercią powinna zacząć odnajdywać punkty odniesienia i odczuwać, że bolesne emocje maleją, po upływie sześciu miesięcy. Jeśli chodzi o żałobę po rozstaniu, przyjmuje się z kolei, że dojście do siebie jest w możliwe w czasie, który odpowiada połowie długości związku. Te szacunki wydają mi się nieco uproszczone. Jestem zdania, że najlepszą osobą do oceny, czy żałoba się skomplikowała, jest ta, która ją przeżywa.

Zasadniczo ryzyko doświadczenia żałoby skomplikowanej pojawia się, jeśli emocje są tak silne, że ich uniknąć. W gruncie rzeczy, unikając ich, blokujemy przebieg procesu. Zablokowana emocja może doprowadzić do napięć, wywołując czasami problemy somatyczne, jak ból brzucha, ból głowy, napięcie mięśniowe, egzemę lub łuszczycę. Im mocniej te nieprzyjemne emocje są blokowane, tym bardziej wzrastają w siłę, szkodząc samopoczuciu danej osoby. Komplikuje się także komunikacja z otoczeniem. Zamykamy się w swojej jaskini, uwięzieni w bolesnych emocjach i jak niedźwiedź zapadamy w sen, z którego nikt nie jest w stanie nas wybudzić.

Być może od czasu rozstania odczuwasz ból egzystencjalny, brak zainteresowań, niezdolność kochania, spowolnienie myśli. Być może wydaje ci się, że każdy ruch jest jak maraton. Jakkolwiek to przebiega, ten etap emocjonalny jest bardzo ważny w procesie, ponieważ przejście przez żałobę wymaga przeżycia smutku. Wtedy i tylko wtedy może nadejść tak pożądana faza akceptacji. „Zablokowana” osoba w żałobie mierzy się z zerwaniem więzi. Lęk przed separacją jest dla niej nie do zniesienia i popycha ją do zachowania pozornej równowagi, sztucznej i bardzo niepewnej, ze wszystkich sił unikając nieprzyjemnych emocji.

Szczególną trudnością „żałoby relacyjnej” jest to, że ta druga strona postanowiła odejść. Żyje nadal, a odmawia nam już swojej miłości, swojej obecności i swojego wsparcia. Stabilność związana z byciem w związku stwarza iluzję, że tak będzie zawsze. Rozstanie prowadzi do konfrontacji z faktem, że w gruncie rzeczy żyjemy ciągle w stanie niestabilnej równowagi. Rozstanie jest swego rodzaju obumieraniem za życia, a konfrontacja ze śmiercią zawsze przepełnia niepokojem. Przy rozstaniu doświadczamy bolesnych emocji, a one jak echo często wzmacniają inne wydarzenia z przeszłości, przez które cierpieliśmy. Do obecnej żałoby dochodzą wszystkie te, których nie przeżyliśmy wcześniej – związane ze śmiercią bliskiej istoty lub innymi rozstaniami – a to jeszcze potęguje poczucie cierpienia.

Ból po zakończeniu związku można porównać do mechanizmów napadu lęku. Pojawia się i narasta. Masz wrażenie, że od tego bólu umrzesz, że nie zdołasz się podnieść, ponieważ on ciągle rośnie. I żeby obniżyć poziom lęku wywołany bólem, starasz się uniknąć smutku, złości, poczucia pustki. Próbując myśleć o czymś innym, nałogowo oglądasz seriale albo co wieczór wychodzisz na miasto i być może upijasz się w sztok.

W rzeczywistości ból rośnie do pewnego poziomu. Jeśli zdołasz znieść go bez unikania, doświadczysz naturalnego zmniejszania się lęku, a więc i bólu. I następnym razem, kiedy pomyślisz o byłym partnerze i poczujesz lęk, będzie on mniej intensywny i minie szybciej. To nazywamy adaptacją.

