Czy podróżowaliście kiedyś wycieczkowcem? Czy zdecydowalibyście się na taką wakacyjną podróż? Brzmi kusząco, prawda? Czternaście dni na morzu, a jednocześnie na statku, gdzie dzieją się niesamowite rzeczy. Teatr, baseny, restauracje oraz wiele innych atrakcji. Dla wielu zapewne byłaby to podróż życia. Rozmarzyłem się, a dodatkowo wspominałem ponad 3-godzinny rejs z Tallinna do Helsinek z zeszłego roku i ile dał nam radości i przyjemności. Wróćmy jednak do najnowszej książki pani Anny Stryjewskiej, do Balu na statku Wenecja, której to premiera miała miejsce w ostatnim dniu lipca.
Autorka jest blisko związana z włókienniczym miastem, Łodzią. Tam prowadzi agencję nieruchomości. Jest pasjonatką podróży, zwiedzania i poznawania tego, co jest z tym związane: tradycje, smaki, kulturę. Uwielbia malować, ale przede wszystkim pisze książki. I to jakie!!!
Okładka jest cudowna, od razu chciałoby się podziwiać takie zachody słońca na oceanie. Ten rozświetlony horyzont jest na drugim planie. Na pierwszym zaś mamy postać kobiety w zwiewnej sukience. To co? Ruszamy w dwutygodniową podróż?
Wenecja to nazwa wycieczkowca. To on jest jednym z głównych bohaterów powieści. To na nim rozegrają się sceny, które na pewno na długo zostaną Wam, czytelnikom w pamięci. Sam jednak statek nie odegrałby ważnej roli, gdyby nie aktorzy, czyli wycieczkowicze, którzy się na nim pojawili. Poznajemy ich zaledwie kilku, kilkunastu, spośród ponad pięciu tysięcy. Wydawać się może, że przed dwa tygodnie będzie trwała tutaj sielanka, błogostan, czerpanie z wszelakich luksusów, dostępnych dla tych, którzy zapłacili zapewne niemałą kwotę za rejs. A jednak nie do końca jest to prawdą. Jedni tak jak Jakub i Leonid, będą wypełniać kontakt na statku, pracując ze swoimi przyjaciółkami jako artyści w teatrze. Nie będą mieli zbytnio czasu na wszelkie pokusy, jakie daje im przebywanie w tym miejscu i w tym czasie. Są jednak inni podróżnicy. Jedną z nich jest młoda Ina, która podróżuje do Nowego Jorku w otoczeniu trójki podejrzanie zachowujących się ludzi ? Wasyla i jego żony Floriny oraz Costina, który pełni rolę... narzeczonego młodej kobiety. Czy na pewno tak jest? Czy są tymi, za których się podają? Czy młodziutka kobieta jest bezpieczna?
Tak naprawdę powieść czyta się z zapartym tchem. To nie jest książka sensacyjna, a trzyma w napięciu do ostatnich stron. Czy zakończy się happy-endem? To już musicie sami się przekonać. Ja zachęcam wszystkich fanów powieści obyczajowych do przeczytania lektury.
To było moje pierwsze spotkanie związane z twórczością Anny Stryjewskiej i wiem, że nie ostatnie!!!
Opinia bierze udział w konkursie