Ważny jest przebieg rozstania. Jeśli doszło do niego wbrew tobie, nie unikniesz bólu, ale jego intensywność będzie się różnić w zależności od sytuacji. Ból będzie tym silniejszy, im bardziej nieoczekiwane było rozstanie i nie mieliśmy szans przygotować się do niego psychicznie; jeśli powody odejścia partnera są niespójne albo niezrozumiałe, jeśli w powietrzu wiszą pytania, jeśli zdarzyły się kłamstwa, zdrada, przemoc psychiczna lub fizyczna.

Odczuwany ból nie jest więc proporcjonalny do stażu relacji. Nie ma nic bardziej denerwującego niż usłyszeć: „No przecież nie ma co tak się nakręcać z powodu sześciomiesięcznego związku!”. Taki brak empatii tylko wywołuje poczucie bycia niezrozumianym i zwiększa cierpienie. Bardziej niż długość trwania relacji ważne jest to, w jaki sposób potoczyło się rozstanie oraz jaki styl przywiązania reprezentuje opuszczona osoba. Dla ilustracji przytoczę historię Laury.

Laura, 30 lat, z Frédérikiem związała się osiem miesięcy temu. Uważa, że bardzo im razem dobrze i wszystko jest w porządku mimo pewnych konfliktów związanych z poczuciem niepewności, które jej towarzyszy – zrozumie to dużo później. Pewnego dnia Frédéric zaproponował jej, żeby zamieszkali razem; oszalała ze szczęścia, zgodziła się. Tydzień później on odszedł ze słowami: „Okłamywałem się, uświadomiłem sobie, że nie widzę dla nas przyszłości, że nie jestem dość silny, by unieść twój charakter”.

Laura jest zszokowana nagłym i gwałtownym rozstaniem i popada w tak głęboką depresję, że przez wiele tygodni musi być na zwolnieniu lekarskim. Poza silnym uczuciem niezrozumienia i spadku poczucia wartości cierpi na bezsenność.

Kilka tygodni później Frédéric przyznaje, że odszedł do innej kobiety, którą właśnie poznał. Laura decyduje się więc zrobić wszystko, żeby go odzyskać. Posuwa się aż do tego, że błaga go o powrót. Oczywiście im częściej telefonuje i im więcej SMS-ów wysyła, tym bardziej on ją odrzuca.

Pewnego dnia Laura uświadamia sobie, że czas odpuścić i rozpocząć proces żałoby. Musi więc całkowicie zerwać kontakt z Frédérikiem. Postanawia prowadzić dziennik i pisze za każdym razem, gdy nachodzi ją chęć rozmowy z Frédérikiem. Korzysta z tego sposobu przez wiele kolejnych miesięcy.

Oto fragmenty dziennika Laury. Zaczyna go pisać dwa i pół miesiąca po rozstaniu.

Mój kochany,

od walentynek jest mi źle. Wielka dziura w piersiach, o której wcześniej już zapominałam, znów dała o sobie znać.

Tak mi ciebie brak, że czasami aż nie mogę oddychać. Niekiedy mówię sobie, że jedynym sposobem, żeby pozbyć się tej gangreny, która mnie zżera, byłaby śmierć. Ale staram się przeżyć. W każdym razie wydaje mi się, jakbym już była martwa. Jestem jak pusta koperta, która udaje, że skrywa coś w środku. Bez ciebie życie straciło sens. Wspomnienia są jak tysiące igieł, które kłują serce.

Myślę o tobie codziennie, mając nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, bo choć jesteś daleko, mój kochany, pragnę dla ciebie tylko dobrych rzeczy. Za dwa dni zaczynam terapię i nadal ćwiczę jogę. Tak bardzo chciałabym dzielić to wszystko z tobą...

Dwa dni później:

Nawet jeśli jestem z kimś innym, myślę o tobie i muszę uważać, żeby nie wymawiać twojego imienia. Zastanawiam się, czy ty wyobrażasz sobie, do jakiego stopniu rozmyślam o tobie...

Trzy tygodnie później:

Wracam z wakacji i właśnie odebrałam telefon od ciebie. Sądzę, że przez trzydzieści lat nie spotkałam większego gnojka. Do tej pory tłumaczyłam sobie, że cała twoja „niezdarność” bierze się z niedojrzałości. Ale teraz przeszedłeś sam siebie.

Zastanawiam się, jaki rodzaj perwersji sprawia, że dzwonisz do mnie i mówisz, że pogodziliście się z tą zdzirą, dla której mnie zostawiłeś. To coś niewyobrażalnego!

Współczuję wszystkim laskom, które staną na twojej drodze, i przychodzi mi do głowy, że miałam farta.

Szczerze żałuję, że chodziliśmy ze sobą i wymazuję nasz związek z pamięci. Nie zasługujesz na moją miłość.

Jesteś jak buldożer, który niszczy wszystko po drodze, który mnie zniszczył. Idź się leczyć.

Trzy miesiące później:

Nie pisałam już od jakiegoś czasu. Wiele się wydarzyło w moim życiu i w mojej głowie. Rozmawialiśmy wczoraj przez telefon i nie poczułam zupełnie nic...

To już prawie sześć miesięcy, jak odszedłeś i po raz pierwszy udało mi się przesłuchać naszą piosenkę bez płaczu. Jednak dziś wieczorem trochę mi ciebie brakuje...

Myślę, że nasza miłość była czymś głębokim i prawdziwym, ale pamiętam też, jak się spalałam od środka, kiedy widziałam, jak tańczysz i śmiejesz się z innymi dziewczynami albo się do nich uśmiechasz. Z całych sił próbowałam zapanować nad tymi myślami, bez skutku.

Nie rozumiem jeszcze, dlaczego byłam tak zazdrosna o ciebie. Czy to przez irracjonalne przekonania, z powodu twojego zachowania, czy kruchości naszego związku, której nie chciałam widzieć? Nie wiem.

Dziś myślę, że mogę powiedzieć, że mam się dobrze, przyjaciele mówią, że jestem spokojniejsza, sama też to czuję. Jednak mimo że miłość skryta głęboko w sercu nie przebija mi żołądka jak wcześniej, wciąż cię kocham.

Cztery miesiące później:

Fred,

chciałam napisać do ciebie tę kartkę od miesiąca, ale nie miałam czasu. Miesiąc temu poszliśmy na kawę. Dokładnie co do dnia dziewięć miesięcy po rozstaniu. Uważam, że to symboliczne.

Dziewięć miesięcy. Jak ciąża. Jakby to był poród naszego rozstania. Nie myślałam, że napiszę tę stronę tak szybko, ale wyzdrowiałam!

Już nie chcę być z tobą ani tym bardziej stworzyć rodziny. Nie mówię tego złośliwie, ale z ulgą! Czuję, że zaczynamy tworzyć więzi przyjaźni. To, że umiałeś się przyznać i powiedzieć, że „nieźle spierdoliłeś sprawę”, dobrze mi zrobiło.

Tak, tym razem wiem, że to ostatnia strona, którą do ciebie piszę.

To był piękny związek, mimo że tak się skończył. Całuję cię.

To była rzeczywiście ostatnia strona.

Ostatecznie Laura nie przyjaźni się z Frédérikiem.

Dziś jest bardzo szczęśliwa i zaręczona.

Warto przywołać fizjologiczne skutki rozstania. Odczuwane cierpienie, jak już wiemy i nadal będziemy się temu przyglądać, ma różne przyczyny. Jedną z nich – i nie należy jej lekceważyć – jest fizjologiczna reakcja na stratę. Żeby zrozumieć, co się dzieje, kiedy zostaliśmy porzuceni, skupmy się na mechanizmach źródłowych uczucia miłości.

DELIKATNA SPRAWA

Stan zakochania prowadzi do pobudzenia wszystkich naszych systemów sensorycznych (Vincent, 2007). Szczególnie ważny jest zmysł węchu. Mózg potrzebuje cząsteczek zapachowych, które pozwalają mu rozpoznać obiekt swych uczuć. Kto nie wodził nosem po szyi ukochanej osoby, jak zwierzę starając się odnaleźć znajomy zapach świadczący o tym, że jest w domu? Bez tego zapachu często mamy wrażenie, że jesteśmy na głodzie. Zapach partnera uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa pobudzonemu mózgowi!

Inny element niezbędny w miłości to feromony, substancje chemiczne, które działają między ludźmi jak posłańcy i zawiadamiają o dyspozycyjności seksualnej jednostki. Poza tym zdradzają, czy czuję strach, czy towarzyszy mi poczucie bezpieczeństwa. Często mówi się o postawie uwodzącej lub – wprost przeciwnie – postawie zamkniętej. W rzeczywistości mężczyzna czy kobieta, którzy chcą uwieść, generują wysoki poziom feromonów, wywołując efekt „pszczół lgnących do garnka miodu”.

Doprecyzuję: feromony nie mają nic wspólnego z perfumami i są całkowicie bezwonne. Wywołują w pełni nieświadomy, jednak bardzo wyraźny rezultat. W przeciwieństwie do hormonów, które działają wewnątrz ciała, dają efekt zewnętrzny. Mogą być lotne lub przenosić się przez kontakt. Niemniej działanie feromonów u człowieka jest jeszcze bardzo niejasne.

TO CHEMIA

W mózgu człowieka znajduje się próg aktywacji chemicznej, który pozwala odczuć stan zakochania. Jeśli brakuje przyciągania chemicznego, można się zaprzyjaźnić, ale nie zakochać. Jednak to nie przyciąganie chemiczne sprawia, że mdlejemy z radości, ponieważ ten pierwszy efekt pozwalają zniwelować funkcje poznawcze, czyli to wszystko, co należy do sfery umysłu.

Dwoma głównymi hormonami odpowiedzialnymi w organizmie za miłość są dopamina i oksytocyna. Uzależnienie od heroiny prowadzi do utraty apetytu, nadaktywności, zaburzeń snu, ożywienia pracy mózgu, człowiek wpada w euforię graniczącą z ekstazą. Osoba zakochana ma takie same objawy jak narkoman.

Kiedy spotykamy kogoś, uwalniamy porcję dopaminy, wywołując w ten sposób pierwsze efekty stanu zakochania (Vincent, 2007). Jednak ten stan będzie mógł trwać i umacniać się tylko wtedy, gdy dojdzie do uwolnienia oksytocyny, hormonu przywiązania, co dzieje się w zależności od tego, kogo spotykamy. Następnie szlak dopaminergiczny wzmacnia efekty oksytocyny i mózg przesyła komunikat, że chcemy spędzić więcej czasu z tą osobą. Nawet jeśli stymulator pod nazwą „obecność drugiej osoby” przestaje działać, jeszcze przez jakiś czas wciąż staramy się znaleźć ten stymulator endorfin, dzięki któremu byliśmy w siódmym niebie. Stąd okropne poczucie braku, które ogarnia nas pod nieobecność partnera. Porzucony, podobnie jak osoba uzależniona, zrobi wtedy wszystko, żeby zdobyć trochę „narkotyku”. To właśnie wyzwala uporczywe nękanie u niektórych porzuconych osób. Wobec tych, którzy obsesyjnie dążą do nieustannego odczuwania fizycznego i psychicznego stanu charakteryzującego moment zakochania (Timmreck, 1990), używa się pojęcia love addiction. Ogólnie rzecz biorąc, love addiction to ciągłe pragnienie miodowego miesiąca.

Łatwiej więc zrozumieć, że jeśli związek kończy się przedwcześnie, cierpienie może być bardziej intensywne. To konsekwencja nagłego odstawienia neurohormonów – takiego argumentu możesz użyć wobec osób niewrażliwych, którzy mówią ci, że melodramatyzujesz po zakończeniu relacji, która trwała trzy miesiące.

CO SIĘ DZIEJE W NASZYM MÓZGU

Aktywnością mózgową kobiet, które niedawno przeżyły rozpad związku, zainteresowali się psychiatrzy amerykańscy (Najib, Lorberbaum, 2004). Kobiety twierdziły, że nie są w stanie zapomnieć o rozstaniu i silnie odczuwały natarczywie powracające myśli – co niesie wysokie ryzyko wystąpienia epizodu poważnej depresji.